“W muzyce nie ma zasad” – Lordofon [WYWIAD]

9 czerwca 2023 roku premierę miała druga płyta zespołu Lordofon. Na chwilę przed ich jesienną klubową trasą mieliśmy okazję porozmawiać z duetem, czego efektem jest poniższy wywiad. Znajdziecie tutaj sporo na temat gier komputerowych czy sztucznej inteligencji, ale nie zabrakło także muzycznych tematów. Zapraszamy do lektury.

fot. materiały prasowe

Widziałem, że już dużo wywiadów daliście na temat tej płyty. Nie męczy Was ten temat?

Maciej Poreda: To zależy od pytań, jakie dostajemy. Czasami padają takie podstawowe pytania jak „skąd wzięła się nazwa zespołu”, a nie jest to przecież pytanie odnośnie płyty „Passé”, ale nas jako zespołu. Na takie pytania mamy przygotowane formułki, których zawsze używamy. Natomiast nie narzekamy na wywiady. Zawsze cieszymy się, gdy ktoś chce z nami porozmawiać.

Często też pojawia się pytanie, czy jesteście braćmi.

Maciej: Jesteśmy braćmi, tylko z innych ojców. Poznaliśmy się naprawdę wiele lat temu, a przez długi czas także mieszkaliśmy bardzo blisko siebie. Znamy się na wylot, a momentami to chyba nawet za bardzo.

To bardziej pomaga czy przeszkadza przy wspólnym tworzeniu?

Maciej: Bardziej pomaga, bo każdy zdaje sobie sprawę z mocnych i słabych punktów drugiej osoby. Dodatkowo wiemy jakie zachowania w sobie cenimy, jakie nas irytują, a jakie denerwują. Taka świadomość jest bardzo cenna i chyba też dzięki niej raczej sie nie kłócimy.

Michał Jurek: Choć czasami sie zdarzało np. o dziewczyny… (śmiech)

Maciej: Tak, choć to było dawno temu, bo z moją dziewczyna jestem już 8 lat.

Ale rozumiem, że po prostu od dzieciaka spędziliście ze sobą masę czasu?

Maciej: Tak, natomiast nie byliśmy z tych, którzy godzinami przesiadywali na dworze i np. grali w piłkę nożną. My raczej jesteśmy domownikami, więc dużo razem graliśmy np. w GTA San Andreas czy Tekkena.

Michał: Znaczy my też jesteśmy starzy, więc ciężko powiedzieć, że znamy sie od dzieciaka. Mieliśmy wtedy po naście lat. Za naszych czasów bardzo popularne były gry typu MMORPG, jak właśnie MU Online czy Metin 2. We wszystkich tych grach chodziło o to samo, czyli tworzenie postaci i wbijanie na niej jak najwyższego poziomu.

Maciej: Tak, a koniec gry był wtedy, gdy po prostu nie chciało ci sie już grać. Co zabawne – ludzie często grali na jakimś koncie z 8 lat, a później je sprzedawali po 50zł. Natomiast ja pamiętam jeszcze Dotę czy LOL-a, które są chyba popularne do dzisiaj.

A na ile gry komputerowe były dla Was inspiracją?

Maciej: Na pewno GTA San Andreas było dla nas taką ważną grą. Na tyle, że jeden z pierwszych utworów Lordofonu nosił nazwę od kodu do GTA San Andreas, który pozwalał na latanie samochodem, czyli „Ripazha”.

Sam w sumie pamiętam jeden kod, jakim jest „Aezakmi”.

Michał: Jak dobrze pamiętam to „Aezakmi” było na to, żeby nie goniła Cię policja. Był jeszcze „uzumymw”, „rocketman” czy „bubblecars”. Do tej pory pamiętamy te kody, więc myślę, że ta gra bardzo w nas rezonuje do tej pory. Maciek może nie jest jakimś zapalonym graczem, ale ja swego czasu dużo grałem w gry komputerowe.

Maciej: Tak, ja jakoś nigdy bardzo mocno nie oddałem się grom komputerowym. Czego żałuję, bo na pewno miałem do tego dużo okazji. W piosenkach może jakoś dużo nie przemycamy takich bezpośrednich zwrotów, ale na pewno utwór „Ripazha” bardzo nawiązuje do GTA. Myślę, że to ważny kawałek dla nas.

