„Blues-rock nigdy tak naprawdę nie umarł” – Skołowani [WYWIAD]

„Korzenie” to tytuł drugiej płyty zespołu Skołowani. Ich muzyka jest doskonałą propozycją dla fanów tradycyjnego blues-rocka. Jak informuje grupa jest to album o muzycznych fascynacjach, o miłości i nostalgii, o nieuchronnym przeznaczeniu, o pasji grania i tworzenia oraz o jasnych i szarych kolorach codziennego życia. Więcej o ich muzyce można dowiedzieć się z naszego wywiadu z zespołem.

fot. Mariusz Skiba

Jaki był początek Waszej drugiej płyty „Korzenie”? Czym ten album jest dla Was w odniesieniu do debiutanckiego krążka „Wieczny chłopiec”?

Początek pracy nad drugą płytą „Korzenie” był dla nas naturalnym etapem rozwoju – zarówno muzycznego, jak i osobistego. Po „Wiecznym chłopcu”, który był bardziej autorefleksyjny, oparty na nostalgii i poszukiwaniach tożsamości, poczuliśmy potrzebę głębszego zakorzenienia się w swoich inspiracjach.  „Korzenie” to nie tylko kontynuacja, ale też krok w głąb – w dojrzalsze brzmienie, bardziej świadome teksty i większą spójność muzyczną.

W przeciwieństwie do debiutu, który miał charakter bardziej emocjonalny i „tu i teraz”, „Korzenie” są świadomym powrotem do źródeł – zarówno muzycznych, jak i duchowych. To płyta o poszukiwaniu fundamentów: rodzinnych, społecznych, artystycznych. Dla nas to była też okazja do tego, by zrozumieć, skąd pochodzimy i jak to wpływa na to, kim jesteśmy dziś jako artyści. Dobrze przyjęty album „Wieczny chłopiec”  dał nam przysłowiowego kopa. Mieliśmy ten chłopięcy zapał, ale też pełną dojrzałość życiową, co nas determinowało do tworzenia nowych kompozycji. Powstawały wówczas moje nowe teksty, które wysyłałem do kolegów w celu tworzenia kompozycji.

Jednym z pierwszych tekstów był kawałek „Korzenie”, który opowiada, że blues jest korzeniem, a wszystko inne, to owoce z tego muzycznego drzewa. Tytuł tego kawałka w naturalny sposób został tytułem całego albumu. Od samego początku tworzenia albumu byliśmy przekonani, iż powinnyśmy zaprosić do nagrania materiału naszych muzycznych przyjaciół, którzy z entuzjazmem przyjęli nasze zaproszenie. Niestety czas epidemii covidu znacznie ograniczył możliwości nagrywania materiału, ale dzięki temu mieliśmy czas na przemyślenie i zweryfikowanie dotychczasowych nagrań. Po tych przemyśleniach wiele kawałków poszło do kosza i zupełnie zmieniła się koncepcja całego albumu.

Porównując płytę „Korzenie” do debiutanckiego albumu „Wieczny chłopiec” myślę, że jest bardziej przemyślana i w pewnym sensie koncepcyjna. Jest oczywiście utrzymana w nurcie blues – rockowym, ale też nie stroni od lirycznych uniesień.

Za co przede wszystkim lubicie piosenki z płyty „Korzenie”? Co według Was można uznać za największą wartość albumu?

 Album wyróżnia się nie tylko muzyką i tekstami, ale też dopracowaną produkcją. Często pojawiają się brzmienia organiczne, czasem surowe, które wzmacniają przekaz i tworzą bardzo charakterystyczny klimat – niepowtarzalny i prawdziwy. Wielu odbiorców chwali album za poetyckie, ale jednocześnie konkretne teksty. Nie są to puste rymy czy banały – każdy wers coś znaczy, każda zwrotka niesie emocję, refleksję, przesłanie. Piosenki z tego albumu są przede wszystkim szczere, w których muzyka i tekst są zgodne w przekazie.   Pewnie tego zasługą jest fakt, iż najpierw powstawały teksty dające kompozytorom pole do wyrażenia emocji. Najważniejszą wartością albumu jest jego autentyczny przekaz, wynikający z naszych spostrzeżeń, doświadczeń i  charakterów osobistych. Nagrywając ten album nie nastawialiśmy się na komercję, dlatego nie musieliśmy tworzyć coś przeciw sobie.

 

Jak wiele czasu poświęciliście tej płycie, żeby spełniała Wasze oczekiwania? I w jaki sposób podchodzicie do samego procesu tworzenia piosenek?

