„Zrzucanie gorsetu to chyba zadanie na całe życie” – Julia Rocka [WYWIAD]

Od debiutu Julii Rockiej z albumem „Blaza” minęło nieco ponad 2 lata, w trakcie których artystka pracowała nad drugim, przełomowym brzmieniowo i tekstowo albumem „Gorset”. O jej nowej muzyce mieliśmy okazję porozmawiać z artystką.

fot. materiał prasowe

Czy tworzenie nowej muzyki na drugi album było dla Ciebie jakimś nowym doświadczeniem? Czego dowiedziałaś się o sobie, nagrywając płytę Gorset?

Tworzenie tej płyty to był chaos, poszukiwanie siebie, bardzo dużo eksperymentacji, ale też nie ukrywam, że było to trochę traumatyczne doświadczenie (śmiech). Pierwszy album “Blaza” to była beztroska eksploracja muzyczna – wręcz dziecięce odkrywanie tej zupełnie nowej w moim życiu dziedziny. Przy drugim projekcie pojawiły się ogromne oczekiwania i presja, żeby przebić tę pierwszą płytę. Powiem szczerze, że totalnie mnie to zgubiło. Dlatego pierwsze utwory z nowego albumu są inne niż te, które wypuściłam tuż przed jego premierą. Ja po prostu cały czas szukałam odpowiedniego kierunku i cały czas czułam, że nie do końca podążam właściwą drogą. Myślę, że przez to druga płyta jest mocno eklektyczna.

Wszystko zaczęło się od akustycznej wersji piosenki „Mam koleżankę”, która miała zapowiadać całą płytę w takim stylu. Potem poczułam, że to w ogóle nie jest moja wrażliwość i estetyka. Musiałam zrobić parę kroków wstecz i zastanowić się co ja właściwie chcę przekazać. Wsłuchanie się w swoją intuicję i praca nad moim wewnętrznym krytykiem pomogły mi w odnalezieniu drogi.

Co Cię zgubiło we wczesnych poszukiwaniach muzycznych, które miały ukształtować nowy album?

Myślę, że za szybko przystąpiłam do tworzenia nowych piosenek. Żyjemy w czasach szybkiego bodźca, kiedy nie możesz sobie pozwolić na zbyt długą przerwę, bo ludzie mogą łatwo o Tobie zapomnieć. Zgubiło mnie też to, że nałożyłam na siebie za dużą presję związaną z tym, że chciałam, aby drugi album był pod każdym względem lepszy od pierwszego. Teraz z perspektywy czasu myślę sobie, że to był jakiś totalny absurd.

Szybko wymyśliłam koncepcję na drugi album, która zakładała, że cała płyta miała opierać się na brzmieniu akustycznej gitary. Ten pomysł w rezultacie całkowicie mnie przyblokował i po utworach „Mam koleżankę” i „I że czuje się sam” nie byłam w stanie nic napisać. Wynikało to z tego, że nie dałam sobie możliwości eksperymentowania i bardzo zawęziłam pole eksploracji. W pewnym momencie nawet zwątpiłam w swoją umiejętność pisania piosenek, bo zupełnie straciłam przyjemność z tworzenia. Wtedy stwierdziłam, że muszę odzyskać radość pisania i to co w międzyczasie zatraciłam czyli luz i poczucie humoru. No i niemalże od razu powstała propozycja tytułowa, czyli zmysłowy i lekki „Gorset”. Ten utwór stał się słowem-kluczem do mojego kolejnego projektu, odblokował też moją wenę.

 

fot. okładka płyty

„Gorset” został hasłem, które pomaga zrozumieć sens całego albumu.

Gorset to symbol sensualizmu, elegancji i kobiecości. A z drugiej strony kryją się za nim takie hasła jak zniewolenie, opresja, próba wpasowania się w ramy społeczne i spełnianie cudzych oczekiwań – czyli coś bardzo mi znajomego. Tworząc moją drugą płytę naprawdę czułam, że się pogubiłam, że w mojej głowie dudniło słowo “niewystarczające”. Wszystko wtedy wydawało mi się niewystarczające, teksty, brzmienie, kompozycje, melodie… Przez moment straciłam wiarę w siebie.

Gdy postanowiłam poluzować ciasno zawiązany gorset zaczęły niemalże od razu powstawać utwory: „Skalpel”, „Siostra”, „Fuckboy” – najbardziej eksperymentalne z całej płyty, nieoczywiste, mroczne. Wreszcie zaczęliśmy bawić się brzmieniem wokali, kompozycją, tempem, tonacjami. Słowo klucz “zabawa” otworzyło nam drzwi do kreatywności. Pojawiła się też zdecydowanie większa odwaga, i myślę, że ostatecznie odzyskałam swobodę w tworzeniu i wreszcie się odblokowałam.

