Waglewski Fisz Emade – “Matka Syn Bóg” [RECENZJA] [WSPOMNIENIE]

Nasz ocena

„Matka Syn Bóg”, to wypowiedź artystyczna, która dotyczy spraw ważnych, ale w wielu przypadkach potraktowanych z dystansem charakterystycznym dla Waglewskich. Album ukazał się w 2013 roku.

fot. okładka albumu

Recenzja płyty “Matka Syn Bóg” – Waglewski, Fisz, Emade (Agora Muzyka, 2013)

Najnowszy album rodziny Waglewskich, czyli Wojciecha, Fisza i Emade pt. “Matka Syn Bóg” to zbiór piosenek tętniących życiem, choć czasem nasączonych też męską melancholią. Pomimo wyraźnego ujarzmienia muzycznego, mamy do czynienia z garażowym graniem, które wypada niezwykle okazale. Głęboko osadzone melodie w folku, bluesie, przesterowanych i przybrudzonych rockiem gitarach stają się wystarczającym dobrobytem na tym krążku.

Nie odnajdziemy tu wielkich szaleństw brzmieniowych, ani rewolty muzycznej. A trzeba przyznać, że pomimo tego całość trafia swoim trzeźwym spojrzeniem (głównie poprzez teksty) w nieodłączne elementy ludzkiego życia i staje się sednem doskonałości twórczej. Selekcja treści tu zawartych oraz ogromna dawka dojrzałości zmusza nas do zasłuchiwania się w tej płycie. I za każdym razem daje nam ona namiastkę oczyszczenia, przemyśleń i zatrzymania się w codziennej gonitwie.

Szczególnie nakłaniają nas do tego spokojniejsze kawałki. Do takich trzeba zaliczyć ważny w przekazie utwór “Bóg“, uderzającą w tonie “Matkę” i niby od niechcenia napisanego, a jakże niepokojącego “Syna“. Bujają w pulsacji instrumentów łobuzerski “Pocisk” i podany na stałym rytmie, choć jazzujący w końcówce “Posłuchaj“. Nie gorzej wypada countrowy wydźwięk w chropowatym kawałku “Ile jeszcze życia?“.

Panowie osiągnęli wysoki poziom twórczy, dzięki trafności przekazu, oszczędnym aranżacjom oraz wychwyceniu istoty treści muzycznej. Bo siła płyty “Matka Syn Bóg” nie leży po stronie wypolerowanych melodii, ale nadaniu im szlachetności poprzez racjonalne i szczere, choć nie jedynie na wskroś poważne zapatrywania artystyczne. A pewna szorstkość twórcza podbija autentyczność tego wydarzenia. Wszystko ma tu swoje uzasadnienie i jeżeli coś jest nie do końca przyjemne, to zostało podane w taki sposób by dotykało prawdy. Jednak z umiejętnością złapania odpowiedniego dystansu. Bo nie krwisty smutek oraz żałoba jest najważniejsza, a umiejętne żonglowanie emocjami. Taka jest właśnie ta płyta. Zręcznie skonstruowana, nieprzekombinowana i do szpiku kości realna.

Łukasz Dębowski

 

Leave a Reply