„Jestem na tej płycie bardziej naga i mówię wszystko, co mi ślina przynosi na język” – Mery Spolsky [WYWIAD]

Trzecia płyta Mery Spolsky to „EROTIK ERA” – opowieść o niezależności, miłości do siebie i oda do własnego ciała. O muzycznych inspiracjach, buncie, modzie oraz nagości porozmawialiśmy z artystką, czego efektem jest poniższy wywiad.

fot. Adam Słaboń

Dwie płyty, książka, audiobook… to wszystko już za Tobą, ale teraz otwierasz nowy rozdział, którym jest trzeci album „Erotik Era”. Czym jest ona dla Ciebie na tle tych wszystkich wcześniejszych wydarzeń?

„Erotik Era” jest pokłosiem tych wszystkich wydarzeń, ale przede wszystkim książki, która była wyżaleniem się ze wszystkich kompleksów i pokazaniem mrocznej Marysi, mającej w sobie wiele minusów. Dzięki temu mogła powstać płyta o przyjemnościach, radości, ciele, seksie i o potrzebie skupiania się na tych miłych aspektach życia.

Już przy „Dekalogu Spolsky” mówiłaś, że masz pomysły na kolejny album. Na ile tamte pomysły przełożyły się na nowy projekt?

Tamte pomysły zaszczepiliśmy w audiobooku muzycznym. To, co można znaleźć na albumie „Erotik Era” zaczęło powstawać w lutym 2022 roku, kiedy to zrodził się pierwszy singiel „Maria przed ołtarzem”. Pamiętam tę datę dobrze, bo nakręciłam wtedy zimowy filmik z wokalistą Robertem Gajewskim, który mówi partie księdza. Dużo czasu potrzeba, żeby przełożyć pierwsze pomysły na to, co wydarzy się później z nowymi piosenkami, zaplanować działania promocyjne i stworzyć całą oprawę wizualną.

Czy zbyt długie oczekiwanie na wydanie nowych piosenek nie sprawia, że chcesz przy nich znów pogrzebać i coś zmienić? Jesteś z tych artystek, które ciągle coś poprawiają?

Ja zupełnie tak nie mam, bo przecież mogłoby się okazać, że przez 10 lat bym coś zmieniała i wtedy nie wiadomo kiedy ukazałaby się moja kolejna płyta. Nie chciałabym ugrząźć w wiecznym udoskonalaniu czegoś. Mam więc takie podejście, że jak już jest coś skończone, a także wystarczająco dobre na dany moment, to zamykam i nie wracam do tego. Dzięki temu nie mam odczucia, że po czasie musiałbym coś zmieniać. Nie chcę międlić w głowie po każdej płycie, że mogłam jeszcze coś zrobić, poprawić, udoskonalić. Dlatego każdy zamknięty numer czeka po prostu na premierę.

Niezmienne jest u Ciebie myślenie projektowe, bo każdy album zawiera odgórną ideę. Czy potrafiłabyś nagrać kilka piosenek bez szukania jakiegoś konceptu?

Nie umiem, ale też byłoby mi szkoda tego, że nie mogłabym wymyśleć całej oprawy wizualnej, strojów, symboliki pewnych rzeczy… Nie umiałabym tego odpuścić, stąd każda płyta musi posiadać temat przewodni. Lubię dawać ludziom wizytówkę danego projektu i to jest super. Do teledysku „Maria przed ołtarzem” zaprosiliśmy trzy drag queen, które wcieliły się w role z różnych moich albumów, więc gdyby nie konceptualne myślenie, to taki zamysł w klipie mógłby w ogóle nie powstać.

 

Dużym projektem było stworzenie teledysku do piosenki „Maria przed ołtarzem”.

Scenariusz do tego teledysku to był mój pomysł i Kaśki Stokłosy z Kayaxu połączony z wizją reżysera Michała Sierakowskiego. Usiadłyśmy sobie razem, rozmyślając, jak mogłoby wyglądać moje wesele. Wyszłyśmy od tego, że miałam zaprojektowaną sukienkę w kształcie wielkiej, różowej waginy. To zrodziło ideę pokazania tego wydarzenia w krzywym zwierciadle. Potem wpadłyśmy na pomysł, że musi on być namaszczony przez Qczaja, czyli postać, która nie pasuje do kościelnych skojarzeń, co miało być przewrotne. W rolach gości pojawiło się więcej naszych przyjaciół, włącznie z moim tatą, który prowadził mnie do ołtarza. Jest też pan młody ubrany w lateks, który będzie się przewijać w innych częściach mojego projektu.