 

Jakbyście urodzili się o 10 lat później to ciekawe, czy byście się bardziej nie wkręcili w te nowe gry. Może zostalibyście e-sportowcami.

Michał: Z naszej dwójki to zdecydowanie bardziej ja byłem zajawionym graczem. Do tego stopnia, że w CS GO mam przegrane 10 tysięcy godzin.

Aktualnie są też nawet szkoły z profilami e-sportowymi, także jest miejsce do rozwoju.

Maciej: Jeżeli jest takie zapotrzebowanie, to nie ma w tym nic złego. Na pewno jednak więcej ludzi gra w gry niż ogląda jakieś zawody e-sportowe. Siłą rzeczy Ci co grają to czasami też oglądają, ale raczej nie ma ludzi, którzy oglądają, a nie grają. Natomiast pewnie prawie każdy z tych co gra chce być e-sportowcem.

Michał: Właśnie to chyba nie jest tak, że wszyscy, co grają, chcą być e-sportowcami. Znaczna część gra raczej rekreacyjnie. Natomiast reszta to oczywiście gracze z ambicjami, którzy chcieliby wiązać z tym swoją przyszłość. Wiadomo, zależy to też od kontynentu, bo choć w Europie oglądalność e-sportu jest na wysokim poziomie, tak nie ma co w ogóle jej porównywać do Azji, gdzie niemal każdy młody człowiek się tym interesuje.

Maciej: Dążyłem do tego, że jest o wiele więcej dzieciaków, które chcą zostać esportowcami niż faktycznie może nimi zostać. Podobnie jak w muzyce.

Michał: Tak, a wydaje mi się, że to wywodzi się z tego, że są już w tym e-sportowym świecie stworzone autorytety. Dodatkowo osiągnięcie sukcesu jest w łatwy sposób namacalne, bo nawet nie musisz wychodzić z domu, żeby grać i być coraz lepszym.

Maciej: No i jeszcze nagroda, w postaci zarabiania pieniędzy i bycia sławnym, za tak naprawdę czyściutką przyjemność. Fantastyczna sprawa.

Michał: W muzyce natomiast jest tak, że musisz dodatkowo zainwestować w to dużo czasu, ale też pieniędzy, czego nie zrobiłby żaden normalny człowiek.

Maciej: Dlatego właśnie muzykami są sami wariaci. Trzeba być szaleńcem żeby w takie coś zainwestować.

Dodatkowo kariera muzyka podobnie jak kariera e-sportowca często jest dość krótka. Wielu artystów znika po paru latach i podobnie jest w e-sporcie, gdzie wielu graczy kończy karierę przed 30-stką, bo spada im refleks.

Michał: Ale są też ponad 30-latki, którzy cały czas grają, bo wybili się na wcześniejszych trendach. Natomiast faktycznie, nie znajdzie sie 30-letnich newcomerów.

Maciej: Ale chyba tylko CS jest aż tak bardzo oparty na refleksie. Np. w takim LOLu bardzo ważna jest strategia.

Michał: W Mobach ogólnie pojawia się ta wielozadaniowość, którą możesz nadrabiać ten refleks. W CS-ie wydaje mi się, że właśnie umiejętności mechaniczne najbardziej się liczą, choć było wielu graczy z fenomenalną pamięcią mięśniową, którzy przez brak taktyki przegrywali swoje mecze.

Maciej: Natomiast wracając do samej kariery e-sportowca to wydaje mi się, że to czy ci się uda, czy nie, jest zero-jedynkowe i zależne od Twojego performence’u. W rapie jest trochę inaczej, bo Twój sukces zależy bardzo często od współdziałania ze słuchaczami, a czym raperzy są starsi, tym mniej ich rozumieją. Podobnie jak wtedy, gdy stajesz się znany, bo coraz mniej masz wspólnego ze swoimi słuchaczami. To w sumie taka naturalna kolej rzeczy. Zdarzają się jednak takie ewenementy jak np. Tede i jego „Vanillahajs”, który idealnie pokazał, że rozumie to, co siedzi młodzieży w głowach. Inni artyści tego nie potrafią i nawijają jak to smutno być znanym. Jak taki 16-latek ma się z tym utożsamić?

