„Wiem na pewno, że nie potrafię żyć bez muzyki” – Iza Połońska [WYWIAD]

“Noce bez gwiazd” to premierowy utwór Izy Połońskiej, który otwiera nowy rozdział w życiu artystycznym artystki. Zapraszamy na nasz wywiad z artystką, która zdradziła kilka informacji na temat nowej muzyki, wyjątkowym koncercie z Bogdanem Hołownią w Łodzi („SAMOTNE WYSPY SERC„), a także współpracy z innymi twórcami.

fot. materiały prasowe

Nie tak dawno poznaliśmy premierowy, tym razem stworzony specjalnie dla Pani utwór „Noce bez gwiazd”, który jest otwarciem nowego rozdziału w Pani życiu artystycznym. Na czym polegają zmiany, które zaszły lub dopiero zachodzą w Pani działalności artystycznej? 

IZA POŁOŃSKA: Przede wszystkim jest to nowa piosenka, a nie tzw. cover,  dla mnie to ogromna różnica.

A poza wszystkim – śpiewam w niej inaczej niż do tej pory. Przestałam się bać mojej emocjonalności, zaczęłam prawdziwie słuchać siebie samej. Przestałam się już też przejmować uwagami w stylu: „to zbyt sugestywne”, albo „to zbyt emocjonalne”. Dzięki temu, w tym nagraniu udało się uzyskać bardzo intymną interpretację. Wymiernikiem tego, jak bardzo to jest moje, niech będzie fakt, że spędziłam w studio naprawdę krótką chwilę. Nie było analiz, wyborów wersji. Po prostu weszłam i nagrałam. Wiedziałam czego chcę.

Znana jest Pani z wyjątkowych interpretacji utworów Wojciecha Młynarskiego, Agnieszki Osieckiej, Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego. Czy tym razem dostaniemy więcej autorskiego repertuaru, stworzonego tylko dla Pani? I skąd wzięła się akurat teraz Pani potrzeba pokazania czegoś zupełnie własnego?

Taka potrzeba była we mnie zawsze. Brakowało mi jednak odwagi. Potrzebowałam tego czasu, by zakotwiczyć się w dobrej piosence. Trzeba pamiętać, że śpiewanie tych wyśmienitych Autorów, których Pan wymienił rozwija, kształtuje gust, a ja jestem człowiekiem procesu. Potrzebowałam takiego właśnie początku, bo przecież fonograficznie jestem nadal tak zwaną „świeżynką” na rynku… nagrałam tylko dwie płyty.

Teraz mam już odwagę sięgnąć po siebie i według własnych kryteriów kształtować swoje miejsce na rynku. Wierzę, głęboko wierzę, że jest nadal miejsce na wartościową piosenkę. Zresztą sukces Ralpha Kamińskiego dobitnie nam to pokazuje. Szanuję i podziwiam jego drogę. No i, proszę sobie wyobrazić, że w 301. notowaniu listy przebojów, czyli Parady Przebojów w Radiu RDC nasze „Noce bez gwiazd” były na pierwszej pozycji! Wyprzedziliśmy Kwiat Jabłoni, Ralpha Kamińskiego też… nie mogłam w to uwierzyć! A jednak…

Na czym według Pani polega wyjątkowość utworu „Noce bez gwiazd”? I w jaki sposób szukała Pani autorki tekstu (w tym przypadku Magdalena Wojtalewicz), która będzie w stanie oddać Pani intencje? 

IP: Wyjątkowość stanowi prostota tekstu, przy jednoczesnej jego  głębi. Poza tym, proszę zwrócić uwagę – ten tekst mógłby być hymnem kobiet w Polsce w moim przedziale wiekowym! (śmiech) Jesteśmy już na tyle pewne i świadomie siebie, by móc powiedzieć „kochaj mnie za wszystko, nie za coś, albo nic…”, a to znaczy – kochaj mnie taką jaką jestem.

Tekst do piosenki powstał bez mojego udziału. Otrzymałam tę piosenkę od Witka Cisło w prezencie, już z gotową warstwą literacką. Ucieszyła mnie bardzo! Jest skrojona na moją miarę, na teraz.

