“Wracam” to tytuł nowego albumu Olgi Bończyk, który jest powrotem artystki do początków jej wokalnej kariery. Płyta ukazała się pod naszym patronatem medialnym. Poniżej można znaleźć naszą recenzję tego wydarzenia.
Recenzja płyty „Wracam” – Olga Bończyk (2024)
Nowy album „Wracam” Olgi Bończyk, to projekt karkołomny i istniejący poza kategoriami, którymi posługujemy się we współczesnej muzyce. Na jego formę złożyło się dwanaście piosenek, stanowiących klasykę, głównie polskiej muzyki rozrywkowej (ale nie tylko). I mówienie o nich w kategoriach coveru nie będzie do końca trafne, bo artystka nagrała je zupełnie niestandardowo, wykorzystując jedynie… swój głos. Dlatego wszelkie wielogłosy, podziały wokalne, ale też jazzowy feeling wynika z precyzji wykonawczej, staranności, należytego wyczucia oraz ogromnego talentu wokalistki.
Jak mówi sama artystka, płyta „Wracam” jest „powrotem i ukłonem do początków mojej wokalnej kariery, czyli roku 1986”. Wtedy też współpracowała ona z jedną z najbardziej liczących się formacji jazzowych, czyli Spirituals Singers Band. Przy okazji nowego albumu narzędziem potrzebnym do urzeczywistnienia takiej wizji artystycznej posłużył więc wyłącznie niezwykle sugestywny głos wokalistki. Dlatego zaaranżowanie poszczególnych utworów a capella wymagało od Olgi Bończyk wielkiego zaangażowania i sprawności, której może pozazdrościć wielu topowych wykonawców (aranżacje – Jacek Zamecki).
Dopasowywanie wszelkich partii wokalnych, składających się na poszczególne propozycje, wydaje się zadaniem wręcz akrobatycznym. Nie czujemy jednak silenia się z materią – artystka nagrała wszystko w sposób lekki, wręcz przystępny nawet dla słuchacza, który na co dzień nie ma do czynienia z taką estetyką muzyczną. Jest w tym jednak sznyt szlachetności oraz czegoś ponadczasowo przyjemnego. Należy dodać, że Oldze udało się w sposób niezwykły uplastycznić melodykę poszczególnych propozycji.
Przy okazji tego projektu może się wydawać, że twórczyni słyszy więcej, niż to sami możemy odbierać, puszczając sobie oryginalne wersje „Zawsze tam gdzie Ty” (Lady Pank) lub „Embarras” (Irena Santor). I to się przełożyło na teraźniejsze, niezwykle intrygujące w swej wąskiej formule wykonania. Przecież do tego dochodzą swingujące frazy, w tym przypadku dodające innego kolorytu kompozycjom, które często sami nucimy. Ciekawostką stało się zaśpiewanie wiązanki piosenek znanych swego czasu z… dobranocek (m.in. „Pszczółka Maja”, „Colargol”, „Bolek i Lolek”). Połączenie tych melodii i ubarwienie ich bogatym, często skomplikowanym frazowaniem budzi ogromny podziw. Dlatego „Mój bajkowy świat” wydaje się najtrudniejszym elementem, który złożył się na ten – jak mówi sama Bończyk – „najambitniejszy projekt muzyczny”.
A przecież pojawiają się także akcenty poniekąd związane z onomatopeją, które przy tej okazji można usłyszeć (choćby „szczekanie Reksia”) oraz krótkie monologi naśladujące wypowiedzi bohaterów wspomnianych bajek („Pszczółka Maja”). Tutaj przydał się aktorski talent wykonawczyni.
Czy wszystko się na tej płycie udało? Od strony wykonawczej nie można mieć zastrzeżeń, wręcz wiele z nowych odsłon budzi podziw. Jedynie utwór „Łatwopalni” (Maryla Rodowicz) stracił nieco swój pierwotny, lekko melancholijny urok. Poprzez jazzowy wydźwięk prezentuje się on zupełnie inaczej, co w tym przypadku rodzi pewne zastrzeżenia, bo zabrakło głębszego klimatu. Być może to szczegół nie aż tak bardzo istotny, bo opiera się na subiektywnym odbiorze, jednak warto zaznaczyć, że wiele z tych wykonań odbiega od pierwowzorów, co ostatecznie trzeba uznać za siłę tego wydarzenia. Stąd słowo „cover” niekoniecznie pasuje do tych interpretacji.
Jak mówi Olga Bończyk: „Jestem zbudowana tym, jak wiele potrafi ludzki głos”. Choć tutaj należałoby dodać – co potrafi głos tak wybitnej wokalistki, która od lat kroczy własną drogą artystyczną, idąc często pod prąd oczekiwaniom i temu, co aktualnie jest modne. Album „Wracam” połyskuje na tle tego, co muzycznie nas otacza, choć to projekt raczej niszowy. A to ze względu na trudność – może nawet niemożliwość – przełożenia go na koncerty. Warto sprawdzić, na czym polega wyjątkowość tej płyty, niosąca oprócz waloru artystycznego wartość edukacyjną. W końcu dostaliśmy wybitne piosenki, które nie blakną na tle twórczości współczesnych wykonawców. Wręcz ich atrakcyjność jest wciąż ewidentna, szczególnie w takiej odsłonie.
Łukasz Dębowski
Byłem pewien że to okładka płyty Jennifer Lopez 🤭