Inną koncepcję przyjęłaś, prezentując klip do piosenki „Polskie chłopaky”.

„Suka” była mroczna, taneczna, potem nagle pojawiła się różowa „Maria przed ołtarzem”. Chciałam, żeby nowa płyta „Erotik Era” pokazała, że Mery to są różne postaci, czyli ta sexy dominująca ubrana w gorset, ale też właśnie ta nieśmiała w różowej sukience. A trzeci teledysk podkreśla, że nie ma nic w tym złego, że dziewczyna spotyka się z wieloma mężczyznami. Dlatego kilku, których wymieniam z imienia i nazwiska w tej piosence, pojawiło się w klipie do piosenki „Polskie chłopaky”.

 

Tytuł jednej z piosenek, czyli „Your orgasm is my religion” idealnie pasowałby do poprzedniej płyty „Dekalog Spolsky”. Czy celowo nawiązujesz w różnych aspektach do wcześniejszych projektów?

Jednak nie mógłby to być tytuł nowej płyty, bo nie chciałabym takich bezpośrednich nawiązań. Angielski tytuł płyty też nie był dla mnie trafiony, choć pojawiają się na nowym albumie angielskie wstawki, bo chciałam podkreślić, że „Erotik Era” to wejście jedną nogą w zachodni świat. A w nim przecież normalne jest mówienie o sobie „I am a bitch”. I nie gorszą też nikogo popowe wokalistki występujące w obcisłych, roznegliżowanych stylizacjach. Przykładem tego jest amerykańska piosenkarka Janelle Monáe, na której koncercie byłam w Nowym Jorku. Ona jest niezwykle utalentowaną artystką, co się nie kłóci z tym, że wychodzi na scenę w samych majtkach.

W Polsce wciąż panuje przeświadczenie, że jeśli wokalistka wychodzi na wpół roznegliżowana, to próbuje tym przykryć swój niewielki talent. Zgodzisz się z tą opinią?

Ubolewam nad tym, że ciągle panuje myślenie, że jeśli wokalistka pokazuje tyłek, to próbuje ukryć swojej niedociągnięcia wokalne. Dlatego sama ten tyłek pokazuję, żeby powalczyć z tymi stereotypami. Denerwuje mnie to, bo dlaczego nie mogę pokazywać swojego ciała, skoro mam na to ochotę, tym bardziej, że moda na to pozwala? A ja uwielbiam modę, eksperymenty, więc dlaczego mam zawsze wychodzić zakryta? Poza tym w ubraniach latem jest niewygodnie i gorąco (śmiech).

Jakie jeszcze stereotypy niezbyt Ci się podobają?

Także otwarte mówienie o seksie jest tematem tabu. Temat edukacji seksualnej pojawiający się w kontekście szkolnictwa w Polsce jest zatrważający, bo tak naprawdę jej nie ma. Ja także jej nie miałam wiele lat temu w szkole, a tego zwyczajnie brakuje. Mnóstwo rzeczy w tej dziedzinie odbieramy najczęściej na podstawie własnych doświadczeń. A jak się okazuje młodzi ludzie potrzebują wiedzy na ten temat, o czym świadczy popularność projektu „SEXED” Anji Rubik, ale także młodzieżowego serialu „Sex Education”. Wcale mnie to nie dziwi, no bo skąd mogą czerpać taką wiedzę? „Erotik Era” nie ma być edukacyjnym albumem, ale ma być zachętą, żeby o takich tematach mówić otwarcie i próbować się tego nie wstydzić.

Czy wpływ na takie postrzeganie pewnych rzeczy miała sytuacja polityczna w Polsce, gdzie tak naprawdę nie ma edukacji seksualnej, wręcz cofamy się w poruszaniu takich tematów?

