„Moody Tapes, Volume One” to drugi krążek długogrający duetu Hodak i 2K. Na płycie znaleźli się tacy goście jak m.in. Gedz, schafter czy Paluch. Idąc za ciosem postanowili kontynuować działanie jako duet i otworzyć nowy cykl wydawniczy pt. „Moody Tapes”.
Recenzja płyty „Moody Tapes, Volume One” – Hodak, 2K (2021)
Wraz z połową czerwca na krajowym rynku muzycznym pojawił się album jednego z najciekawszych duetów raper-producent ostatnich lat. Ja jednak wracam z nim do Was dopiero teraz, wczesną jesienią. Zdecydowanie lepiej sprawdza się on o tej porze roku, kiedy nostalgia i przemyślenia łapią nas o wiele częściej.
Niniejszym Hodak/2K kontynuują swoją albumową podróż rozpoczętą “Customem” wydanym w marcu zeszłego roku. Po wszystkich trafionych singlach chłopaki rozochocili niejednego sympatyka hip-hopowych brzmień. Rozpoczynając promocję albumu od “Oh No!”, bezpośrednio nawiązującego do “Oh Wow”, już wtedy było wiadomo, że Hodak na nowym albumie nie bierze jeńców. Idzie jak po swoje, a model taktownego chłopca ze stonowanym, wyważonym flow urzeka tutaj jak nigdzie indziej. I może niejedni już próbowali takiego stylu, lecz Hodak to powoli marka nie do podważenia.
Ten 12-numerowy album to nieprzesycony mocnymi bangerami twór, lecz pełna wdzięku, gracji i nostalgii płyta pokazująca Hodaka jako myśliciela, obserwatora i flegmatyka, który wielu swoim złożonym przemyśleniom daje ujście właśnie w rapgrze. Jednak to nie jest też tak, że nie ma na tym wydawnictwie żywych numerów, które mogłyby bujać na najbliższych koncertach (potwierdziło się to chociażby na występie na Fest Festivalu, na którym Hodak zagrał razem z CatchUpem). Te, jak się pewnie spodziewacie, były singlami. Ale za to jakimi! „Oh No!”, „C.R.E.A.M” feat. Paluch czy „Bez Zarzutów” z gościnnym udziałem Schaftera to po prostu istne dzieła sztuki, jeśli chodzi o rap. Tak, dokładnie. Dzieła sztuki. Hodak/2K wpadli w jakąś życiówkę wydając parę singli, które swoją jakością pokazują coraz wyższy poziom polskiej sceny hip-hopowej. A do tego świetnie osadzają w tym flow Hodaka, który swoją charakterystyką łamie poniekąd konwenanse zakorzenione w tym gatunku od lat. Rap na szczęście nie jest despotyczny, a oryginalne wyłamania ze schematu znajdują coraz to większą ilość zwolenników.
Bity spod rąk 2K to od lata sprawdzone i utrzymujące się na wysokim poziomie produkcje odznaczające się czysto trapową perkusją i zawsze (ale to zawsze) chwytliwymi, świetnie ułożonymi i wyważonymi hihatami. Melodie posiadające repeat value to jego bardzo duża zaleta, a fakt pozostawania wysoko na polskim rynku muzycznym od wielu lat stawia go w roli, może nie starego wyjadacza, lecz muzyka z renomą, który poświęcił wiele czasu, by ugruntować swoją pozycję wśród szanowanych producentów.
Hodak natomiast od kilku lat mocno wali w drzwi wielkiego świata i głośnej kariery, co popiera swoją nieustanną, a zarazem owocną pracą nad nowymi materiałami. I można powiedzieć, że powoli te drzwi otwiera, bo wyświetlenia swoich singli ma w milionach, a na Spotify stuknęło mu ponad 400k słuchaczy miesięcznie. Wiadomo, liczby to nie wszystko. Hodak po prostu z każdym kolejnym wydawnictwem pokazuje swój progres poczyniony przez ostatnie miesiące, zaprasza na swoje utwory coraz większe osobistości, a sam przy tym nie traci własnej autentyczności i oryginalnego podejścia do tworzenia.
Ta płyta to nie majstersztyk. Co to, to nie. Jednak uwagę zwracają na pewno wyśmienite single oraz pojedyncze utwory z płyty jak “Wolność” z gościnnym udziałem Gedza, “Death’s Cousin” czy “Bitch, Please”. Z drugiej strony ta o wiele mniejsza część tej płyty jest niestety niewyraźna. Z każdym kolejnym odsłuchem zarysowuje się przepaść między nią, a pozostałą częścią trzymającą wysoki poziom.
Na koniec chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na teksty, którymi Hodak nas częstuje. A te zawierają w sobie dużo zróżnicowanej treści. Jest frustracja wynikająca często z dobrej obserwacji świata:
“Ta branża prawie jak porno – każdy sobie robi blowjob” – utwór “Oh No!”.
Śmiałe wyrażanie własnych poglądów w utworze “Wolność”:
“Chciałbym żyć w kraju, w którym nie ważny jest kolor skóry. Kraju kultury, gdzie szanowana jest druga płeć”.
Gonienie za marzeniami połączone z własną formą terapii w numerze “C.R.E.A.M.”:
“Bez złudzeń, bez nerwów, robimy muzę by uciec od lęków. Piszę ten numer już w sierpniu, nie wiem o której. I czuję dumę jak myślę, że w sumie to pchamy ten duet. Stale pod górę, chcemy przepełnione sale i na scenie szaleć przed tłumem.”
Czy opowiada o własnym podejściu do życia, w którym bardzo wiele czasu poświęca pracy:
“Nienawidzę plaż, na odpoczynek będzie czas, gdy mnie wchłonie piach (…) Pracoholik, robię trzecią płytę w rok, no bo mówiła mi mama. Pamiętaj, że będziesz młody raz” – utwór “Death’s Cousin”.
Podsumowując to wydawnictwo – można być usatysfakcjonowanym. Chłopaki nie zawiedli i zademonstrowali nam dużą próbkę własnych umiejętności. Próbkę, bo wiem, że za chwilę będzie jeszcze lepiej. “2021 zagadką, choć w sumie już coś tam kminimy” przywołując wers z “Moody Interlude”. Czekam więc na kolejne single, kolaboracje, projekty i przewiduję, że jeszcze maks dwa lata, a Hodakowi stuknie milion słuchaczy miesięcznie na Spotify. Jestem tego pewien. O takiego gracza jak Hodak nikt nie pytał, ale każdy potrzebował.
Mateusz Kiejnig
Bardzo dobrze napisane. Pisz Pan więcej Panie Mateuszu 🙂