Poświęciliśmy tej płycie naprawdę sporo czasu – proces trwał jakieś kilka lat. Ale to nie była praca dzień w dzień, raczej falami. Mieliśmy momenty intensywnego pisania, potem przerwy na złapanie perspektywy, żeby wrócić z nową energią. Chcieliśmy, żeby każda piosenka miała sens i nie była tam tylko po to, żeby zapełnić tracklistę. Jeśli chodzi o proces tworzenia, to często zaczyna się od jakiejś emocji albo sytuacji, którą ktoś z nas przeżywa. Czasem to tekst, czasem riff.  Staraliśmy się być otwarci – nie trzymamy się sztywno schematów. Niekiedy utwór wychodzi w jeden wieczór, a innym razem dłubiemy tygodniami. Ale najważniejsze jest, żeby to było szczere i żebyśmy wszyscy czuli, że to nasze.

Początek tworzenia i zbierania myśli zaczął się już w 2018 roku. Mieliśmy wówczas wiele pomysłów, które bezpośrednio wynikały z wydania debiutanckiego krążka. Jak już wcześniej mówiłem covid nam trochę pokrzyżował palny, co też miało swoją dobrą stronę. Całe szczęście, że mogliśmy kontaktować się przez Internet, dzięki któremu wymienialiśmy pomysły. Ważnym wsparciem w nagrywaniu materiału były domowe studia naszych kolegów muzyków. Dużo materiału powstawało właśnie w takich warunkach. Oczywiście nieocenionym wsparciem był Robert Biaduń, który ten cały materiał spinał. Nagrania zostały ukończone w 2024 roku i zostały przekazane do Wiktora Mazurkiewicz studio MRS Audio, który dokonał ostatecznych mikstów.  Masteringiem zajęło się Red Mastering Studio, London.

Jak sami informujecie to album o muzycznych fascynacjach, o miłości i nostalgii. Gdybyście mieli sięgnąć do pierwszych, najstarszych inspiracji, które ukształtowały Was muzycznie, to co by to było?

Mając już pewien dojrzały wiek podszyty filozofią wiecznego chłopca mamy i mieliśmy inspiracje muzyczne. Ja zawsze byłem zafascynowany zespołem SBB, szczególnie gitarą Lakisa (Apostolis Anthimos). Mam wszystkie płyty winylowe tego zespołu, do których wracam bardzo często. Przed założeniem Skołowanych nigdy nie przypuszczałem, że dane mi będzie poznać Lakisa i się z nim zaprzyjaźnić. A to, że zagrał na naszej pierwszej płycie oraz najnowszym albumie jest dla mnie wielkim wyróżnieniem. Dlatego muzyka SBB bardzo mnie muzycznie ukształtowała.

Oczywiście ważną inspiracją dla mnie oraz drugiego „ojca założyciela”, Krzyśka Sieradzkiego była polska muzyka blues rockowa, szczególnie ta z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. W naszej muzycznej historii mieliśmy możliwość poznania fantastycznych muzycznych przyjaciół, którzy też w pewien sposób inspirowali jest muzycznie i życiowo.

W tym miejscu należy wymienić Jacka Gazdę, Wojtka Hoffmanna, Marka Radulego, Jacka Krzaklewskiego, Rysia Wolbacha, Marka Modrzejeskiego, Sławka Małeckiego, Krzysztofa Toczka „Partyzanta”, Janka Galacha, Sławka Bernego, Roberta Szewczygi, Michała Kielaka i wielu innych.

 

fot. okładka płyty

Czy czujecie, że wciąż jest miejsce dla blues-rockowej twórczości, nieco wypieranej ostatnio przez inne gatunki? Jak oceniacie, to co obecnie dzieje się w głównych, bardziej popularnych nurtach muzycznych?

Świetne pytanie – i bardzo trafne obserwacje. Blues-rock to gatunek z niesamowitym dziedzictwem, który miał ogromny wpływ na rozwój współczesnej muzyki, ale faktycznie wydaje się być nieco zepchnięty na boczny tor przez obecne trendy w muzyce popularnej, takie jak hip-hop, pop elektroniczny, trap czy nawet różne formy indie i alternatywy. Ale czy wciąż jest dla niego miejsce? Zdecydowanie tak.

