„Muzyka powinna być ucieczką przed tym, co nas otacza” – CLEO [WYWIAD]

20 maja w sklepach pojawił się długo oczekiwany album CLEO zatytułowany „VinyLOVA”, za który artystka odebrała już Złotą Płytę. Z okazji premiery porozmawialiśmy z wokalistką o jej nowych piosenkach, ale nie tylko.

fot. materiały prasowe

Długo czekaliśmy na premierę płyty „VinyLOVA”, bo pierwotnie miała ukazać się ona dwa lata temu. Co takiego wydarzyło się, ze tak długo czekaliśmy na ten album?

Powód jest oczywisty, bo to pandemia pokrzyżowała nam plany wydawnicze. Nikt się tego nie spodziewał, że dwa lata pochłonie ciągłe planowanie i przekładanie tej premiery. Wtedy nie wiedzieliśmy z czym się mierzymy i nagle się okazało, że ktoś nam wyjął dwa lata z życia. „VinyLOVA” miała być siostrą płyty „SuperNOVA”, ale niestety nie udało się wydać tych dwóch albumów równolegle.

Wspominasz, że miały się ukazać równolegle, czyli to znaczy, że obie też powstawały jednocześnie?

Poniekąd tak, bo tworząc muzykę nie lubię zamykać się w jakichś schematach. I to mi otwierało głowę, bo nie byłam tylko skupiona na jednym nurcie muzycznym, który ma płynąć z czymś jedynie nowoczesnym. Dzięki temu łapałam oddech, bo jak tylko byłam zmęczona tym stylem, wskakiwałam sobie w oldschool. Przez to miałam świeżą głowę i praca nad tymi piosenkami stawała się dla mnie jeszcze ciekawsza. To tak, jak z jedzeniem. Czasem mamy ochotę na coś słodkiego, a czasem na coś słonego. Takie tworzenie pozwoliło mi wyostrzyć smaki.

A czy dobrym sposobem na złapanie świeżości jest odpoczynek? Czy Ty inaczej nie potrafisz i cały czas pracujesz?

Bardzo szanuję każdą chwilę spędzoną w studio nagraniowym i faktycznie staram się całkowicie wykorzystać moment wejścia do studia. Ja nie jestem osobą, która czeka na wenę, bo uważam, że ona sama nie przyjdzie, jeśli jej nie pomożemy się pojawić. Moje pomysły rodzą się wraz z systematycznością pracy. Oczywiście to nie jest tak, że każdego dnia trzeba coś tworzyć, ale jeśli jednego dnia czuję, że coś mi nie idzie, to następnego znów próbuję i wtedy pojawiają się nowe pomysły. Trzeba dać szansę im zaistnieć, bo one same nie zapukają do drzwi.

Jak robisz to, że jednego dni potrafisz stworzyć coś nowoczesnego, a drugiego dnia wchodzisz do innej retro bajki? W jaki sposób układasz sobie w głowie różne rzeczy, że tak łatwo przestawiasz się na różne style muzyczne?

Przede wszystkim inspiruje mnie muzyka. Kiedy słyszę coś dla mnie interesującego, to wtedy pojawia się w mojej głowie lina melodyczna. W tym momencie rozpoczyna się proces, który ukierunkowuje moje dalsze działania. Tak było z piosenką „Za krokiem krok” – usłyszałam muzykę i natychmiast zrodziła się we mnie melodia, która mieć realne kształty. Poczułam wtedy motyle w brzuchu i myślę sobie „wow, to jest to!”. Uwielbiam euforię, która przychodzi wraz z nowym pomysłem. I choć wtedy nie wiem jeszcze, czy coś stanie się przebojem, to i tak sama świadomość, że udało się zmaterializować nową melodię, rodzi pojawienie się ogromnej satysfakcji. Także wszystko dzieje się szybko, bez względu na styl muzyczny.

 

fot. okładka płyty

I co ciekawe ten impuls później przekłada się na odbiór przez publiczność Twoich piosenek, bo okazuje się, że szybko do niej trafiają, stając się hitami.

