Tacher – „Pudełko na buty” [RECENZJA]

Nasz ocena

Tacher jest producentem, tekściarzem i wokalistą, który związał się labelem My Name Is New. 30 września ukazał się jego solowy album “Pudełko na buty”. Poznajcie naszą recenzję tego wydarzenia.

Recenzja płyty „Pudełko na buty” – Tacher (Kayax, 2020)

Swoboda, wyważenie i folkowa świadomość, pełna rockowej wrażliwości. W tych kilku słowach można określić pierwszą solową płytę Tachera, zatytułowaną od jednej z piosenek – „Pudełko na buty”.

Choć minęło trochę czasu odkąd Maciej nagrywał przeboje z zespołem Manchester, to odnalezienie własnej drogi artystycznej nie było oczywiste i zbyt szybkie. O ile macierzysta grupa zupełnie się pogubiła, o tyle solowa odsłona Tachera wydaje się najpełniejszym i najbardziej przekonującym wyrazem jego własnych zapatrywań i inspiracji.

Może brakuje tym piosenkom odrobiny większego rozmachu, co pozwoliłoby im zaistnieć na dłużej w świadomości słuchacza, niemniej przyswaja się je wszystkie z niewymuszoną przyjemnością. Nie znajdziemy tu radiowej przebojowości, ani typowych zabiegów komercyjnych, mających przebić się przez zalew popowych produkcji. To raczej projekt niszowy, który odsłania naturalność, podkreśloną nietuzinkowym, niezwykle charakterystycznym, lekko bluesowym głosem wokalisty.

Tacher idzie własną drogą – jest typem samotnika, songwritera, który woli zaszyć się w artystycznej puszczy, niż dotykać komercyjnej rutyny. I to właśnie w takim oderwaniu się od głównego nurtu wyjawia się jego pełna osobowość. Tym razem to on rozdaje wszystkie karty, jest bardziej czujny, dojrzały, ale też nie brakuje mu lekkości w podejściu do samej formy muzycznej, o czym świadczą oszczędnie zaprezentowane „Białe ptaki”, otwierające album. Gitara i instrumenty smyczkowe okraszone zostały szczyptą klimatycznych syntezatorów. To nadaje całości wspomnianego folkowego wymiaru, ale nie sięgającego do słowiańskich korzeni, ale znacznie dalej.

Czuć w tych kompozycjach całkiem rasowo zaprezentowane klasyczne elementy, dotykające nawet muzyki klezmerskiej („Byle gdzie”). Pojawia się intymna, choć nieco ulotna jazzująca ballada („Piąte piętro”) i totalnie przygniatająca rockowa poetyka („Bracia Wszechmogący”). A inspiracji tu znacznie więcej, czego przykładem jest zaskakujący, podprowadzony brzmieniem klarnetu „Love pod prąd”.

Ważne są także teksty, pełne wyszukanych metafor, ale też reżyserowanej obrazkowości, nie pozwalającej odlecieć artyście zbyt daleko. Te opowiastki budzą ciekowość, nie stają się wydumaną poezją, ale też nie dotykają banału. Tacher występuje na tej płycie jako oldskulowy gawędziarz, może nawet kronikarz, szukający słów do wyrażania emocji w różnych sytuacjach życiowych, gdzie ziemskie refleksje mieszają się z odrobiną czegoś baśniowego. „Pudełko na buty” skrywa uniwersalne wspomnienia i tęsknoty.

Kiedy robisz coś z całkowitą zgodą z samym sobą, to musi się udać. W tym przypadku wyszło lepiej, niż można było tego oczekiwać, choć pojawiają się kompozycje, które chciałoby się jeszcze mocniej podkręcić. Tacher to romantyczny Robin Hood – zbiera to wszystko, co znamy w muzyce, przetwarza na swój wyjątkowy sposób i oddaje słuchaczom, w nietypowym kontekście. Trochę to trwało, ale dobre rzeczy muszą dłużej dojrzewać, by mogły zostać w końcu zmaterializowane. Maciej nie poszedł na łatwiznę, realizuje plan w zgodzie z samym sobą i za jakiś czas zbierze tego owoce. Oby tak było, bo na to zdecydowanie zasługuje.

Łukasz Dębowski

 

Link do albumu:
https://kayaxmusic.lnk.to/TacherPudelkoNaButy 

 

fot. Durda Tylen

Leave a Reply