Na pewno tak. Przed wyborami nasiliły się jeszcze bardziej różne kwestie, które dziwią i gorszą. Choć „Maria przed ołtarzem” powstała rok temu, to idealnie wpasowała się w wypowiedź do sytuacji, która miała miejsce podczas konferencji pewnej fundacji. To podczas nich przewodniczący mówił o kobiecie będącej częścią dobytku mężczyzny i o tym, że kobieta powinna stracić prawo do głosowania. Ten wstrząsający dla mnie cytat dodał „Marii przed ołtarzem” nowego znaczenia, jako komentarz do tego absurdu. Kiedy pisałam te piosenki byłam wkurzona na to, co działo się podczas Strajku Kobiet. Wyjście kobiet na ulicę było jednak dla mnie inspirujące. Wszystko, co złożyło na „Erotik Erę”, to moje przeżycia po live actach i dłuższym występowaniu na scenie, ale także różne wydarzenia pozamuzyczne. Te wszystkie obserwacje zbierane przez lata mogłam wreszcie wypuścić w takiej odsłonie. A im bliżej premiery płyty, tym okazywało się, że absurdów jest coraz więcej. Dzięki temu mój nowy album stał się pewnego rodzaju manifestem.

Czy to znaczy, że bunt jako forma wyrazu artystycznego jest Ci bliski?

Chciałam, żeby ta płyta była punkowa, ale w sensie przekazu. Owszem, muzycznie jest ona elektroniczna, ma wiele wstawek rave’owych, nawet disco daft punkowych. Dla mnie punk posłużył do tego, żeby powiedzieć wreszcie o tym, co mnie uwiera, wkurza, a w tym wszystkim, żeby nie bać się przekleństw, bo to jest dla mnie silna forma wyrazu. Nie przez przypadek na tę okoliczność włożyłam ciężkie, punkowe, „wkurzone” buty, którymi można mocno tupnąć nogą. Chciałam więc, żeby ten album miał w sobie taki rodzaj buntu, który można rozumieć jako wytańczenie wściekłości.

 

Czy czujesz, że jesteś głosem dziewczyn, które potrzebują wsparcia i poczucia, że nie są same?

Czuję, że jestem jedną z dziewczyn mojego pokolenia, które są około trzydziestki i mają z tego powodu jakieś dojrzalsze przemyślenia. Czuję, że razem mentalnie jesteśmy rówieśniczkami i miałam okazję się o tym przekonać już przy piosence „Suka”, bo wtedy dostałam mnóstwo wiadomości, że wiele z nich ma takie same jak ja spostrzeżenia. Czy jesteśmy w dobrym miejscu? Czy spełniamy oczekiwania? Czy nie powinniśmy być inne niż dyktuje nam intuicja? Czy już czas pomyśleć o rodzinie i domu? A może jeszcze można pozwolić sobie na frywolność? A ten numer mówi, że rób wszystko tak, jak czujesz. W tym wszystkim szukanie siebie jest istotne i nie ma złego wyboru, byleby robić wszystko z sercem. „Maria przed ołtarzem” też pokazuje, czy chcemy być w takiej, a może w zupełnie innej roli. Najważniejsze jest prawo wyboru.

Wydaje mi się, że na nagranie takich utworów musiał przyjść odpowiedni czas. Czy taki odważny w wielu aspektach album mogłabyś nagrać 10 lat temu?

Na pewno nie. Przecież zaczynałam od pisania piosenek o miłości. Jedyne na co było mnie kiedyś stać, to przemycanie ironii i małego przekleństwa dla zabawy. To wydawało mi się wtedy luzujące dla moich występów. W tamtych latach udzielałam się na przeglądach piosenki aktorskiej i festiwalach, a nie chciałam być wcale aż tak na poważna. Teraz zyskałam więcej odwagi, więc mogę wypowiadać się nawet o polityce, namawiać do wzięcia udziału w wyborach, czy głośno wesprzeć środowiska LGBT. To są ważne rzeczy i zrozumiałam na przestrzeni lat, że nie można się bać o tym mówić.

I mówisz o wielu rzeczach prosto z mostu, co dla wielbicieli subtelności Twoich tekstów na poprzednich albumach może być nie do końca akceptowalne. Co powiesz tym zrażonym do Twoich tekstów na nowej płycie?

„Erotik Era” jest esencją tekstową. Chciałam, żeby było więcej przestrzeni muzycznej, a mniej tekstu. Taki był mój zamysł. Dlatego znajdziemy na tym albumie bezpośrednio skierowane słowa do słuchacza, po to, by dać mu możliwość wytańczenia, a nawet wyżycia się. Punkowy człowiek, który w gotyckich butach wyszedł na środek sceny i powiedział wprost, co myśli jest symbolem tego albumu. To ma być proste, a jednocześnie musi poruszać jakieś emocje, więc cieszę się, jeśli to będzie miało taki wydźwięk. „Erotik Era” ma być miejscem, w którym się rozbieram. Jestem na tej płycie bardziej naga i mówię wszystko, co mi ślina przynosi na język.

