„Ten film jest „kamieniem milowym” dla serbołużyczan” – Izabela Kałduńska [WYWIAD]

Wraz z premierą kinową ukazał się album ze ścieżką dźwiękową do filmu dokumentalnego o życiu i historii serbołużyczan – “U nas nazywamy ją Hanka“, w reżyserii Grit Lemke. O muzyce, ale także o historii mniejszości narodowej, jaką byli serbołużyczanie porozmawialiśmy z Izabelą Kałduńską (The New Solarism), czego efektem jest poniższy wywiad.

fot. materiały prasowe

Jak to się stało, że stałaś się częścią projektu, który związany jest ze ścieżką dźwiękową, a więc także z filmem dokumentalnym o życiu i historii Serbołużyczan – „U nas nazywamy ją Hanka”, w reżyserii Grit Lemke?

Po jednym z moich pierwszych koncertów w ramach solowego projektu „The New Solarsim” (wiosną 2018 w Lipsku), podeszła do mnie śpiewaczka Walburga Walde i zapytała się, czy nie miałabym ochoty na współpracę z jej serbołużyckim chórem żeńskim (później Ensamble Jarobinka), ponieważ ona właśnie kolekcjonuje pieśni z regionów Łużyc, które zostały 'zmiecione z powierzchni Ziemi’ przez rozwijający się przemysł wydobycia węgla brunatnego, i szuka jeszcze partnera – instrumentalisty, który mógłby zaakompaniować chórowi. Ten pomysł wydał mi się szalenie ciekawy, ponieważ w tym czasie nie wiedziałam zbyt wiele o serbołużyczanach – przedtem spotkałam tylko jedną serbołużyczankę – Carolinę Eyck (wirtuoz gry na tereminie). Zgodziłam się i latem 2020 roku odbył się nasz pierwszy koncert pt. „Pieśni z regionu węgla brunatnego” w Budziszynie. Na tym koncercie pośród publiczności znalazła się właśnie reżyserka filmu „U nas nazywamy ją Hanka” Grit Lemke, która wtedy już zaczynała nad nim pracować. Zapytała się nas, czy mogłybyśmy wyobrazić sobie stworzenie muzyki do jej filmu dokumentalnego, a my zgodziłyśmy się na współpracę.

 

 

O Serbołużyczanach nie wiemy zbyt wiele. Co ciekawego według Ciebie jest w historii, która złożyła się na wspomniany film dokumentalny?

Dla mnie najbardziej poruszające było odkrycie, że na wschodnim krańcu Niemiec istnieje słowiańska mniejszość narodowa, która dopiero teraz powoli zaczyna czuć się swobodnie, używając swojego języka i pokazując się na arenie międzynarodowej. W pierwszej scenie tytułowa Hanka opowiada jak jej dziadkowie karcili dzieci za używanie serbołużyckich słów, a jak któreś z dzieci ubrudziło się przy zabawie to ganili je mówiąc „nie lataj jak ta wendyjska Hanka”. Jedna z ostatnich scen pokazuje delegację serbołużycką pierwszy raz odwiedzającą Parlament Europejski. W trakcie filmu poznajemy różne osobiste historie serbołużyczan, padają słowa „lepiej było podać do dowodu, że jest się Niemcem”… Pokazane są też tereny dawnych wiosek serbołużyckich, dziś jako kopalnie odkrywkowe węgla brunatnego. Ten film był dla mnie jakby ukazaniem wierzchołka góry lodowej, zachęca do zagłębienia się w temat i poczytania o historii serbołużyczan. Mam nadzieję, że jak najwięcej osób zobaczy go w Europie, a może nawet na całym Świecie.

Serbołużyczanie poszukują dziś własnej i zbiorowej tożsamości. Jak myślisz, na ile ten film, a także muzyka pozwala odkrywać, to co jest związane z tą kulturą? Czujesz, że miałaś duży wkład w cały proces łączący się z odkrywaniem tych historii?

Osobiście nie brałam udziału w odkrywaniu czy poszukiwaniu poszczególnych historii. Było to raczej zadanie reżyserki Grit Lemke, która sama wychowywała się w niemieckojęzycznym otoczeniu, a dopiero później odkryła swoje serbołużyckie korzenie i teraz skupia swoją pracę na odkrywaniu swojej zagubionej tożsamości i kultury (książka „Kinder von Hoy: Freiheit, Glück und Terror – Dzieci Hoyerswerdy: Wolność, Szczęście i Terror” 2021, Film „Gundermann Revier – Rewir Gundermanna”). Moja rola ograniczała się do aranżacji, kompozycji, produkcji i muzycznej współpracy.

Myślę, że ten film jest swojego rodzaju „kamieniem milowym” dla serbołużyczan – mówi się, że jest to pierwszy film o serbołużyczanach, z udziałem serbołużyczan i wyprodukowany przez serbołużyczan, który ukazał się w kinach. Także ścieżka dźwiękowa jest z jednej strony współczesną wersją znanych pieśni, kontynuacją tradycji, a z drugiej wnosi też nowe elementy, takie jak nowe kompozycje do słów poetki Miny Witkojc – „Majska noc – Noc majowa” i „Ja wiźech rěcku slobranu – Widzę wezbraną rzekę”. W tajemnicy mogę zdradzić, że planujemy z Walburgą niedługo wydać cały album poświęcony poezji Miny Witkojc.

Jakie uniwersalne wartości niesie według Ciebie ten film? I kto powinien przede wszystkim go obejrzeć?

