“Snów Gięcie” to debiutancki album Emila Szwajka, który ukazał się pod naszym patronatem medialnym. Artysta pokazuje własny obraz świata w zróżnicowanych stylistycznie piosenkach. Poznajcie naszą recenzję tego wydarzenia.
Recenzja płyty “Snów gięcie” – Emil Szwajk (2022)
Na debiutancki album Emila Szwajka zatytułowany „Snów gięcie” warto zwrócić uwagę z kilku powodów. Przede wszystkim mamy do czynienia z doskonale skrojonymi kompozycjami, które przyciągają uwagę bezpretensjonalnością i świeżym spojrzeniem na dobrze nam znane, aczkolwiek różnorodne motywy muzyczne. Artysta starał się zawrzeć na tej płycie całkiem pokaźne spektrum muzyczne. Na końcu jednak zamknął całość w swoim, dosyć hermetycznym świecie, co świadczy o wyraźnym naznaczeniu tych propozycji indywidualizmem.
Nie da się ukryć, że Emil ma pomysł na własną twórczość oraz na to, co chce przekazać w czytelnych w swej wymowie propozycjach. Ich sama forma jest jasna, nieprzerysowana, choć przez to nie zawsze dostatecznie angażująca („Wszystko mam”). Na pierwszy plan wysuwa się jednak pozytywny przekaz, który na tle przyzwoicie nastrojonych dźwięków zaraża dobrą energią.
W tych piosenkach jest dużo ciepła, przyjemnie poruszającego klimatu, dzięki czemu łatwo nam zaprzyjaźnić się z samym twórcą – właściwie od początku staje się on naszym kompanem w tej muzycznej podróży. To pozwala na szybkie zasymilowanie się z całością i to nie tylko dzięki tak słonecznym momentom jak „Bum”, gdzie artysta stworzył uroczy duet z Martyną Szczepaniak.
Ten przyciągający uwagę nastrój da się wyczuć po pierwszym przesłuchaniu całości. Album rozpoczyna się bardzo interesująco, czyli od piosenki „RAAJ” z gościnnym udziałem Paprodziada. Ta przestrzenna i pulsująca dzięki klawiszom propozycja, wyraźnie nakreśla klimat całego krążka, który Emil podkoloryzował swoim charakterystycznym wokalem. Później jest jeszcze bardziej przebojowo – pojawiają się mocniej zaznaczone syntezatory („Nie zatrzyma”) lub całkiem sprawnie poprowadzone gitary („Troski”). Często na pierwszy plan wysuwa się brzmienie dosyć sugestywnie naznaczającej rytm perkusji, za którą zasiadł Nello Blasini. Chwilami staje się to nawet zbyt uporczywe, szczególnie w momentach, gdy obecność innych instrumentów została nieco zminimalizowana („Pył”). Wracając do gości, warto dostrzec obecność jeszcze jednego z nich, a mianowicie Roberta Cichego, który dołożył swoje ślady gitar w całkiem sprawnie poprowadzonym utworze „Sen”.
Ten album mieści się w szeroko pojętej pop alternatywie, ale z wyraźnie przebojowym podtekstem, który mógłby wywindować te piosenki na listach przebojów obok Baranovskiego i Mroza. Warto doceniać takie projekty, za którym stoi debiutant, bo w natłoku nowości możemy przeoczyć coś naprawdę wartościowego. Puszczając oko w stronę lat 80., 90. i dzisiejszej rezolutności artystycznej, Emilowi Szwajkowi udało się nagrać album, który przykuwa uwagę zawodowym wykonawstwem oraz ściśle określoną wizją artystyczną. A delikatny eklektyzm na płycie „Snów gięcie” nie przeszkadza nam w odkrywaniu jej niewątpliwych walorów. Takich wykonawców z pomysłem na piosenki określone niewydumaną stylistyką wciąż nam potrzeba. I choć ten album dopiero sygnalizuje obecność artysty na polskim rynku muzycznym, to jednocześnie staje się jego dobrym startem i rozbudza nadzieje na przyszłość. Ważny debiut.
Łukasz Dębowski
*****
Kup album “Snów gięcie”: https://allegrolokalnie.pl/oferta/snow-giecie-emil-szwajkowski-cd
Połowa zysku ze sprzedaży płyty powędruje do Fundacji Viva, która przeznaczy je na pomoc dla zwierząt z Ukrainy.
Emil Szwajk i jego nowy singiel. Posłuchaj utworu “Love song”
Jedna odpowiedź do “Emil Szwajk – “Snów gięcie” [RECENZJA]”