A jak przyjmujesz krytykę?

Zauważyłam, że tej krytyki teraz jest więcej. Przy utworze „Suka” pojawiły się skrajne emocje, czego wcześniej nie doświadczyłam. I szczególnie widać to w internecie. Zdaję sobie sprawę, że „Erotik Era” nie będzie dla każdego, ale po to się tworzy sztukę, żeby jeśli coś miało złapać kogoś za serce, to niech złapie z całej siły. Poza tym nie przejmuję się tym, że ktoś skrytykuje jakiś mój pomysł, bo mały hejt pojawiał się już przy poprzednich moich projektach, więc łatwiej mi to przełknąć. Parę lat temu bardziej przejmowałam się krytyką, teraz już to na mnie tak nie działa. Kiedyś jak ktoś napisał: „taka gruba i się rozbiera”, to było dla mnie bolesne. A teraz? Myślę, że może książka i live acty pomogły mi sobie z tym radzić.

Czy występowanie w lateksie – nawiązując do piosenki „Lateks” – będzie częścią Twojej nowej trasy koncertowej?

Nie będę występować w lateksie, bo to byłoby mega niekomfortowe. Może bym schudła, ale nie dałabym rady wystąpić w takim stroju (śmiech). Już podczas jednej sesji fotograficznej ciężko było mi w tym wytrzymać. Kultura BDSM bardzo mi się podoba wizualnie, czerpię z niej, ale nie mogłabym nosić lateksu, bo jest to po prostu niewygodne.

 

fot. Adrian Kaczmarek

Szukanie pomysłu na stroje, to także część Twojej działalności artystycznej. Czy to prawda, że Twoja mama pozwalała Ci już w dzieciństwie eksperymentować na tym polu?

Moja mama miała w szafie mnóstwo rzeczy – sztuczne panterkowe futra, różowe pióropusze, jakieś pończochy i obcasy. Tego było bardzo wiele, bo kochała modę i także mnie przebierała w różne ubrania. Nigdy nie wstydziłam się czegoś założyć i wyjść tak do ludzi, co zresztą zostało mi do dzisiaj. Uwielbiam więc eksperymentować w tej dziedzinie.

Czerpiesz inspiracje z tamtego czasu?

Na pewno tak. Mama zawsze mówiła, że w modzie trzeba iść pod prąd, więc jeśli są modne balerinki i spodnie rurki, to znaczy, że trzeba włożyć szerokie spodnie z koturnami. Moda jest wyrazem siebie i nie można płynąć z trendami. Szukanie własnego wyrażania się poprzez strój jest bardzo inspirujące.

Wiele inspiracji ukształtowało Twoją osobę, co widać i słychać także na trzecim albumie. Skąd więc poczucie, że przy płycie „Erotik Era” znów jesteś debiutantką?

Gdy wydawałam pierwszy singiel z nowej płyty, czyli „Sukę”, to czułam, że znów startuję od zera. Wynika to z tego, że każdy mój projekt jest nową historią wizerunkową oraz innym kierunkiem, więc godzę się na to, że niektórzy odejdą ode mnie, bo dla nich to już nie będzie w ich stylu. A dzięki temu mogą pojawić się nowi słuchacze, którzy wcześniej nie lubili tego, co robię lub mnie po prostu nie znali. Czuję, że przy nowej płycie muszę znów zawalczyć o pewne rzeczy. To znów daje mi siłę, żeby działać, nie zatrzymywać się w jednym miejscu, tylko starać się przekazywać słuchaczom coś innego. Dobrze jest więc być znów na starcie.

A lubisz opowiadać o muzyce?

Przez kontekst moich albumów lubię opowiadać o muzyce. Wiem, że jak mówię o płycie, to zyskuje ona drugie dno, jakieś dodatkowe znaczenie. Dlatego ważne jest dla mnie, żeby wyjaśniać, co na niej się znajduje, co chciałam wyrazić przez te utwory. Opowiadając o muzyce mogę się w jakiś sposób wyżyć, czego nie mogłam zrobić w pełni, nagrywając te piosenki. Przecież nie widać w nich na przykład przygód, jakie miały miejsce w studio nagraniowym. Gdybym nie powiedziała przy „Dekalogu Spolsky”, że wiele dźwięków było nagranych w szafie, to nikt by się o tym nie dowiedział. Kocham opowiadać o takich rzeczach, więc mówienie też ma w moim przypadku duże znaczenie.