Michał: Zdarzają się też sytuacje, gdy artysta w trakcie swojej kariery zmienia całkowicie swoją muzykę i robi progres dekady. Chodzi mi tu dokładnie o Mroza, który od „Miliony Monet” doszedł do zdobycia kilku Fryderyków w jednym roku. Gość ma aktualnie 37 lat, a my ostatnio byliśmy na jego koncercie i nie jesteśmy w stanie wyjść z podziwu, jak świetnie on gra na żywo i jak trafia do publiki. Zazwyczaj tendencja jest spadkowa, a artysta dziadzieje wraz ze swoją muzyką lub robi jakieś niezrozumiałe rzeczy.

Maciej: Różnie z tym bywa, a najlepsze, że w muzyce nie ma zasad. Tylko w rapie są, że faktycznie Ci starsi raperzy coraz mniej trafiają do fanów. W innych gatunkach tak nie ma, bo np. taki Leonard Cohen nagrał pierwszy kawałek w życiu jak miał 33 lata, a dziś jest potężna legendą i po tylu latach nadal trafia do młodzieży.

 

fot. materiały prasowe

Skoro już wspomnieliście o koncertach, to Was też jeszcze czeka klubowa trasa na jesień. To chyba bardziej intymna forma koncertowania niż granie na festiwalach?

Michał: Zdecydowanie. Na festiwalach zgarnia się przede wszystkim nowych ludzi, a trasa jest w dużej mierze dla ludzi, którzy już nas znają. Oczywiście, że przyjdą też nowi ludzie i taki jest też nasz cel, ale tutaj stawiamy bardzo mocny nacisk na to, żeby usatysfakcjonować naszych stałych słuchaczy, którzy może jeszcze nie byli na naszym koncercie.

Maciej: Niesamowitym komplementem jest dla nas to, że ktoś poświęca swój wieczór i kasę, żeby nas usłyszeć na żywo. Mamy takie poczucie, że musi to być zrobione porządnie. Taka formuła też pewnie będzie dla nas 100 razy bardziej przyjemna niż granie na festiwalach, na których i tak się gra bardzo przyjemnie.

Michał: Nasza trasa odbędzie się już w październiku w kilku miastach, a dokładnie w Poznaniu, Gdańsku, Warszawie, Wrocławiu, Krakowie i Lublinie. Zaczyna się dokładnie 6-go października w Gdańsku, a kończy się finałowym koncertem w Warszawie 12-go listopada.

Powiedziałeś, że gracie tę trasę dla ludzi, którzy już was znają. Pewnie zdajecie sobie sprawę, że wielu z nich przyjdzie, by usłyszeć Wasz najpopularniejszy numer, czyli „Grawitację”. Prześladuje Was już trochę ten numer, czy raczej macie luz, żeby grać go na każdym koncercie?

Maciej: „Grawitację” chcemy grać zawsze i w ogóle nam się to nie nudzi. Wiesz, jak wielu artystów ma w ogóle zaszczyt, żeby jakaś ich piosenka była tą, którą ludzie chcą usłyszeć na koncertach? To jest dla nas niesamowite, więc póki ludzie będą się przy niej dobrze bawić, to będziemy ją grać z przyjemnością w niezmienionej formie.

Michał: Na naszej trasie planujemy właśnie grać kawałki z nowej płyty, ale też oczywiście nasze najpopularniejsze szlagiery.

Maciej: Jak graliśmy jakiś czas temu na Męskim Graniu to okazało się, że tekst naszego głównego singla z nowej płyty, czyli „Francoise Hardy” jest znany ludziom. Cieszymy się z tego bardzo, bo od początku mieliśmy takie przeczucie, że może to być dobra piosenka na singiel. Na naszych koncertach natomiast zawsze gramy tak, żeby ludzie byli zadowoleni z utworów, jakie gramy. Tym bardziej się cieszymy, że te z nowej płyty są tak ciepło przyjmowane.