Mówiąc o  „Nocach bez gwiazd” należy też wspomnieć o kompozytorze – Witoldzie Cisło, u którego w studiu nagrywała Pani nowy utwór. Jak doszło do Waszej współpracy, i co urzekającego jest w tej kompozycji, że zdecydowała się Pani ją przyjąć?

Witek Cisło jest romantykiem gitary i cechuje go niecodzienna wrażliwość, a to jak wiadomo najbardziej cenię sobie w innych Artystach. Napisać dobrą piosenkę trzeba umieć.

Dobra piosenka charakteryzuje się pewnego rodzaju melodyjnością, ale także nieskomplikowaniem. Witek potrafi pisać takie melodie, które wpadają w ucho i zapadają w pamięć. Kiedy ktoś mi pisze, że słucha tej piosenki po 200 razy dziennie, to coś znaczy… Pracujemy już razem chwilę i lubimy się, jako osoby w kontekście czysto ludzkim. Uwielbiam poczucie humoru Witka i jego wspaniałą rodzinę, z którą prawie wszędzie podróżuję. Lubimy razem pracować i dużo się śmiać, dla mnie to bardzo ważne.

Wokale nagrałam w Łodzi w studio, w którym nagrywa Varius Manx, czyli u Pawła Marciniaka. Witek natomiast nagrał sam całą warstwę dźwiękową piosenki, wszystkie instrumenty. Zmiksował i zmasterował ją dla nas Leszek Kamiński.

 

fot. Izabela Urbaniak

Czy nadal będzie Pani kontynuować współpracę z Witoldem Cisło? Czy też jest Pani otwarta na inne propozycje współpracy?

Tak, oczywiście! Z Witkiem mamy projekt koncertowy, z którym pojawiamy się w różnych miejscach, często na tak zwanych zamkniętych imprezach. Myślę też, że w jakimś sensie inspirujemy się wzajemnie.

Witek napisał mi już kilka pięknych melodii. Czekają, by ubrać je w odpowiednie słowa. To będzie następować i tym samym mamy kolejne wspólne plany.

Poza tą współpracą pragnę nadal spotykać nowych artystów. Jest we mnie ogromny głód wymiany artystycznej i gotowość do sięgania po nowe style i przestrzenie muzyczne.

Zawsze stawia Pani na żywe, często klasyczne brzmienie instrumentów. Czy taka będzie też Pani nowa płyta? 

IP: W założeniu płyta ma być różnorodna. Chciałabym zaskoczyć trochę siebie i moją publiczność. Płyta jest żywą materią, tworzy się… póki co mam trzy nowe piosenki, póki ich nie nagram nie chcę za dużo mówić, bo nie wiem gdzie zawędrujemy. Natomiast pytanie zasadnicze dla mnie brzmi: czy dziś nadal jest sens nagrywać płyty, czy tylko poprzestać na singlach? Rzeczywistość artystów bardzo się zmieniła, bardzo. Ludzie słuchają muzyki głównie z platform streamingowych. Jest to niestety z dużą szkodą dla nas, ale taka jest rzeczywistość. Trzeba się w niej odnaleźć i już.

Ponoć od zawsze marzyła Pani o spotkaniu z wybitnym pianistą jazzowym – Bogdanem Hołownią. Na czym według Pani polega jego fenomen i w jakich słowach można określić jego talent?

Tak! To prawda. Szanuję i uwielbiam intelekt połączony z niezwykłą delikatnością, jaką Bogdan Hołownia od lat nas karmi. W pewnym sensie jestem uczennicą Bogdana, bo od lat przysłuchuję się temu, co i jak gra. Porywa mnie taki rodzaj wrażliwości na dźwięk, frazę i tylko Jemu tożsame rozwiązania harmoniczne. Przyznam szczerze, że nasze wspólne granie spadło mi jak z nieba. Marzyłam od lat, by kiedyś pośpiewać z Bogdanem, gdyż taki rodzaj słuchania w muzyce jaki prezentuje Bogdan jest prawdziwą arystokracją w naszym muzycznym świecie.  Dlatego, kiedy po jednym telefonie Bogdan od razu wyraził zgodę na wspólny udział w koncercie Kwarantanna Hi-Fi w RDC, dosłownie skakałam z radości.