Blues-rock nigdy tak naprawdę nie umarł – po prostu zmienia formę i miejsce w krajobrazie muzycznym. Może nie dominuje już list przebojów, ale nadal ma silną obecność na scenach klubowych, festiwalach niszowych czy wśród bardziej świadomej muzycznie publiczności.

Co do głównego nurtu – obecnie mamy czasy ogromnej różnorodności i fragmentaryzacji. Dominują rytm, mocna produkcja, wszystko bardziej skupione na atmosferze niż na instrumentalnej wirtuozerii czy „żywym graniu”. Ale jednocześnie ta scena jest niesamowicie otwarta: dziś łatwiej niż kiedykolwiek wypłynąć z czymś niszowym, jeśli tylko znajdzie się odpowiednia publika.

Muzyka blues-rockowa jest jak korzeń mocno wbita w grunt tworzenia i dlatego jest szczera do bólu. Na polskim rynku muzycznym na szczęście jest  dużo miejsca dla dobrej muzyki oraz wyrobionych muzycznie odbiorców. Nie trzeba wyprzedawać stadionów aby nie zniknąć z rynku. Widzimy tę radość słuchania na naszych koncertach. Oczywiście każdy ma prawo słuchania tego, co lubi, dlatego nie neguję tworzenia w tzw. popularnych nurtach muzycznych.  Niepokój mój jednak budzi obecna wokalistyka kobieco-dziewczęca. Większość obecnych młodych wokalistek śpiewa bardzo podobnie, tak jakby im nie zależało na indywidualności. Powielane są schematy kompozycyjne, a teksty? – podobne i o niczym. Są też jednak perełki typu Kaśka Sochacka, Daria Zawiałow, Monika Borzym.

 Co byłoby dla Was największym sukcesem związanym z albumem „Korzenie”? Czy macie jakieś oczekiwania względem tej płyty?

Największym sukcesem związanym z albumem „Korzenie” byłoby dla nas to, żeby dotarł do ludzi – nie tylko w sensie liczby odsłuchań, ale przede wszystkim emocjonalnie. Chcielibyśmy, żeby ktoś, słuchając tej płyty, pomyślał: „To o mnie”, albo „Właśnie tak się czuję”. Jeśli uda się poruszyć kogoś na takim poziomie – to będzie największa nagroda. Oczekiwania? Jasne, każdy artysta chce, żeby jego muzyka była słuchana, doceniana, może nawet komentowana. Marzymy, żeby „Korzenie” zaczęły swoje własne życie – żeby ktoś dodał kawałek do swojej playlisty na jesienne spacery, ktoś inny może odnalazł w nich siłę, a jeszcze ktoś przypomniał sobie o własnych korzeniach, rodzinie, historii. Nie oczekujemy dużego komercyjnego sukcesu. Oczywiście dobrze by było, aby chociaż zwróciły się koszt nagrania i wydania CD i winyla. Bardziej zależy nam na większej rozpoznawalności zespołu, co się będzie wiązało z większą ilością koncertów. Cały czas mamy chęć grania i dzielenia się emocjami z naszymi słuchaczami. Nie mamy w sobie zbyt wielkiej próżności, ale jak każdy zespół chcemy aby nas słuchano, kupowano nasze płyty. A gdyby Jurek Owsiak nas zaprosił na Poland Rock Festiwal, to chyba to byłoby naszym największym sukcesem.

 

 Do nagrania albumu „Korzenie” zaprosiliście wielu przyjaciół. Czy to znaczy, że zespół Skołowani jest w jakimś sensie otwartym projektem i może odnaleźć się w nim więcej artystów, którzy podobnie jak Wy czują muzykę?

Tak, dokładnie tak można to ująć. Zespół Skołowani od początku istnienia starał się być czymś więcej niż tylko stałym składem muzyków – traktujemy naszą muzykę jak przestrzeń spotkania, dialogu i wspólnego przeżywania. Album „Korzenie” był naturalnym rozwinięciem tej idei. Zaprosiliśmy do niego naszych przyjaciół, bo czuliśmy, że mają coś ważnego do dodania – swoją wrażliwość, energię, doświadczenie. Skołowani to projekt otwarty na ludzi, którzy czują podobnie i mają ochotę dołożyć coś od siebie do tego wspólnego muzycznego świata. Dla nas ważna jest autentyczność i szczerość – jeśli ktoś wnosi to do muzyki, to zawsze jest dla niego miejsce. Formuła zespołu jest cały czas otwarta na nowe pomysły muzyczne oraz zapraszanie na scenę muzycznych przyjaciół. Ostatnie dwa nasze koncerty zaszczycił Michał Kielak, najlepszy polski harmonijkarz w ocenie czytelników kwartalnika „Twój Blues”.  Michał zagra z nami też 17 maja na koncercie w moim rodzinnym mieście Cybinka na Ziemi Lubuskiej. Jeżeli jest tylko możliwe to zapraszamy na nasze koncerty wspomnianego już wcześniej Apostolisa Anthimosa, którego gitara wzmacnia nasz przekaz.