Michał: Wiadomo, musi nam to sprawiać przyjemność, ale też mamy świadomość tego, dlaczego ludzie kupują bilety na nasz koncert. Lubią nasze konkretne utwory, a my oprócz dobrej zabawy chcemy zaserwować ludziom to, czego oczekują.

Maciej: Prawda jest też taka, że największą przyjemność sprawiają nam ludzie, którzy dobrze się bawią na naszych koncertach. Ostatnio np. graliśmy kawałek “Obiecuje, że będzie gorzej”, który gra się chyba najprzyjemniej ze wszystkich, ale niestety nie siedzi on za bardzo na żywo. Jeśli więc na następnych koncertach będzie tak samo słaby odzew na ten kawałek to mimo wszystko z niego zrezygnujemy, żeby nie męczyć nim ludzi.

Michał: Zawsze wyciągamy jakieś wnioski, więc rzadko zdarza się, żebyśmy zagrali dwa koncerty z tą samą setlistą. Ma to swoje plusy, ale też minusy. Minusem jest np. to, że na każdy koncert trzeba pozamieniać rzeczy w projekcie itp. Plusem jest natomiast to, że ta setlista cały czas próbuje się zaadaptować i stworzyć najlepszą wersję siebie. Oczywiście setlista zmienia się też w zależności od imprezy, na której gramy. Inne utwory zagramy na naszej trasie, a inne na festiwalach.

Maciej: Zawsze staramy się edukować na temat publiki danego wydarzenia, żeby jak najlepiej dobrać repertuar.

Michał: A najłatwiej będzie nam chyba z trasą, bo w tamtym roku graliśmy solo koncert w warszawskiej Pradze Centrum i byli na nim ludzie, którzy nas dobrze znali i bawili się dobrze praktycznie przy każdym utworze. Na festiwalach natomiast zgarnia się dużo nowych słuchaczy, więc musi to być super przystępne, żeby ich kupiło. Wiemy, że np. na takim Męskim Graniu jest więcej ludzi starszych, a głównymi artystami są Kaśka Sochacka czy Mrozu. Musimy więc dostosować trochę nasz repertuar i zamiast rapowych „Adios”, „Harakiri” czy „Głupek” wybieramy te bardziej alternatywne jak „Taconafide” „Francoise Hardy” czy „Tatuaż z wąsem na palcu”.

 

Wy eksperymentujcie z setlistą, a duża część tych starszych artystów gra tylko swoje najpopularniejsze utwory i nic się na tych koncertach nie zmienia. Jakie macie podejście do takich zabiegów?

Maciej: Według mnie to jest mega fajne. Byłem na kilku koncertach Lady Pank i za każdym razem grali to samo, czyli swoje the best of. Myślę, że to jest też duży fun dla artysty, gdy wielki tłum śpiewa taką “Kryzysową narzeczoną”. Ciężko z tego zrezygnować. Pewnie za jakiś czas ludzie będą sobie zmieniać głos na koncertach za pomocą sztucznej inteligencji i sami będą grać ich przeboje.

Właśnie. Sztuczna inteligencja. Wy chyba lubicie się z tym tematem? Sam fakt, że macie utwór o tytule „ChatGPT”.

Michał: Powiedziałbym, że nawet bardzo się z nim lubimy. Już nie raz MidJourney pomógł mi przy stworzeniu jakiejś grafiki, a ChatGPT wyręczył z copyrighterskich sprawach.

Maciej: Ja ostatnio znalazłem sposób na kreatywne wykorzystywanie ChatuGPT przy pisaniu tekstów. Działa to tak, że wpisuję mu o czym piszę piosenkę i pytam sie go w jaki sposób inni tekściarze wyszli z danego problemu. On wtedy wypisuje mi, że np. Alex Turner z Arctic Monkeys miał podobny tekst o tym i o tym i rozwinął go w ten i ten sposób. To są tylko sugestie i przykłady, które przyspieszają mi mój system pracy. Normalnie wszedłbym na Geniusa i sam poszukał tych tekstów, a tak to mogę dojść do tego samego efektu, tylko że 15 razy szybciej. Wydaje mi się natomiast, że polskie poezje itp. są jeszcze długo niezagrożone, bo Chatowi GPT nawet blisko nie jest do napisania jakiegokolwiek sensownego tekstu.

