Strachy na Lachy w łódzkim klubie Wytwórnia [RELACJA]

W miniony piątek (31.03) łódzka Wytwórnia wypełniła się dźwiękami nieoficjalnego hymnu Piły i nie tylko. Do Łodzi zawitała formacja Strachy na Lachy, by zaprezentować dotychczasowy repertuar.

Strachy na Lachy to zespół, który na polskiej scenie muzycznej istnieje już od dwudziestu lat. W przeciągu tych dwóch dekad formacja dorobiła się dziewięciu albumów długogrających, wielokrotnych występów na festiwalach muzycznych i tras koncertowych po całej Polsce, a także wystąpień poza jej granicami. Ich muzykę trudno jest zaszufladkować mianem jednego gatunku, już od pierwszej płyty słyszalne są wpływy folkowe, alternatywne i poetyckie osadzone na silnej rockowej podstawie.

fot. materiały prasowe

Wszystko to obleczone oryginalną tekściarską twórczością wokalisty Krzysztofa Grabaża Grabowskiego składa się na niepodrabialny styl grupy.

Set zespołu rozpoczął się od energicznego coveru duetu Kaczmarski/Gintrowski „A my nie chcemy uciekać stąd„. Nie jest to nowość w repertuarze Strachów, cover w koncertowym wydaniu serwowali słuchaczom wielokrotnie. Mimo upływu czasu nie stracił on jednak na wartości, a zelektryzowane brzmienie w połączeniu z poezją barda doby Solidarności nadal robi wrażenie. Pozostając w bardziej elektronicznym klimacie zespół po przywitaniu z publicznością przeszedł do utworu „Zachmurzony w tobie” ze swojej ostatniej płyty „Piekło”. Tuż po nim widzowie przenieśli się do 2005 roku by posłuchać historii o „Niecodziennym szczonie„, skomponowanej na hiszpańską modłę. Zespół meandrując wśród nieszczęśliwych historii miłosnych wykonał „Powiedziałem jej o tobie„, by za chwilę zagrać segment świetnie znanych publiczności utworów z poprzedniej dekady. „Twoje oczy lubią mnie” ostatecznie rozśpiewało tłum, a niezawodne „Dzień dobry, kocham cię” skłoniło do tańca nawet najwytrwalszych zwolenników spokojnego kontemplowania muzyki na żywo.

Po energetycznym skoku przyszedł moment na gorzkie refleksje wraz z „Chory na wszystko” i „Bloody Poland„. Piosenka „Chciałbym żeby” sprytnie stworzyła połączenie między odmiennymi nastrojami, przygotowując słuchaczy na powrót do nieco skoczniejszych utworów. Strachy zagrały wówczas kolejno: „Sznury aut„, „Jednab taka szansa na 100„, „Ostatki, nie widzisz stawki„, które znów zwiastowały zwolnienie tempa, a tuż za nimi retoryczne „Co się z nami stało„. Dostatecznie rozgrzana publiczność chórem odśpiewała więzienną balladę „Czarny chleb i czarna kawa„, by chwilę później zatopić się w klimat słowiańskich guseł wraz z piosenką „Dygoty„. Set zakończył się dwoma wielkimi hitami zespołu. Podczas „Żyję w kraju” i „Raissy” publiczność nie zawiodła i ile sił w gardłach wtórowała zespołowi. Skandujący tłum nie dał jednak szybko opuścić zespołowi klubu. W pierwszym bisie zespół wykonał dwa utwory z albumu „Przechodzień o wschodzie” – biograficzny „Nazywam się Grabowski” i swawolny „Krótki sznur„. Na dokładkę muzycy zaserwowali jeden ze swoich największych hitów, osobistą opowieść o mieście, która już na dobre zapisała się w kanonie skojarzeń z tym miejscem – mowa o „Pile tango„.

Łódzka publiczność nie dała jednak za wygraną i wiwatując przekonała grupę do kolejnego bisu. Strachy pozostawiły publikę w refleksyjnym nastroju kończąc show „Niebotycznym niebowstąpieniem” i utworem „Na pogrzeb króla„, który tradycyjnie już został wysłuchany przez publiczność na siedząco.

Zespoły z długoletnim stażem często borykają się ze spadkiem popularności, szczególnie wśród młodszych pokoleń. W przypadku publiki Strachów na Lachy sytuacja jest wyjątkowa: do łódzkiej Wytwórni przybyli dojrzali słuchacze, rodzice z dziećmi, a także młodzież. Zespół podczas występów na żywo szybko zjednuje sobie sympatię publiczności, a dodatkowo serwuje tłumowi spektrum przeżyć, które warte są każdej złotówki wydanej na bilet.

Daria Trojanowska

 

Strachy na Lachy z ekologicznym przesłaniem w utworze “Łuski krokodyla”

Leave a Reply