Czy udało Ci się już zrzucić tytułowy „Gorset”?

Chciałabym powiedzieć, że “TAK!” i pewnie marketingowo zabrzmiałoby to świetnie, natomiast jednocześnie byłoby to kłamstwo (śmiech)! Zrzucanie gorsetu to chyba zadanie na całe życie. Każdy z nas nosi taki gorset – stworzony przez wychowanie, normy społeczne, rówieśników, a tym bardziej przez szkołę. Cały czas funkcjonujemy w przyjętych ramach, zasadach, nałożonych oczekiwaniach. Mam wrażenie, że ja jako dziecko żyłam w takim ciasno związanym gorsecie, który trochę nieświadomie nałożyły na mnie moja rodzina i szkoła. Przez różne sytuacje rodzinne czułam, że muszę być tym perfekcyjnym dzieckiem, które nie sprawia problemów. Potem musiałam jakoś funkcjonować w szkole aktorskiej, gdzie cały czas bierze się udział w jednym, niekończącym się castingu.

I nagle poczułam, że w tym wszystkim się po prostu duszę, bo ciągle próbuję spełniać czyjeś oczekiwania, nie jestem w stu procentach sobą, odgrywam jakieś role, aby zadowolić innych. Wiązało się to z późniejszą terapią, podczas której próbowałam rozpracować swoje kompleksy. Teraz każdego dnia staram się sobie tłumaczyć, że już nie muszę niczego udowadniać, a akceptacji nie potrzebuję szukać u innych, tylko u samej siebie. Codziennie uczę się odpuszczać, ale nadal walczę, żeby się nie katować, nie zadręczać różnymi rzeczami, nie starać się być perfekcyjną.

Czy trudne doświadczenia pozwoliły Ci oswoić pewne problemy, które potem mogły znaleźć swoje miejsce w Twoich nowych piosenkach?

To jest ciekawa perspektywa i myślę, że tak. Przyznam, że te trudniejsze momenty w życiu, kiedy towarzyszy mi smutek, tęsknota, złość, rozczarowanie i żal są dla mnie bardziej inspirujące niż te czysto pozytywne sytuacje. A tak właściwie to najbardziej interesują mnie te niejednoznaczne momenty – na przykład kiedy jednocześnie za kimś tęsknimy, ale nie chcemy żeby wrócił. Dlatego w najnowszych utworach jest tyle o toksycznych relacjach.

Przyznaję, że ostatni rok był dla mnie bardzo trudny z wielu względów. W styczniu 2024 zmarła moja ukochana babcia, co zdestabilizowało mnie całkowicie na długi czas. Dużo było walki w tym roku, z samą sobą, ale i z innymi osobami, którym nie do końca podobały się moje pomysły. Nie będę wdawać się w szczegóły. Po prostu chcę powiedzieć, że w atmosferze walki i presji brakuje czasem miejsca na swobodny akt twórczy. Z moim producentem Michałem Głomskim, też mieliśmy poczucie, że zmiana może nam dobrze zrobić. Pojawił się pomysł, żebym dokończyła album z Maurycym Żółtańskim, z którym pracowało mi się świetnie i stworzyliśmy razem aż 6 utworów w zaledwie 3 tygodnie.

 

W jaki sposób chciałaś więc, żeby prezentowały się Twoje nowe piosenki od strony emocjonalnej?

Początkowe założenie było takie, że chciałam unikać pisania o relacjach romantycznych, bo uważałam ten temat za zbyt banalny, i planowałam aby każda piosenka na nowej płycie była trochę jak utwór “Casting”. Z jednej strony storytellingowa i metaforyczna, a z drugiej strony znacznie głębsza i opowiadająca szerzej o naturze człowieka.

Nie miałam zamiaru pisać już o toksycznych relacjach, bo ile można? A potem się okazało, że większość utworów na tej płycie jest właśnie o nich (śmiech). Szczerze? Nie chcę tego oceniać… Widocznie o tym miałam potrzebę napisać. Oddałam się całkowicie emocjom. Powiedziałam sobie: „Julka, pisz o tym, co czujesz!” – ale bez nadęcia, za to z poczuciem humoru i lekkością.