Człowiek chyba na tyle jest na razie bezpieczny, że to on finalnie decyduje, czy coś stworzone przez sztuczną inteligencję jest dobre czy złe.

Maciej: Ludzie boją się tego AI (ang. artificial intelligence – sztuczna inteligencja), a mi się wydaje, że to jest po prostu kolejne narzędzie, którego jesteśmy operatorami.

Michał: Ale rewolucja może być na skalę wprowadzenia internetu.

Maciej: Tak, tylko, że internet sprawił, że choć wielu zawodów przestało istnieć, tak powstawało jeszcze więcej nowych, które dziś są dla nas zupełnie normalne. Nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak absurdalne zawody powstaną w przyszłości, patrząc z dzisiejszej perspektywy.

Michał: Wydaje mi się, że przy tym tempie rozwoju to bardzo istotną cechą będzie umiejętność szybkiego adaptowania się do zmian. Posiadanie dyplomu, który pokazuje, że studiowałeś jedną dziedzinę przez osiem lat, może mieć więc o wiele mniejszą wartość. Lepiej, jeśli twoją umiejętnością jest szybkie przyswajanie i dostosowywanie się do tego, co się zmienia. To właśnie wtedy stajesz się wyjątkowy. Ekspertem nie tylko w jednej branży, która za 5 czy 6 lat może być całkowicie przewrócona do góry nogami. Na pewno zagrożona jest każda rzecz, którą można w jakiś sposób opisać technicznie. Podobnie czeka nas rewolucja zawodów opartych w pewnym sensie na techniczno-matematycznych aspektach. Takie zawody jak np. kucharz czy hydraulik pozostaną bezpieczne, bo tutaj nadal liczy się ten czynnik ludzki.

Maciej: W Stanach Zjednoczonych jest już nawet możliwe drukowanie domów 3D. Są one bardzo stabilne, spełniają wszystkie standardy, a do tego są tanie i szybkie w budowie. Ciężko jest nie widzieć tego, ile jednak dobrych rzeczy może przynieść nam sztuczna inteligencja. Nieco się rozgadaliśmy na ten temat, ale naprawdę bardzo on nas ciekawi. Cieszymy się jednak, że możemy też udzielać takich luźniejszych wywiadów.

Ja też się cieszę. W końcu w wywiadach chodzi o to, żeby poznać danego artystę, a nie tylko wypytać go o najnowszą płytę.

Maciej: Tak! A też nie ma co o niej za dużo gadać, bo jeśli ktoś słucha naszej muzyki to tam odnajdzie wszystkie odpowiedzi. Nam jako artystom najłatwiej właśnie w ten sposób porozumiewać się ze światem. Wydaje mi się, że też ciekawsze są wywiady, w których artysta się otwiera i możesz poznać jego zajawki i przemyślenia. Pamiętam, że jak ja za małolata czytałem wywiady ze swoimi ulubionymi artystami, to zawsze najfajniejsze były fragmenty, które przybliżały mi artystę jako osobę.

Michał: Zresztą płytę już wydaliśmy, więc ciężko ciągle poruszać tematy, które towarzyszyły nam przez cały etap tworzenia. Chcemy też dać się poznać słuchaczom z innych stron.

Maciej: 90% sukcesu w karierze muzyka bierze się z relacji ze swoimi słuchaczami. Słuchacz musi czuć, że Cię zna, a Ty musisz dać się poznać. Zapytałem kiedyś nawet ChatGPT o czym powinienem mówić podczas wywiadu. Odpowiedz brzmiała „Nie mów za dużo o rzeczach, które promujesz. Ludzie wolą słuchać o Tobie, a nie o jakiś technikaliach.”. Była to dla mnie bardzo cenna rada.

 

A Wy macie takie poczucie, że sztuczna inteligencja może wygryźć Was z branży muzycznej?

