“Pamiętnik” to tytuł debiutanckiego albumu Magdaleny Lasoty, który ukazał się 19 stycznia pod naszym patronatem medialnym. Poniżej można znaleźć naszą recenzję tego wydarzenia.
fot. okładka albumu
Recenzja płyty „Pamiętnik” – Magdalena Lasota (2024)
„Pamiętnik to gatunek literatury stosowanej, relacja prozatorska o zdarzeniach, których autor był uczestnikiem bądź naocznym świadkiem”. Ta definicja w jakiś sposób pokazuje, co ukryła na swoim debiutanckim albumie Magdalena Lasota (stąd tytuł krążka „Pamiętnik”). Ten osobisty aspekt jest bardzo ważny w odniesieniu do piosenek, które wypełniły tę płytę, choć nie bez znaczenia jest wymiar muzyczny, umiejętnie podkreślający przekaz. A stylistyczny rozstrzał bywa imponujący – od popowo-soulowej piosenkowości, aż po gitarowe, a nawet jazzowe akcenty, ubarwiające dosyć solidny zestaw kompozycji.
Wokalistka kształtowała swój głos, m.in. pod okiem Mietka Szcześniaka oraz Kuby Badacha. I można mieć wrażenie, że ich wrażliwość artystyczna jest szczególnie bliska artystce, bo biorąc pod uwagę wszystkie, dosyć bogate aranżacyjnie utwory, posiadają one właśnie coś z tej szlachetności. Może poza trzema bonusowymi kawałkami, które powstały pod czujnym okiem Tabba, ale jak twierdzi sama wokalistka, to już zapowiedź jej kolejnej… płyty.
Póki co, skupmy się na podstawowym repertuarze, bo ten wypada niezwykle ciekawie. Każda kompozycja została świetnie zagrana, wymykając się popowej pospolitości. Warto dodać, że w niektórych momentach Magdalena mogła też poeksperymentować wokalnie i takie wyjście poza strefę komfortu w każdym punkcie wokalno-muzycznym wypada zjawiskowo (świetnie rozwijający się „Lament w odcieniu błękitnym”). Nieco inny ton posiadają wolniejsze chwile, gdzie balladowy nastrój ładnie kształtuje podaną melodykę (z odrobiną patosu, ale też elegancji utwór „Mamo”). Świetnie dzieje się, gdy zespół towarzyszący skręca w stronę soulowo-jazzową (jeden z najlepszych na płycie kawałków to „100 gramów miłości”). Zwracają uwagę też mocniej zaznaczone numery, gdzie artystka mogła pokazać swoją charyzmę, udowadniając jednocześnie, że nie interesuje ją chodzenie na skróty, mające przynieść natychmiastowy sukces („Inferno”).
Zresztą na album złożyły się piosenki, z których kilka mogliśmy już poznać na przestrzeni wielu lat (jedna z najstarszych to prawdopodobnie „Pierwiastek szalonego umysłu”). Być może z jakichś można było zrezygnować („Korpoświat”), ale zapewne ten album, to przy okazji podsumowanie jej dotychczasowej działalności muzycznej, dlatego znalazło się na nim aż 14 kawałków.
Cały materiał nie jest do końca wyrównany, bo zdarzają się słabsze momenty, w których brakuje czasem czegoś, co byłoby znamienne tylko dla artystki („Pozytywka”), ale w całości ma on wiele uroku. Nie brakuje na płycie zmyślnych propozycji, które przez lata nie straciły – i zapewne nie stracą – nic na swojej atrakcyjności, bo to żywa forma muzyczna. Cieszy fakt, że Magdalena Lasota była zawsze wierna swojej wizji, nie próbując wpisać się w jakiś modny nurt.
Przebojowość w jej utworach jest efektem ubocznym, bo najważniejsze staje się usytuowanie artystyczne względem jej wrażliwości. To bardzo szczery zestaw piosenek, które przyniosły wokalistce wiele radości (to słychać), a teraz my mamy możliwość czerpać z nich wiele przyjemności.
Łukasz Dębowski