Z Maurycym odpięliśmy przysłowiowe wrotki i zaczęliśmy bawić się formą i brzmieniem tak jak w przypadku numeru “Siostra”, gdzie kompozycja utworu potrafi bardzo zaskoczyć. Przyznam, że podczas pisania tego numeru Maurycy momentami patrzył na mnie z niedowierzaniem, ale cieszę się, że ostatecznie mi zaufał. Ja wiedziałam, że muzyka i kompozycja w tym utworze muszą podkreślać warstwę emocjonalną, zawartą w przesłaniu. A przede wszystkim świetnie się przy tym bawiliśmy i to jest najważniejsze.

Jak więc w praktyce wyglądała wasza współpraca?

Maurycy jest szalenie kreatywny i ma bardzo otwartą głowę. Wiedziałam od dawna, że chcę aby pierwszy utwór na płycie opowiadał o obsesji piękna i perfekcjonizmie. Wtedy przyszłam do Maurycego z głową pełną inspiracji. Jedną z nich był mocny film „Substancja” z Demi Moore. Powiedziałam Maurycemu, żeby zainspirował się trochę ścieżką dźwiękową tego filmu. Chciałam, aby brzmienie tego utworu było „niepokojące i robotyczne” — wyjęte prosto z fabryki klonów, albo ze stołu operacyjnego, trochę jakby ostrze sunącego po stole operacyjnym. I wtedy Maurycy zaczął poszukiwać odpowiednich brzmień, a ja go jedynie kierowałam. I tak oto powstał “Skalpel” utwór otwierający całą moją drugą płytę. Myślę, że świetnie się rozumiemy i jestem bardzo wdzięczna za współpracę z tak utalentowanym producentem.

Na pewno pomagało mu to, że bardzo obrazowo potrafisz mówić o różnych rzeczach. Przynajmniej takie odnoszę wrażenie, gdy z Tobą rozmawiam. Zgodzisz się z tą opinią?

Pewnie coś w tym jest, bo mam dużo inspiracji związanych z malarstwem, filmem, ale też sytuacjami z życia. Nie jestem w stanie powiedzieć po prostu, że chciałabym, żeby jakaś piosenka była wesoła albo smutna. U mnie od razu włącza się storytelling i bardziej filmowe, wrażeniowe opowiadanie o emocjach. Pewnie moje wykształcenie aktorskie też ma tu znaczenie i wpływa mocno na to jak myślę o piosenkach, które są dla mnie bardziej rodzajem performancu artystycznego niż tylko ładnym odśpiewaniem melodyjek.

 

fot. materiały prasowe

I tutaj pojawia się pytania – na ile to, co robisz jest wymyśloną kreacją, a ile jest w tym Twojego prawdziwego wnętrza? W jaki sposób znaleźć balans pomiędzy kreowaniem, a emocjonalnym, głębokim przekazem?

Wszystkie piosenki są o mnie lub o moich prawdziwych emocjach i relacjach. Mogę śmiało powiedzieć, że pisanie piosenek jest dla mnie trochę jak prowadzenie pamiętnika, tylko z tą różnicą, że każdy ma do nich wgląd. Za każdym utworem kryje się realna osoba, którą spotkałam w swoim życiu. Na pewno momentami wyolbrzymiam czy koloryzuję, czasem jest to konieczne dla uzyskania puenty czy określonego przekazu. Element kreacji na pewno też występuje, zwyczajnie po to aby cały projekt był spójny i charakterystyczny muzycznie i wizualnie.

Wizerunek jest dla mnie bardzo istotny dlatego zawsze duży nacisk kładę na spójność i konsekwencję w przypadku klipów czy okładek piosenek, ale też zależy mi na tym aby warstwa muzyczna i liryczna nie były przypadkowe i aby wnosiły dużo do projektu, aby poprzez piosenki odbiorcy mogli mnie lepiej poznać, aby wiedzieli o czym myślę, co jest dla mnie ważne, kim ja w ogóle jestem. Napisałam na przykład ważną dla mnie piosenkę “Casting”, która opowiada o moim prawdziwym doświadczeniu ze Szkoły Filmowej, piosenka “Welur” wydana na mojej pierwszej płycie to bezpośrednie nawiązanie do tkaniny, którą uwielbiam, i w której często występuję na koncertach, a w piosence “Blow-Up” śpiewam o moim ulubionym filmie o tym samym tytule. Nic nie jest przypadkowe.

W ogóle mam wrażenie, że lubisz używać konkretnych słów, które niosą czytelny przekaz. Nie jesteś artystką, która używa półśrodków?