Maciej: Właśnie ta branża o tyle się broni, że w niej bardzo często chodzi o relację. Ktoś słuchając muzyki musi czuć się blisko danego artysty i mieć poczucie, że mogłby być jego ziomkiem. To wszystko dzieje się dzięki tekstom, dynamice, ale też dzięki temu, że po drugiej stronie jest żywy człowiek. To liczy się najbardziej.

Michał: Tak, masz rację, ale problem jest taki, że jeszcze te 1,5 roku temu mielibyśmy zdecydowanie więcej argumentów, na temat tego, że sztuczna inteligencja nie mogłaby nas zastąpić. Dziś już nie możemy powiedzieć, że AI nie będzie w stanie zrobić tak dobrej muzyki jak człowiek, bo wiemy, że będzie potrafił. Z dnia na dzień tych argumentów mamy coraz mniej.

Maciej: Ciężko się nie zgodzić, ale sądzę, że gdyby AI miał nawet robić bardziej emocjonalną i poruszającą muzykę niż człowiek, to nadal ten człowiek jest potrzebny, żeby inni mogli się utożsamić z daną muzyką.

Michał: Na pewno jakąś wartością dla ludzi jest to, że czują, że ktoś włożył w coś wysiłek. Czasami jednak jest on przeceniany i to on staje się główną wartością. Trochę mija się to z celem, bo jeśli zrobimy coś nie wkładając w to aż tyle pracy, a efekt jest znakomity, to raczej powinniśmy się z tego cieszyć. Otoczenie jednak nie patrzy na takie rzeczy przychylnie.

Wiem, do czego zmierzasz, ale w przypadku sztucznej inteligencji chodzi głównie o to, że człowiek nawet nie jest autorem dzieła. Szybki efekt, ale wkład niewielki.

Michał: Tak, ale często w ogóle jest tak, że gdy ktoś osiąga sukces w bardzo krótkim czasie, to ludzie stają się podejrzliwi i mają ograniczone zaufanie do takiego artysty. Padają zwroty, że ktoś musiał się sprzedać, wbił sie po znajomościach albo jest industry planem.

Maciej: Tak, a nawet jeśli ktoś faktycznie tym industry planem jest, ale robi fantastyczną muzykę, to i tak małe są szanse, żeby ludziom się to podobało. Dużo jest w naszym społeczeństwie takich uprzedzeń. Natomiast jeśli chodzi o samą sztuczną inteligencję w tym wszystkim, to historia już nie raz pokazała, że człowiek potrafi dostosować się do panujących warunków. Kiedy w drugiej połowie XIX wieku pojawiła się fotografia to malarze byli zmuszeni to wymyślenia czegoś, co pozwoli im utrzymać się na powierzchni. Zrezygnowali więc z malowania realistycznego i już na początku XX wieku powstały takie kierunki w malarstwie jak abstrakcjonizm czy kubizm. Ja wierzę w ludzi i nawet, gdy AI będzie potrafił idealnie naśladować sztukę to nadal nie będzie potrafił czegoś, co człowiekowi wychodzi bardzo dobrze od dawna. Abstrakcyjne myślenie.

Michał: Może tak, a może nie. Prawda jest też taka, że my przyzwyczailiśmy się trochę do naszej unikalności jako ludzi. Aktualnie jednak okazuje się, że jesteśmy w pełni opisywalni i zastępowalni w każdym aspekcie. Na dobrą sprawę to my też nie wiemy do końca tego, czy AI umie abstrakcyjnie myśleć, czy nie. To jest uczenie maszynowe, a tam jest też już tyle połączeń neuronowych, że człowiek nawet przez lata nie byłby w stanie zbadać, jakie dokładnie zachodzą tam procesy. Taką ważna rzeczą, która daje mi do myślenia jest to, że aktualnie jako ludzie znajdujemy się na szczycie piramidy. Jest tak, ponieważ jesteśmy inteligentni i potrafimy dobrze to wykorzystać. Aktualnie natomiast stworzyliśmy sztuczną inteligencję, która jest bardziej inteligentna od nas. Powoli zabieramy sobie jedyny argument, który pozwala nam uporządkować sobie jakoś ten świat.

Rozmawiał: Mateusz Kiejnig

 

Leave a Reply