OS.SO – „Lethe” [RECENZJA]

Nasz ocena

OS.SO debiutanckim albumem ”Lethe” zabiera słuchaczy w podróż przez muzyczne pejzaże. Płyta ukazała się 29 września pod naszym patronatem medialnym. Zapraszamy do zapoznania się z naszą recenzją tego wydarzenia.

Recenzja płyty „Lethe” – OS.SO (2022)

W przypadku Zuzanny Ossowskiej, występującej jako OS.SO, określenie – „artystka” nie rodzi żądnych wątpliwości, wręcz narzuca się samo. Wokalistka, kompozytorka, producentka muzyczna, multiinstrumentalistka (ze szczególnym zamiłowaniem do basu), to tylko kilka określeń idealnie oddających jej poczynania artystyczne. Najważniejszym w działalności OS.SO wydaje się jednak kreowanie własnej rzeczywistości muzycznej, czegoś ulotnie nieuchwytnego, trudnego do zmaterializowania, a jednocześnie obrazowo szlachetnego. Takie skojarzenia rodzą się w trakcie słuchania jej debiutanckiego albumu „Lethe”.

OS.SO płynie własnym nurtem, nie próbuje się dopasowywać do czyichś oczekiwań, flirtując z modnymi gatunkami, choć ma wszelkie predyspozycje do tego, by móc odnaleźć się w różnych sytuacjach muzycznych. Tę wszechstronność pozostawia dla innych, tworząc jako songwriterka, tym samym dając upust swojej ogromnej kreatywności. „Lethe” to bardziej intymny świat, zmaterializowany wyłącznie na własnych warunkach, gdzie artystka daje rozwinąć skrzydła znaczącej inwencji twórczej, tak ładnie układającej tracklistę tej płyty.

Oniryczny charakter jej utworów nie ulega rozmyciu, a więc nie mamy do czynienia z zupełnym zatraceniem się w czymś nieuchwytnym, klimatycznym, intymnym, a przez to głęboko emocjonalnym. Choć wszystkie te elementy składają się na jej muzykę, to całość posiada konkretnie zaznaczony wyraz artystyczny, oparty na ciekawych rozwiązaniach harmonicznych. Do tego dochodzi przeszywająca i jedyna w swoim rodzaju „czułość” brzmień („Vanishing Mind„).

Wspomniany wcześniej oniryzm odnosi się głównie do konwencji literackiej, ale biorąc pod uwagę inspiracje OS.SO (filozofia, litertura i sztuka), nie będzie nadużyciem odniesienie tego stwierdzenia do albumu „Lethe„, który ma szerszy kontekst chociażby dzięki teledyskom, tekstom, a także całej oprawie albumu. Nie bez znaczenia w tym wszystkim ma także wydanie fizyczne, wykonane z dbałością o ekologię.

W tych piosenkach jesteśmy więc bliżej natury oraz bezpośredniej afektywności, która przemawia przez ich zjawiskowy koloryt. A wszystko opiera się na żywych dźwiękach, często zaprezentowanych przez zaproszonych gości, będących częścią tej muzycznej podróży. Stąd zachwyca chociażby klasycznie brzmiąca, dodająca dramaturgii altówka Magdaleny Szczebiot („Vanishing Mind„). Zresztą taki wymiar ma także – oparty na subtelności pianina – „Single Blow„. Wszystkich muzyków biorących udział w nagraniu poszczególnych kompozycji nie da się wymienić, choć ich udział w tym wydarzeniu jest nieoceniony (m.in. Bartosz Smorągiewicz na saksofonie w „Nautycznym świcie„).

Przy wielu założeniach, pewnemu wysublimowaniu i wielowymiarowości muzyki, nie jest ona trudna w odbiorze. Jej twórczość ma popową lekkość, ale nie tak oczywistą, jak mogłoby się wydawać. OS.SO jest na tyle wszechstronna, że nie zamyka się w nadmiernie zindywidualizowanym postrzeganiu własnej twórczości, dzięki czemu album „Lethe” jest otwarty na bezpośredni kontakt z drugim człowiekiem. Wręcz z każdego zakamarka słychać – zapraszam, rozgość się, może te unoszące się dźwięki będą także bliskie Tobie? To staje się nadrzędną wartością jakże wysmakowanej całości. Jedynie nie jest to muzyka, na którą każda chwila jest dobra, bo jej odbiór wymaga odpowiedniego momentu, ale gdy znajdziemy dla niej właściwy czas, w pełni odda swój bogaty, emocjonalny nastrój.

Łukasz Dębowski

 

OS.SO i jej zaskakująca propozycja na lato. Posłuchaj singla “Nautyczny świt”

3 odpowiedzi na “OS.SO – „Lethe” [RECENZJA]”

Leave a Reply