Przez jakiego słuchacza chcielibyście, żeby została zauważona Wasza nowa twórczość?

Przez takiego, który potrafi się wsłuchać i zrozumieć treść tego przekazu. Chcielibyśmy, żeby nasza muzyka została zauważona przez słuchacza otwartego na szczerość i emocje – takiego, który nie szuka idealnie wypolerowanych dźwięków, tylko prawdziwej energii, charakteru i przekazu. Niezależnie od wieku, płci czy miejsca zamieszkania – ważne, żeby to był ktoś, kto czuje, że muzyka może być formą buntu, śmiechu, nostalgii, ale i wspólnoty. Idealny słuchacz to ktoś, kto po prostu pozwoli sobie poczuć to, co my próbujemy przekazać.

Ważną częścią działalności zespołu Skołowani są koncerty. Jak na dzień dzisiejszy czujecie się jako band koncertowy? Czy czujecie progres w tej materii?

Zdecydowanie czujemy się coraz pewniej jako band koncertowy. Każdy kolejny występ daje nam nową energię i większą swobodę na scenie. Na początku wiadomo – stres, próby ogarnięcia dźwięku, logistyki, jak się ustawić, jak złapać kontakt z publicznością. Ale z czasem to wszystko zaczęło grać coraz bardziej naturalnie. Czujemy duży progres – zarówno technicznie, jak i w odbiorze. Coraz lepiej się rozumiemy na scenie, potrafimy improwizować, reagować na siebie nawzajem i na publikę. Zdarza się, że gramy zupełnie inaczej niż na próbie, bo energia miejsca i ludzie nas niosą. To chyba największa satysfakcja, kiedy czujesz, że między nami a publicznością naprawdę coś się dzieje. No i też z każdym koncertem rośnie nasze doświadczenie sceniczne. Wiemy już, co działa, a co trzeba jeszcze doszlifować. Ale właśnie to jest piękne – że cały czas się rozwijamy.

Z jakimi opiniami na temat Waszej twórczości spotkaliście się dotychczas ze strony słuchaczy? Czy pojawiły się opinie, które z jakiegoś powodu były dla Was zaskakujące?

​Zespół Skołowani spotkał się z entuzjastycznym odbiorem zarówno ze strony słuchaczy, jak i środowiska muzycznego. Nasz  debiutancki album „Wieczny chłopiec” zdobył tytuł Bluesowej Płyty Roku 2017 w plebiscycie portalu bluesonline.pl, uzyskując ponad 12 tysięcy głosów.​ Dotychczasowe recenzenci podkreślali różnorodność muzyczną wydanych płyt, łączącą blues-rockowe brzmienia z elementami jazzu i klimatami à la Santana.

Skołowani zaskakują również swoją historią – zespół powstał w 2013 roku w Centrum Niezależnego Życia „Sajgon” w Ciechocinku, a jego dwóch członków, mimo niepełnosprawności, aktywnie uczestniczy w życiu muzycznym, udowadniając, że pasja i determinacja nie mają ograniczeń. Spotykamy się z naprawdę różnorodnymi opiniami – od bardzo emocjonalnych wiadomości, w których ludzie dzielą się tym, jak nasze utwory pomogły im przejść przez trudne chwile, po bardziej techniczne uwagi dotyczące brzmienia czy tekstów. To zawsze budujące, kiedy widzimy, że nasza muzyka naprawdę kogoś porusza i zostaje z nim na dłużej.

Zaskakujące były dla nas komentarze, w których słuchacze odnajdywali w naszych utworach znaczenia, których sami nie byliśmy świadomi w trakcie tworzenia. Czasem ktoś interpretuje tekst zupełnie inaczej niż my to zamierzaliśmy – i to jest piękne, bo pokazuje, że muzyka żyje swoim życiem, kiedy wychodzi poza studio. Zdarzały się też opinie, że nasza muzyka „pasuje do filmów” – co dla nas było dużym komplementem, bo oznacza, że tworzymy coś, co buduje klimat i opowiada historię.

 

Leave a Reply