Z Bogdanem Hołownią podjęła się Pani przygotować koncert „SAMOTNE WYSPY SERC”. Co składa się na wyjątkowość tego projektu, i co usłyszymy, m.in. podczas koncertu 28 września w Filharmonii Łódzkiej?

Projekt ten jest naturalną konsekwencją naszego spotkania z Bogdanem i chęcią dłuższego wspólnego spotkania w piosence. Dla mnie to jest powrót do korzeni. Przez ostatnie lata śpiewałam głównie z okazałymi składami, ale zaczynałam, jak każdy wokalista, od duetu. Jestem kameralistyką, kocham intymność i subtelność takiego właśnie prezentowania piosenki. Bogdan zaproponował nowe dla mnie piosenki, to znaczy takie, których jeszcze nie śpiewałam. Odkryłam dzięki tej współpracy twórczość Bronisława Broka… ale sięgamy też do twórczości pana Jerzego Wasowskiego, którego oboje cenimy niesłychanie. W całym koncercie śpiewam tylko jedną piosenkę spośród tych, które już nagrałam, bo jest zjawiskowo piękna. Nie zdradzę jednak co to za piosenka. Zapraszam na koncert, by odkryć która to…! (śmiech)

“SAMOTNE WYSPY SERC” IZA POŁOŃSKA & BOGDAN HOŁOWNIA

fot. Piotr Karczewski

Po wielkich koncertach z orkiestrą symfoniczną, usłyszymy więc kameralny projekt z Bogdanem Hołownią. Czy dla artystki, która wykładała w Katedrze Kameralistyki Akademii Muzycznej w Łodzi stanowi to w ogóle jakieś wyzwanie? W jaki sposób przygotowuje się Pani do takiego koncertu?

Każdy koncert jest wyzwaniem. Ilość spędzonych lat w śpiewaniu i na scenie nauczyła mnie ogromnej pokory. Tak naprawdę wspaniałość tej profesji polega także na tym, że za każdym razem zaczynamy od początku. Z drugiej jednak strony ilość doświadczeń scenicznych i własna dojrzałość pozwala na klarowny wybór środków do realizacji każdego z moich projektów. Dziękuję życiu, że mogę doświadczać takiej różnorodności w muzyce. Nie zapominam jaki to przywilej.

Przy albumie „Sing! Osiecka” współpracowała Pani z Andrzejem Adamiakiem z zespołu Rezerwat. Czy nie miałaby Pani ochoty zupełnie przełamać konwencji i nagrać coś zupełnie odmiennego stylistycznie, na przykład w gatunku bardziej rockowym?

Bardzo bym chciała! Zobaczymy jednak, na ile i jak pozwoli mi to zrealizować życie, dobre zrządzenia losu. Proszę trzymać za mnie  kciuki, bo więcej i tak jeszcze nie powiem.

Na Facebooku zadała Pani pytanie – „gdzie się we mnie kończy, a gdzie zaczyna Agnieszka O.”? A ja chciałbym zapytać – „gdzie się w Pani kończy, a gdzie w ogóle zaczyna muzyka”? Czy potrafiłaby Pani wskazać takie miejsca na mapie własnego życia?

To bardzo dobre pytanie, dziękuję za nie. Odpowiedź jest prosta: nie wiem gdzie się zaczyna, a gdzie kończy muzyka w Izie Połońskiej… Moje życie od zawsze przepełnione jest dźwiękami, najczulsze dźwięki jakie pamiętam z dzieciństwa to głos mojej ukochanej babci, która przy każdej okazji lubiła zaśpiewać, wyrażać głosem emocje, potem to był fortepian, jeszcze później klasyczne śpiewanie i był też jedyny na całym świecie dźwięk wiolonczeli mojego Męża… Wiem na pewno, że nie potrafię żyć bez muzyki.

 

fot. Izabela Urbaniak

Leave a Reply