Ina West prezentuje dziesięć intrygujących kompozycji, w których doświadczenie bałkańskiego tygla (album Cosovel) łączy z etapem bristolskim. „Girls” to doskonały eksperyment z pogranicza trip hopu i acid jazzu, zahaczający o surowe rejony techno i plemienność, która bierze za rękę i zaprasza do tańca. Poznajcie naszą recenzję tego albumu.
Recenzja płyty „Girls” – Ina West (2019)
Ciekawa sytuacja wydarzyła się z płytą „Girls”, wokalistki znanej jako Ina West. Najpierw ukazała się jako krążek… z białej czekolady, by po kilka miesiącach znów móc zaistnieć, tym razem jako winyl. Muzyczna zawartość albumu jest na tyle ciekawa i niestandardowa, że właściwie wszystko co działo z nią przez ostatni czas idealnie pasuje do oryginalności, którą sobą reprezentuje.
Trzeba jeszcze dodać, iż kupując płytę winylową wspieracie akcję #beefriendly – część zysków ze sprzedaży będzie przekazana na budowę uli na Mazurach.
„Girls” to album niejednoznaczny, schowany gdzieś w meandrach elektronicznej psychodelii. Artystka korzystając z szerokiego wachlarza muzycznych inspiracji – od transu, lekkiego techno, trip hopu, aż po alternatywną wieloznaczność, tworzy swój własny, dosyć intymny, ale zdecydowanie wielowymiarowy świat. Okazuje się, że muzyka zapisana na winylu pozwala jeszcze głębiej zajrzeć w muzykę, co daje możliwość bliżej przyjrzeć się też osobowości Iny. Takie wydanie na czarnym krążku zmusza do większego skupienia, na które utwory wokalistki zdecydowanie zasługują.
Artystka po raz kolejny sięgnęła m.in. po poezję Srecka Kosovela (korzystała z niej już w poprzednim projekcie Cosovel), ale też chociażby cytaty z M.I.A. To tylko potwierdza umiejętność jej poszukiwań i niezwyczajność tego, co robi w muzyce. Na płycie kryje się wiele uniwersalnych emocji towarzyszących nam na różnych etapach życia. Dotyka głównie miłości, ale także w nieco inny sposób – „Girls to album o miłości jako postawie życiowej”. Stąd warto wsłuchiwać się w teksty, ale też szepty, padające słowa w formie cytatów, prawdziwe głosy, tworzące poniekąd komentarz do poszczególnych utworów (głos dziecka w otwierającym płytę „Tender Age”). Można zadać sobie pytanie – dlaczego coś się nagle pojawia? Wszystko ma tu w końcu swoje uzasadnienie.
Oczywiście to nie jest tak, że za każdym razem trzeba wszystko analizować, bo poszczególne kompozycje mają też wymiar czysto rozrywkowy i doskonale spełniają się w różnych sytuacjach, nawet tych mniej intymnych. Zapętlanie pewnych motywów muzycznych ma wydźwięk charakterystyczny dla muzyki elektronicznej, ale częściej tworzy pewnego rodzaju klimatyczne tło („Aurora”). Czasem przypomina to swego czasu muzyczne poszukiwania Pati Yang, która także potrafiła tworzyć na kanwie elektroniki projekty trudne do zdefiniowania, czasem głęboko alternatywne.
I faktycznie niełatwo jest określić płytę „Girls” jednym zdaniem. Czerpanie z wielu, czasem odległych biegunów muzycznych rodzi coś tak na swój sposób pięknego w swej oryginalności oraz ciekawego, że chce się do tego wracać i znów próbować rozszyfrować muzyczną mapę Iny West. Najważniejsze jednak, że w tym wszystkim artystka nie zapomniała o słuchaczu, dając mu po prostu przyzwoitą porcję muzyki, którą może wykorzystać w dowolny dla siebie sposób. Warto mieć winyl, by jeszcze więcej z niej czerpać.
Łukasz Dębowski
Jedna odpowiedź do “Ina West – „Girls” (winyl) [RECENZJA]”