“n.p.m.” to tytuł nowego albumu w estetyce rocka i ambientu – Michała Adamowicza. To muzyka, która skłania do kontemplacji, refleksji, a także do bycia tu i teraz. Zapraszamy do zapoznania się z naszą recenzją tego wydarzenia.
fot. okładka płyty
Recenzja płyty “n.p.m.” – Michał Adamowicz (Soliton, 2023)
“n.p.m.” to trzeci solowy album Michała Adamowicza, który w sposób wyszukany łączy naturę z muzyką. A ta oscyluje w okolicach rockowej wieloznaczności, gdzie ważną rolę odgrywa przenikliwy klimat. W spokojniejszych momentach dostajemy coś na wzór poezji śpiewanej, ale nietypowo sformatowanej w takim przekazie, a co za tym idzie bardziej charakterystycznej tylko dla tego projektu.
Wiele utworów posiada czytelnie wyodrębnione teksty, co w subtelniejszych chwilach – a tych jest większość – ma możliwość łatwiejszego dotarcia do słuchacza. Natomiast niektóre akcenty muzyczne podrasowane zostały “floydowską” wytrawnością, co pokazuje, że udało się stworzyć intymną przestrzeń, w której zawodowo wybrzmiewają poszczególne instrumenty (“Idzie dzień“). I nie zawsze taki obszar artystyczny został wypełniony słowami, co pokazuje, że inwencja twórcza muzyka sięga dalej poza przyjętą konwencję (“Lot“). Refleksyjny ton poszczególnych propozycji sprawia znów, że łatwo zaszyć się w kameralnej odsłonie tego wydarzenia.
A to nie koniec zaskoczeń, bo w niezwykle nastrojowym – choć nabierającym tempa – utworze “Lawina” usłyszymy głos wokalistki Joanny Borysowicz, która idealnie wtopiła się w specyfikę całego projektu. A ten twórca zdecydował się podzielić na trzy części, przyporządkowując je różnych elementom związanym z naturą. Po pierwsze – strach i bezradność wobec sił przyrody, po drugie – fascynujące istnienie natury we własnej strukturze i po trzecie – góry, jako tło do ludzkich historii. Oczywiście uniwersalizm związany z muzyką nie wymaga odkrywania tych wszystkich elementów, ale pozwala być bliżej artystycznej wizji Michała, co w pewien sposób pomaga w intensywniejszym odbiorze całości.
Spokojnie urzeczywistniona materia bywa faktycznie ciekawa i tylko chwilami brakuje mocniejszego zarysu muzycznego, czy też dobitniej zaprezentowanych akcentów rockowych, które nie ginęłyby w ambientowo rozmytych melodiach. Dlatego tak dobrze połyskują wyraźniej zaznaczone motywy, gdzie gitary stają się na swój sposób reprezentatywne (druga część utworu “Stalowe niebo II“). Przydałaby się odrobina większej ekspresji, choć akustyka brzmień w odniesieniu do intymności także wypada bardzo atrakcyjnie (“Na dachu świata“). Niektóre z tych utworów mają filmowy podtekst, choć biorąc pod uwagę to, że artysta tworzy również taką muzykę, nie będzie to zaskoczeniem (ścieżka dźwiękowa do filmu “Kohut“).
“n.p.m.” Michała Adamowicza, to album wymagający skupienia, by móc docierać do jego głęboko osadzonego przekazu. Intensywność związana z odbiorem zależy więc od naszego zaangażowania w ten projekt i umiejętności odkrywania jego kolejnych warstw. Na pewno nie są to łatwe w odbiorze propozycje, ale potrafiące odwdzięczyć się czymś ważnym w swej podskórnej emocjonalności. Jeszcze bardziej pomogłaby w tym większa siła wyrazu i wyraźniej zaznaczona forma artystyczna.
Ten album to miejsce, gdzie natura przenika się z muzyką, przez co staje się ona wciągająca właśnie z tej perspektywy. Pozwólmy sobie na odrobinę niewymuszonej zadumy, na którą często brakuje nam czasu.
Łukasz Dębowski