Ja lubię konkret. Nawet miałam takie przezwisko na studiach – “Chodzący konkret” (śmiech). W sztuce lubię realizm i storytelling. Myślę, że umiałabym posługiwać się metaforami, ale wolę historie podane wprost. Wtedy trudniej jest uniknąć tematów tabu, ale ja lubię ryzyko i w tym stylu czuję się najlepiej. U mnie ma to swoje uzasadnienie, bo wydaje mi się, że dzięki temu mogę wydobyć większe emocje, ale też wpleść w moje opowieści odrobinę poczucia humoru.

Dla mnie piosenki są trochę jak scenariusze filmowe – czuję, jakbym opowiadała jakąś historię. Chcę to zrobić jak najbardziej precyzyjnie i obrazowo. Stąd to konkretne znaczenie moich tekstów.

Mnie osobiście bardzo dotknął dosyć bolesny numer „Skulona”. Co to jest dla Ciebie za utwór?

To jest mój najbardziej intymny tekst na tym albumie i taki, którego nie wiem, czy będę w stanie zaśpiewać kiedykolwiek na koncercie. Przy pierwszej płycie nie miałam jeszcze odwagi powiedzieć głośno o swoim dzieciństwie, ale przy tej stwierdziłam, że mam to już przepracowane w swojej głowie i jestem gotowa podzielić się swoją historią z odbiorcami. Uznałam, że jeśli to, co mam do powiedzenia, może komuś pomóc, to warto nagrać tak osobistą piosenkę.
Być może ktoś stwierdzi, że też tak ma i nie jest sam w swoich odczuciach i doświadczeniach. Ten numer pokazuje prawdę o moim dzieciństwie, w którym nie było zawsze idealnie – to odbija się na moim dzisiejszym życiu. Czuję, że teraz mam większą odwagę, by mówić o pewnych trudnych przeżyciach.

Kolejną rzeczą, do której przykładasz dużą wagę, to nie tylko teledyski, ale cała oprawa wizualna Twoich projektów. Do utworu „Siostry” powstał klip z dużym rozmachem.

Strona wizualna jest dla mnie bardzo ważna w kontekście muzyki. Ja mam bardzo konkretną wizję tego jak chcę żeby wszystko w moim projekcie wyglądało. Czasem trudno jest zrealizować te pomysły, dlatego wtedy wkraczam do akcji w fartuchu (śmiech) i robię rzeczy sama! Do tego teledysku sama zrobiłam scenografię – bogato zastawiony stół ozdobiony licznymi cukierniczymi wyrobami, które wykonałam sama z masy solnej! Największym wyzwaniem był tort z masy solnej, który lepiłam, piekłam i ozdabiałam przez dwa tygodnie! Miałam z tym mnóstwo roboty, ale skoro wymyśliłam sobie, żeby klip wyglądał w określony sposób, to musiałam włożyć w niego dużo pracy. W końcu budżety na teledyski są bardzo ograniczone.

Moim pomysłem było też stworzenie wizualizacji do każdej piosenki z płyty. Przygotowałam wszystkie rekwizyty, sama zajęłam się montażem, byłam własną stylistką… właściwie zrobiliśmy wszystko we dwoje razem z moim managerem Bartkiem Jasikiem, który był operatorem. Za kulisami wyglądało to jak prawdziwa licealna etiuda (śmiech).

 

Wracając do Twoich piosenek z nowej płyty – czym są tytułowe „Tortury”? Czy kryje się za tym przesłanie: „uważaj, co robisz, bo może to do Ciebie wrócić”?

Dla mnie „Tortury” to zemsta w czystej postaci. Już od dawna chciałam napisać piosenkę o zemście, bo słabości i mroczne instynkty w człowieku takie jak zazdrość czy zawiść są dla mnie bardzo interesujące. Choć rzadko się do nich przyznajemy, to wydaję mi się, że są niezwykle ludzkie i każdy te emocje kiedyś odczuwał. Co ciekawe ten utwór wcale wbrew pozorom nie opowiada o relacji romantycznej.

Ostatecznie tytułowe „Tortury” pozostają w sferze wyobraźni, ale przyznam, że początkowo bałam się pisać o tak kontrowersyjnym temacie. Kiedy jednak zdecydowałam się to zrobić, wyobraziłam sobie, że jestem postacią teatralną. Przypomniałam sobie, jak w szkole aktorskiej mówiłam monologi szalonych, przerysowanych postaci – i wtedy wiedziałam, że ten tekst też tak właśnie powinien brzmieć. Miała być w tym groteska, przerysowanie – sposób na to, by dać upust złym emocjom i w realnym życiu już nie musieć się mścić.