 

fot. Adam Słaboń

Muzycznie na nowej płycie niewiele się zmieniło, choć poszerzyłaś skład koncertowy, bo w Twoim zespole pojawił się perkusista. Skąd taki pomysł?

Faktycznie elektronika wciąż jest sednem mojej muzyki. Natomiast moim nowym doświadczeniem jest występować z perkusistą. Dzięki temu możemy pozwolić sobie na odrobinę rockowych wstawek, lekką improwizację, a to znów sprawia, że tej komputerowej elektroniki jest na scenie trochę mniej. Na płycie „Erotik Era” nie odeszliśmy od elektroniki, ale bardziej skupiliśmy się na melodiach, bo wcześniej nagrywałam piosenki rapowano-melorecytowane, a tym razem chciałam więcej śpiewu.

Czy mając na koncie już wiele własnych utworów w takim stylu, łatwiej tworzyło Ci się nowe kompozycje?

Po różnorodnym muzycznie audiobooku, chcieliśmy wrócić do naszych muzycznych korzeni. I łatwiej nam się tworzyło, bo nie sięgaliśmy do form eksperymentalnych, tylko zaglądaliśmy do naszej macierzy. Naszą inspiracją byli więc Moderat, Daft Punk, Faithless, co wpłynęło na to, w jaki sposób pisaliśmy nowe propozycje. Proces tworzenia był szybki, ale długo trwało dopracowanie całości. I tym razem stworzyliśmy więcej materiału, choć na album wybraliśmy same żylety (śmiech).

A jak wygląda Twoja dzisiejsza współpraca z No Echoes, z którym znasz się długo i stworzyliście razem wiele utworów?

Na przestrzeni lat tak bardzo się ze sobą zaprzyjaźniliśmy, że nie ma dnia, byśmy się ze sobą nie kontaktowali, wymieniając się w rozmowie kolejnymi inspiracjami. Wszystko na bieżąco ze sobą konsultujemy, tak być już musi. Wiem, że nasza muzyczna współpraca nie będzie trwać wiecznie, bo każdy z nas ma inne pomysły, ale nasza przyjaźń jest dobrze wypracowana. Nie mamy konfliktów w stylu, że No Echoes chce iść w stronę mocno alternatywną, a ja się sprzeciwiam, bo chcę więcej miejsca na wokal. Dobrze się rozumiemy i nie ma żadnych spięć.

Jak po tych wszystkich latach czujesz się jako wokalistka? Czy doskonalisz w jakiś sposób swój wokal?

Myślę, że mam lepszą emisję. Czuję różnicę, choć nie jestem taką wokalistką, która codziennie ćwiczy rozśpiewywanie się, choć wiem, że to ważne. Mam niestety taką niechęć po ciągłych ćwiczeniach, gdy uczyłam się grać na skrzypcach. Wiele koncertuję, więc siłą rzeczy mój głos po latach inaczej pracuje – moja kontrola nad nim się zmienia. Eksperymenty wokalne dają mi możliwość udziału w różnych projektach. Tak było w przypadku projektu na Męskim Graniu, gdzie mogłam sobie pośpiewać u boku Rubensa, albo na koncertach Letniego Brzmienia, podczas których nawet wykonywałam angielskie numery. Ale swoje piosenki będę śpiewała w języku polskim, bo daje mi to łatwiejszą możliwość wyrażania siebie, co potwierdza „Erotik Era”.

Co byś chciała, żeby po latach zostało po albumie „Erotik Era”?

Chciałabym, żeby został taki ślad, że tutaj byłam odważna, przekroczyłam granice, tu się niczego nie bałam. Być może pójdę w przyszłości o krok dalej we własnej odwadze, ale chciałabym pamiętać, że przy tym albumie zrobiłam duży ruch, mówiąc o wielu rzeczach otwarcie. Przełamałam swój wstyd, co być może innym da również taką możliwość.

Rozmawiał: Łukasz Dębowski

 

fot. okładka płyty

Leave a Reply