“Każdy z tych kawałków dotyczy moich przeżyć i odczuć” – Shaman Dread [WYWIAD]

10 lutego odbyła się premiera długo wyczekiwanego, debiutanckiego krążka młodego artysty pochodzącego z Jarocina, występującego pod pseudonimem Shaman Dread.

Zapraszamy na nasz wywiad, z którego poznacie jego niełatwą drogę do nagrania pierwszej płyty “Coś, gdzieś, kiedyś…”, która ukazała się pod naszym patronatem medialnym.

fot. materiały prasowe

Pochodzisz z Jarocina, który kojarzy się z muzyką rockową. Skąd wzięło się Twoje zamiłowanie do muzyki reggae? I na ile miejsce, z którego pochodzisz miało wpływ na to, jaka muzyka stała się dla Ciebie inspirująca?

Tak, Jarocin kojarzy się głównie z muzyką rockowa, ale też dzieje się dużo w innych klimatach. Sam chodziłem na festiwale, ale pamiętam również jam session na polanie, koncerty w JOK-u, w amfiteatrze. Dzięki temu poznawałem nowe rzeczy, jak chociaż bębnienie na kręgu i wiele spontanicznych akcji w parku, gdzie siedzieliśmy i sobie nawijaliśmy. A co do muzyki, jako inspiracji to lubię słuchać różnych rzeczy, wiec ciężko jednoznacznie określić. W każdym razie w Jarocinie dorastałem, więc ma to wielki wpływ na moją muzykę.

Muzykę tworzysz od 2007 roku. Jak oceniasz swoją drogę artystyczną, która doprowadziła Cię do wydania solowej płyty “Coś, gdzieś, kiedyś…”? Chyba nie była to łatwa droga?

Myślę, że wiele rzeczy mógłbym zrobić lepiej, szybciej, ale od zawsze muzyka była pasją i robiłem to dla zabawy. W sumie to było trzecie podejście do zrobienia pierwszej płyty. Wcześniejsze problemy techniczne i moje – nazwijmy to – niedopatrzenie sprawiało, że materiał znikał. Znajomi często pytali, kiedy w końcu coś wydam, że szkoda, żeby ten materiał się zmarnował. Droga to życie, raz jest gorzej raz lepiej, raz z górki, raz pod górkę. Pomimo długiego procesu udało mi się nagrać album, z którego dziś jestem dumny.

 

Jak z perspektywy czasu oceniasz swoje poczynania w projekcie “Dycha”, które zaowocowały wydaniem płyty “Strzał w dziesięć”? Dlaczego nie kontynuowałeś tej współpracy?

Z perspektywy czasu nadal przyjemnie mi się tego słucha. Wiadomo, to było jakiś czas temu, więc kilka rzeczy bym poprawił w swoich zwrotkach, ale cały album, myślę, że jest na wysokim poziomie i chętnie wracam do niego. Jest to dla mnie wiele wspomnień – kilka koncertów, spotkań, a także chyba w Środzie Wielkopolskiej, byłem pierwszy raz w studiu nagrań, zanim jeszcze powstawał ten projekt. Nie kontynuowałem tego, bo życie pokierowało mnie w inną stronę, chociaż czasami wrzucaliśmy zwrotki na inne projekty. Reszta załogi robi swoje rzeczy i nie jest powiedziane, że nic już razem nie zrobimy. Były takie pomysły.

Jak dużo trzeba pracować nad specyfiką posługiwania się wokalem, żeby dotrzeć do tego satysfakcjonującego momentu? Jak to było w Twoim przypadku?

Myślę, że zawsze można jeszcze lepiej, często w dniu nagrania mi się bardzo podoba, a na drugi dzień już bym coś poprawił. Trzeba ćwiczyć cały czas. U mnie największa satysfakcja pojawiła się, gdy zacząłem kontrolować głos.

Przejdźmy jednak do Twojej pierwszej pełnoprawnej płyty, która powstawała dosyć długo. Nie miałeś obaw, że tworząc materiał przez kilka lat, może on stracić na swojej aktualności?

Tak, miałem taka obawę, tym bardziej, że już kiedyś grałem te utwory na niejednym koncercie. Wiele się zmieniło w moim w życiu, ale nadal ten materiał mi się podoba, a nigdy wcześniej nie wydałem niczego tak oficjalnie, więc postanowiłem to w końcu zrobić.

 

Jak wyglądał materiał na ten album w momencie zbierania pierwszych pomysłów w stosunku do tego, co możemy ostatecznie usłyszeć na płycie? Czy utwory mocno zmieniły się na przestrzeni tych kilku lat?

Niektóre numery powstawały wiele lat. Czasami pisałem pojedyncze zwrotki, później je łączyłem w jeden utwór… Niektóre w ogóle się nie zmieniły, a niektóre miały kilka wersji pomiędzy.

Co było dla Ciebie najważniejsze tworząc materiał na album “Coś, gdzieś, kiedyś…”? Jakie wartości były dla Ciebie najcenniejsze podczas komponowania oraz pisania tekstów?

Jak go tworzyłem nawet nie wiedziałem, że tak się będzie nazywać ta płyta. Teksty były pisane pod wpływem pewnych emocji. Każdy tekst, ma swoją historię. Dla mnie jest to wielka pamiątka i część mojego życia. Także ważny krok dla mnie, w końcu skończyłem coś, co zacząłem dawno i teraz czas na nowe rzeczy.

Materiał, który zebrałeś na ten album jest spójny poprzez gatunki, w których się poruszasz, ale ogólnie klimat poszczególnych kompozycji bywa różnorodny. Co według Ciebie jest głównym elementem spajającym wszystkie kompozycje oprócz Twojego głosu?

Chociażby to, że muzyka jest zrobiona przez jednego producenta. I to, że jest po prostu moja.

Czy są takie kawałki na tej płycie, które bardzo osobiście dotyczą Twoich przeżyć? Jak bardzo emocjonalnie odkryłeś siebie w tych utworach?

Każdy z tych kawałków dotyczy moich przeżyć i odczuć. Dlatego trudno wyróżniać mi poszczególne utwory.

Jedną z Twoich pasji także związanych z muzyką jest zbieranie winyli. Co według Ciebie jest takiego w czarnym krążku, że przeżywa swoje drugie życie? I czy masz plan wydać własny album na winylu?

Sam szum igły ma swój urok, głębsze brzmienie, a także trwałość płyty. Tak, to jest kolejne moje marzenie, myślę o singlu na „siódemce”. Cały album również chciałbym zrobić, ale pożyjemy zobaczymy.

Czy mógłbyś wskazać artystów, którzy stanowią dla Ciebie duże źródło inspiracji, co być może znalazło swoje odbicie w tym, jak sam tworzysz muzykę?

Nie chciałbym tu wymieniać, bo jest ich wielu, słuchając różnej muzyki, uczymy się nowych rzeczy i w każdym jednym artyście jest coś specjalnego, co zapada w pamięć.

Jakie są teraz Twoje najbliższe plany artystyczne? Czy jesteś gotowy, żeby stanąć na scenie z utworami z płyty “Coś, gdzieś, kiedyś…”?

Jak powiedziałem wcześniej, chcę wydać singiel, a potem kolejny album. Tak, jestem gotowy, wręcz chętnie zagrałbym już jakiś koncert. Obecna sytuacja nie jest łatwa dla artystów, ale jak tylko to będzie możliwe, stanę na scenie z tymi utworami.

 

fot. okładka płyty

Leave a Reply