To jest takie odczuwanie muzyki. W końcu wszyscy jesteśmy ludźmi i pewne rzeczy odczuwamy podobnie. Mamy takie same serca i zmysły, więc skoro na mnie coś silnie zadziałało, to jest wielce prawdopodobne, że zadziała też na kogoś innego. Nigdy nie mogę być niczego pewna, jednak wierzę swoim odczuciom, co często do tej pory się sprawdzało.

A czym było dla Ciebie nagranie piosenki „Polskie Mexico” z Lexy Chaplin?

To właśnie pokazuje moje różne poszukiwania muzyczne i chęć oderwania się od czegoś, nad czym w danym momencie pracuję. Gdyby zajrzeć do mojej szuflady ze szkicami piosenek, to znajdziemy w niej mnóstwo porozpoczynanych różnorodnych rzeczy. Lubię eksperymentować, nie jestem monotematyczna i czasem wracam do moich niewykorzystanych pomysłów. Ten utwór był taką moją odskocznią oraz złapaniem świeżego oddechu.

Taką świeżość ma także nowy album „VinyLOVA”, który pomimo odniesień do muzyki retro jest bardzo współcześnie wyprodukowany. Czy zależało Wam na tym, żeby pomimo oldschoolowego pierwiastka, ta płyta pasowała do dzisiejszych czasów?

Zdecydowanie tak. Najlepszym przykładem tego, że tak należy robić jest Mrozu. On jest wybitny jeśli chodzi o tworzenie oldschoolowego brzmienia. Mrozu pracuje nawet na urządzeniach i instrumentach z minionych czasów, po to, żeby uzyskać taki efekt. Mnie zależało, żeby złapać retro klimat, ale osadzić go bardziej współcześnie.

Jak to się dzieje, że pomimo wielu gatunków muzycznych, które można usłyszeć w Twoich piosenkach, gdzieś na końcu jest to bardzo Twoje? „VinyLOVA” jest przecież potwierdzeniem tego, że pomimo odrębności tego projektu jest to wciąż Cleo. Jak to się robi?

Pewnie wiele czynników na to działa, może jakaś moja energia unosi się nad tym, co robię. Do tego dochodzi podział rytmiczny… różne elementy zawsze spajają moje projekty. Ciężko jest mi to zdefiniować, bo nie do końca umiem z dystansem podejść do mojej twórczości, dlatego dobrze, że sam to zauważyłeś. Cieszę się z tego, że wszystko co robię staje się spójne ze mną.

Być może to też ludzie, z którymi współpracujesz?

Faktycznie przy nowej płycie współpracowałam z tymi samymi ludźmi, co przy „SuperNOVEJ”. Oni też chcieli mieć otwartą głowę, więc dla nich tworzenie różnych projektów także było ciekawe. Dlatego skupiłam się na tej samie ekipie, z którą się rozumiem na różnych płaszczyznach muzycznych. To było ważne przy tworzeniu obu siostrzanych płyt. Dlatego „VinyLOVA” powstała z producentem Dobrobitem. Z nim doskonale się dogaduję, a znamy się przecież od czasów współpracy z Donatanem. Zresztą Don był dobrym duchem nowego albumu, bo wiele rzeczy przechodziło także przez niego. Chcieliśmy znać jego zdanie w wielu kwestiach, w końcu on doskonale rozumie mnie artystycznie. Czasem coś podpowiedział i liczyliśmy się z tym, co ma do powiedzenia.

A nie mieliście pokusy, żeby na nowo namieszać w piosenkach z płyty „VinyLOVA”, skoro one tak długo czekały na moment, żeby się mogły w końcu ukazać?

Faktycznie upływający czas sprawiał, że czułam potrzebę zmian. Zdarzyło się nawet tak, że do kilku piosenek podeszłam na nowo, bo to już nie było to, co mnie w danym momencie mnie interesowało. Przecież każdy z nas się rozwija, a ja wciąż inspiruję się czymś nowym, więc naturalnym było, że na pewne rzeczy z tej płyty patrzyłam inaczej. Ten proces zmian trwał cały czas i już nawet nie wiem, w którym momencie coś zmieniliśmy – czy to było w momencie pierwszego terminu wydania płyty? Czy później? Ten ciąg pracy sprawił, że dopracowywanie pewnych rzeczy po prostu się działo. Nie tak dawno odkopałam pierwszą wersję piosenki „My Słowianie”. To był taki brudnopis z poprawkami. Byłam zaskoczona jaki proces musiał zajść, żeby ten utwór mógł zostać usłyszany w ostatecznej odsłonie. „Zabiorę nas” z poprzedniej płyty napisałam pierwotnie po angielsku. Ładna melodia sprowokowała mnie jednak, żeby zmienić wydźwięk tej piosenki i napisać do niej polski tekst. Tworzenie muzyki to nieustanny, fascynujący proces.

