„club2020” to wyjątkowy album, zrzeszający największe gwiazdy polskiego hip-hopu. We flagowym projekcie 2020 label udział wzięli m.in. Taco Hemingway, PRO8L3M, OKI, Otsochodzi, Young Igi, CatchUp, Young Leosia, Gruby Mielzky, Dwa Sławy, Łajzol, schafter, DZIARMA, Avi, Margaret, HAŁASTRA, Kukon, Miły ATZ, Szczyl oraz Pers. Poznajcie naszą recenzję tego wydarzenia.
Recenzja płyty „club2020” – club2020 (2023)
O club2020 słyszał chyba niemal każdy, kto choć trochę interesuje się polską muzyką. Było o nich głośno, tak naprawdę od samego początku, gdy tylko pojawiły się pierwsze wzmianki na temat tego przedsięwzięcia. Ten naszpikowany gwiazdami projekt pozwolił na przecięcie się wielu artystom, pokazał wiele nieoczywistych połączeń oraz udowodnił, że kolektyw 2020 ma jeszcze naprawdę dużo do pokazania.
Artyści tworzyli podczas wspólnego wyjazdu, gdzie każdego dnia kilka studiów muzycznych pękało w szwach. Oczekiwania co do tej płyty były ogromne, bo w końcu co innego ma wypuścić topka tego kraju, jak nie hit za hitem?
Szczerze mówiąc, wyglądało to trochę jak tykająca bomba, która w każdej chwili może eksplodować. I to nie do końca w ten pozytywny sposób. Artyści zaproszeni do tego projektu już pewnie nie raz zmagali się z presja otoczenia, które oczekiwało od nich wielkich liczb. Jasnym stało się, ze club2020 musi zrobić miliony wyświetleń, bo inaczej będzie postrzegany jako nieudany projekt. Czy jednak presja nie była za duża? Hot or not?
Single nie przyjęły się tak dobrze, jak można byłoby się spodziewać. Zapewne dlatego, że nie był to do końca catchy materiał. Taki skład i jedynie marne parę milionów pod singlowymi kawałkami? Nie, żeby było to jakoś mało, ale porównując z podobnym projektem, czyli Hotel Maffija 2, to single clubu2020 wypadają pod tym kątem akurat bardzo blado. I nie uwierzę, że chodzi tu o większą jakość, a przez to niszowość, bo “Malibu Barbie” wcale nie jest bardziej ambitne niż chociażby „Parapetówa„.
club2020 wygrywa natomiast pozostałymi utworami, które nie poszły jako single. Jest tu naprawdę ciekawie, inaczej i śmiem twierdzić, że ten materiał ma szansę stać się pewnego rodzaju wyznacznikiem dla dopiero co wschodzących raperów. Wielki ukłon tutaj w dużej mierze dla producentów tej płyty, którzy stworzyli taki vibe, że ciężko tak po prostu wyłączyć ten album i podświadomie nie gibać się jak pierdolony rezus. 🙂
Dzięki temu, że na albumie znalazło się aż tylu artystów, to każdy z nich musiał zmobilizować się na tyle, by przez swoje 10 sekund w utworze nawinąć jakiś topline. Na pewno nie ma się też tutaj uczucia przepychu któregokolwiek z artystów. Wymieniają i dopełniają się oni naprawdę dobrze. Pracują jak jeden organizm, i choć momentami niektórzy z nich nie potrafią wkomponować się w daną piosenkę i jej klimat na 100%, to są to rzeczy, na które da się przymknąć oko.
Czy da się kogoś wyróżnić na tym albumie? Raczej nie. Wszyscy na jednym poziomie dograli swoje fragmenty, a to, czy coś nam bardziej siądzie czy mniej, to już naprawdę kwestia gustu. Nie ma tu też ewidentnych wtop, bo jeśli komuś lekko podwinęła się noga w jednym numerze, tak w następnym dawał z siebie razy dwa. Do tej pory uśmiech na twarzy wywołuje u mnie postać Grubego Mielzkiego lecącego na bicie „Malibu Barbie”. Wstydu nie ma, ale biorąc pod uwagę jego wypowiedzi sprzed paru lat, można się nieźle uśmiać. Szanuję bardzo za odwagę, i chyba pierwszy raz w życiu mogę powiedzieć, że wielki props ode mnie dla Mielzkiego. Hip-hop, a to jak go postrzegamy, często znacznie od siebie odbiega.
Bardziej props niż hejt, jak mówi maksyma Yurkowskiego. Płyta ciekawa, inna i nie do końca próbująca wbić się w aktualne trendy. Dużo niebanalnych zwrotek, interesujących bitów, nietuzinkowych połączeń i eksperymentów wokalnych. Przekonali mnie Panowie i Panie, że to jednak dobry materiał, bo nie ukrywam, że po pierwszych singlach byłem dość sceptycznie nastawiony do całości. Poprzeczka była zawieszona wysoko, ale udało się ją przeskoczyć. No może z małymi turbulencjami.
Mateusz Kiejnig
Taco Hemingway, OKI, Otsochodzi, Young Igi i CatchUp w gwiazdorskim singlu!
Jedna odpowiedź do “club2020 – club2020 [RECENZJA]”