Szacunek do drugiego człowieka, uczciwość historyczna, odpowiedzialność za krzywdy wyrządzone innym, solidarność i przyjaźń międzynarodowa, wolność posługiwania się językiem ojczystym, wolność religijna, piękno przyrody i dorobku kulturalnego – wszystkie te tematy przewijają się w filmie. Żyjemy w czasach otwartości, tolerancji i postępu (przynajmniej chciałabym w to wierzyć), a okazuje się, że w samym centrum Europy Środkowej jest mniejszość narodowa, o której prawie nikt nie słyszał. Myślę, że każdy może znaleźć w tym filmie coś ciekawego dla siebie, a zwłaszcza politycy i działacze społeczni powinni go obejrzeć i zastanowić się, czy w ich regionach nie ma czasem może jakiejś prześladowanej mniejszości i co mogliby dla niej zrobić.

Od samego początku uczestniczyłaś w procesie nagrywania pieśni Łużyć, skaładających się na ścieżkę dźwiękową do tego filmu. Jak wyglądała Twoja współpraca z Walburgą Wałdźic, która zaaranżowała te pieśni na nowo? 

Sama praca nad tą muzyką nie była jakoś szczególnie spektakularna – spotykałyśmy się na próbach i Walburga przynosiła nuty, albo oryginalne, które dopiero czekały na aranżację, albo już po części przez nią zaaranżowane. Wspólnie omawiałyśmy detale i wpadałyśmy na nowe rozwiązania. Niektóre partie solowe, powtórki lub zakończenia do dziś nie mają stałej formy i zmieniają się z koncertu na koncert… Walburga przyniosła mi też wybrane przez siebie wiersze Miny Witkojc wraz z własnym tłumaczeniem, a ja wybrałam właśnie „Majską noc – Noc majową” jako tekst do mojej pieśni skomponowanej na potrzeby filmu. Po połowie roku 2022 wypełnionego próbami, komponowaniem i konsultacjami z reżyserką udałyśmy się latem do studia aby wszystko nagrać. Nagrania zajęły nam około tygodnia, potem jeszcze miks i mastering…

 

fot. okładka płyty

Czy odkryłaś w tych propozycjach coś zaskakującego lub coś dla siebie osobiście cennego?

Udział w takim projekcie to jakby otwarcie przede mną całego nowego świata, trochę czuję się jakbym została przygarnięta do tej wielkiej łużyckiej rodziny. W ramach projektu udało mi się odwiedzić parę miejsc ważnych dla serbołużyczan i za każdym razem odkrywam coś więcej z ich historii, np. Budziszyn, Chociebuż, Slepo, Wojerecy…

Do jednego z utworów, czyli „Šła jo gólicka po wódku” powstał teledysk. Czy mogłabyś przybliżyć ideę nagrania właśnie tej pieśni? Czy według Ciebie ten utwór wyróżnia się na tle całego soundtracku w jakiś znamienny sposób?

Mieliśmy okazję, dzięki dofinansowaniu stowarzyszenia „Załba za Serbski Lud”, zrobić teledysk do jednej z czterech nagranych z chórem pieśni i trzeba było jakąś z nich wybrać. Choć każdy z utworów zawiera w sobie ciekawą historię, pomysł na opowiedzenie historii z „grabami” wydał nam się najbardziej interesujący.

Większość pieśni to współczesne aranżacje, ale powstały też takie utwory jak „Majska noc”, które są nowymi kompozycjami. W jaki sposób starałaś się tworzyć własne kompozycje, żeby pasowały do całości? Czy było to dla Ciebie, jako artystki jakieś wyzwanie?

Oczywiście, było to dla mnie sporym wyzwaniem, ale ponieważ jako dziecko rozpoczynając naukę na skrzypcach i na fortepianie grałam dużo melodii ludowych pochodzących z różnych słowiańskich regionów, gram też w zespole grającym bałkańską / wschodnioeuropejską / klezmerską muzykę ludową „Herje Mine”, oraz zapoznałam się już z paroma serbołużyckimi pieśniami przed przystąpieniem do komponowania, dość łatwo przyszło mi odnalezienie pasującego języka muzycznego oddającego również sens tekstu („…Nocy majowa, zdradź mi wszystkie swoje tajemnice, wtedy może i ja wyszepczę ci moje”).

 

Wspomniany utwór powstał do słów Serbołużyckiej poetki Miny Witkojc. Wydaje się więc, że byłaś zaangażowana w ten projekt z różnych stron. Czy wiele czasu musiałaś poświęcić, żeby zagłębić się w tę kulturę, ale też poezję wspomnianej pisarki?

Ponieważ Walburga była i cały czas jest „główną dowodzącą” w naszym projekcie, i górnoserbskołużycki jest jej językiem ojczystym, ona dokonała wyboru potencjalnych wierszy nadających się do opracowania ze zbioru poezji Miny Witkojc. Ja dostałam parę propozycji (może 6) w oryginale i w tłumaczeniu Walburgi na niemiecki i poza sensem słownym kierowałam się też w dużym stopniu formą i długością wiersza przy dokonaniu wyboru. „Majska noc” poza bardzo uniwersalnym tematem opisującym naturę, miała także bardzo przejrzystą i rytmiczną formę – 3 strofy po 4 wersy.

Niektóre części koncertu Serbołużyckiego Chóru Kobiecego (Ensemble Jarobinka) zostały nagrane na potrzeby filmu. Czy po premierze filmu, a także ścieżki dźwiękowej będzie jeszcze możliwość usłyszenia całości podczas koncertów?

Planujemy obecnie parę koncertów na jesieni, głównie w rejonie Łużyc. Marzy nam się większa trasa koncertowa zahaczająca o Czechy i Polskę, lecz aby zrealizować ją musimy najpierw dostać jakieś dofinansowanie – z tym jest największy kłopot.

 

“Bei uns heisst sie Hanka” – ścieżka dźwiękowa [RECENZJA]

Leave a Reply