Po wydaniu dobrze przyjętego “What’s The Deal With Time?” oraz udanej letnio-jesiennej trasie promującej ich ostatni album, Oxford Drama prezentuje teledysk do jednego z ich ulubionych utworów z ostatniego krążka – “Too Busy”.
To prawdopodobnie najbardziej punkowy utwór w dorobku wrocławskiego duo i takie też emocje Oxford Drama chcieli uchwycić w warstwie wizualnej, inspirowanej teledyskami z lat 90. “Too Busy” to utwór o szczerym przyznaniu się przed sobą do tego, jak niezdrowo jest zaczynać każdy dzień od porównywania się do tych co mają lepiej lub tych co mają wszystko. To też manifest odrzucenia wiecznie kuszących nas aplikacji. Bo czasami naprawdę jest się po prostu zbyt zajętym na przyjęcie kolejnych bodźców płynących z Internetu.
fot. Nelly Valverde
Wrocławski duet to mistrzowie pracy u podstaw, co słychać w każdym, dopieszczonym do granic dźwięku (Not My Friend). Trudno się jednak dziwić takiemu podejściu, gdy za mentorów uważa się zespół Grizzly Bear. Oxford Drama swobodnie spacerują po osi gitarowego indie (You Only See What You Like), zaglądając czasem a to w okno dream popu (Episode Couples, San Junipero), a to surf rocka muśniętego twee (Bachelor of Arts). Sami przyznają, że pracę nad utworem zaczynają od tego, by za pomocą brzmienia przekazać emocje towarzyszące im podczas jego pisania. Dodając do tego wspomnianą sumienność, jaką przykładają do procesu produkcji, słuchając What’s The Deal With Time? ma się poczucie obcowania z materiałem, do którego ktoś dołożył najlepszych i najszczerszych starań.
Momentami najnowsza płyta Oxford Drama jest jak pełne zrozumienia przyjacielskie poklepanie po plecach. Innym razem jest niczym głęboka, słodko-gorzka rozmowa, której efektem jest osiągnięcie konsensusu nawet jeśli dotyczy on rzeczy trudnych. What’s The Deal With Time? to album, nad którym unosi się jakaś nienazwana jeszcze filozofia slow indie albo comfort music, która niczego od nikogo nie oczekuje i nie wymaga, za to daje poczucie swobody i akceptacji, a może nawet oczyszczenia. Praca, jaką Gosia Dryjańska i Marcin Mrówka wykonali przy swojej trzeciej płycie, ma wymiar niemal terapeutyczny. To muzyka, która dobrowolnie chce zdjąć z barków słuchacza trapiące go rozterki. Nie ma potrzeby i powodu, by się przed tym bronić.