Mówiłaś też dużo o relacjach. Co najbardziej wkurza Cię w dzisiejszym świecie, jeśli chodzi o relacje międzyludzkie?

Brakuje mi w ludziach autorefleksji. Wkurza mnie to, że nie potrafimy się nawzajem słuchać, że każdy skupia się tylko na sobie. Denerwuje mnie, jak nerwowo reagujemy, gdy ktoś się otwiera i mówi o swoich emocjach. Zamiast przyjąć to ze spokojem i empatią, od razu przechodzimy do defensywy. Mam wrażenie, że często nie patrzymy na drugiego człowieka z życzliwością i czułością. W relacjach coraz częściej jesteśmy narcystyczni – zamiast szukać relacji, szukamy racji.

Ale ta płyta jest też o relacjach kobiet, przyjaciółek?

Tak, utwór „Siostra” opowiada o burzliwej relacji z przyjaciółką, z którą wiele osób może się utożsamiać. Pozorna przyjaźń zdarza się przecież bardzo często. Z jednej strony masz osobę, która wydaje Ci się bliska jak siostra, a z drugiej okazuje się, że jest zazdrosna, wcale dobrze Ci nie życzy i obgaduje Cię za plecami. Brzmi znajomo, co? (śmiech) Ta piosenka pokazuje właśnie te dwie strony nieszczęśliwej przyjaźni – bliskość i zdradę. Na tej płycie jest też piosenka “Mam koleżankę” zainspirowana moimi koleżankami z czasów studiów, opowiadająca o siostrzeństwie w bardziej pozytywny sposób oraz “Myślę o Tobie przed snem” opowiadająca o tęsknocie za bliską przyjaciółką i wyrzutach sumienia.

Czy ta płyta jest w takim razie bardziej dla kobiet?

Mam nadzieję, że ta płyta jest na tyle uniwersalna, że każdy znajdzie na niej coś dla siebie. Ale na pewno na tej płycie staram się pokazać, że kobiety mają głos i powinny otwarcie mówić o tym co myślą i czują! Ale też o tym, że mają pełne prawo sprzeciwić się nieodpowiedniemu traktowaniu przez mężczyzn i wyzwolić się z toksycznych relacji. Ten album to próba wyrzucenia z siebie różnych emocji i doświadczeń – bo mogę, bo chcę być odważna, bo jestem wolna, bo mam do tego prawo.

Czy to znaczy, że solidaryzowanie się kobiet jest Ci bliskie?

Zdecydowanie tak. Marzę o tym, żeby dziewczyny bardziej się wspierały. Otaczają mnie na co dzień wspaniałe kobiety, z którymi mam szczere relacje i jesteśmy dla siebie zawsze ogromnym wsparciem. W social mediach również zawsze staram się wspierać dobrym słowem koleżanki z branży. I nawet jeśli doświadczyłam kiedyś zawistnych przyjaciółek czy zakończonych po latach relacji, to nie zmieniło mojego przekonania, że kobiety powinny się wspierać. Chciałam też tą płytą pokazać wszystkim dziewczynom, że ich głos też ma znaczenie. Zwróćmy uwagę, że w ostatnich wyborach parlamentarnych kobiety stanowiły największy odsetek głosujących – poczułyśmy swoją sprawczość. Dlatego mówię: chodźmy na wybory!

Ukończyłaś łódzką Filmówkę. Czy planujesz łączyć aktorstwo z muzyką?

Oczywiście nie zamykam się na aktorstwo, bardzo bym chciała pracować w tym zawodzie. Na ten moment to jednak nie zależy tylko ode mnie – zanim dostanie się rolę trzeba wygrać casting, zostać wybranym i zaakceptowanym przez szereg osób. Skupiam się aktualnie na muzyce, bo w tym czuję sprawczość i mogę się realizować kreatywnie. W swoim projekcie muzycznym staram się przemycać aktorstwo na każdym kroku, bo to duża część mojej tożsamości, czy to w teledyskach czy interpretując piosenki czy nawet na koncertach. Nie chcę nakładać na siebie znowu presji związanej z tym, że mogłabym więcej i lepiej. Na razie spełniam się w muzyce i chcę się tym w pełni cieszyć.

Rozmawiał: Łukasz Dębowski

 

Leave a Reply