Czy takie ciągłe eksplorowanie muzyki przynosi odpowiedź na pytanie – co Cleo chciałaby tworzyć w przyszłości?

Hmm… to chyba dopiero się wykluje, bo mam mnóstwo różnych kawałków, które nie zdradzają do końca, w którym kierunku miałabym podążać w przyszłości. Mam w szufladzie kompozycje z elementami folku i nie ukrywam, że wciąż mnie ciągnie w tamtą stronę. Niewykluczone więc, że do takiej muzyki wrócę. Jednocześnie tworzę wciąż muzykę nowoczesną, więc dzieje się wiele i nie chciałabym określać, jaki będzie mój kolejny album. Ciągłe tworzenie bywa zaskakujące i planowanie niekoniecznie musi się sprawdzać w ostatecznym rozrachunku.

Stresuje Cię w ogóle moment, w którym dzielisz się swoimi pomysłami z publicznością?

Tak, a to dlatego, że czuję się odpowiedzialna za wszystkich ludzi, którzy ze mną współpracowali. W końcu oprócz osób pracujących w studiu, dochodzi ekipa tworząca teledyski, muzycy dogrywający własne pomysły. To jest duża ekipa wspaniałych, bardzo twórczych ludzi, mających realny wpływ na końcowy efekt związany z płytą. I bardzo chciałabym, żeby oni także czuli satysfakcję, z tego, co zrobili. Ich praca jest ważna, więc stresuję się, czy w danym momencie wszystko zadziała właściwie i dotrze do publiczności. Warto zdać sobie sprawę, że „VinyLOVA”, to nie jest tylko moja płyta, chociaż to ja biorę wszystkie opinie na klatę.

 

fot. materiały prasowe

Jednym z singli promujących jest utwór „Mniej znaczy więcej”. Czym ten numer jest dla Ciebie? I co musi się wydarzyć, żebyś stwierdziła, że jakaś kompozycja jest na tyle dobra, żebyś mogła zrobić z niej piosenkę, która znajdzie się na płycie?

Musimy zacząć od tego, że ja nigdy nie mam tylu piosenek, ile można znaleźć na płycie. Zdarzało się, że zgromadziłam nawet kilkadziesiąt propozycji, z których później wybierałam te najciekawsze. I zawsze były one bardzo różne stylistycznie, choć na końcu trzymały się mojej wizji artystycznej. Zależy mi także, żeby piosenki o czymś opowiadały.

W takim razie, co chciałaś powiedzieć przez utwór „Mniej znaczy więcej”?

„Mniej znaczy więcej” nie jest typowym utworem o miłości. On mówi o tym, że żyjemy w ciągłym biegu i cały czas myślimy o tym, co za chwilę się wydarzy. A powinniśmy się zatrzymać i docenić drobne rzeczy, które otaczają nas w teraźniejszości. Może czas zwolnić, iść na spacer i zauważyć piękną prostotę wokół nas – wiosnę za oknem, zapach kwiatów, słońce… To wszystko, co jest osiągalne dla każdego z nas. Żyjemy w czasach, gdzie z każdej strony atakuje nas mnóstwo różnych bodźców. I kiedy pozwalamy sobie na mniejszą ilość bodźców z zewnątrz, wtedy one do nas w 100 % docierają. Jesteśmy w stanie się nimi cieszyć, czyli mniej znaczy w tym przypadku więcej.

Czy obecne czasy pozwalają nam na zatrzymanie się i docenienie, tego co nas otacza, skoro wciąż jesteśmy napiętnowani różnymi, często bardzo przytłaczającymi informacjami?

Obecne czasy związane z pandemią, a teraz wojną wyczulają nas na te proste rzeczy, których wcześniej może nie docenialiśmy. Inaczej patrzymy na naszych bliskich, ale też doceniamy chociażby zapach kwiatów. Pamiętam sytuację z początków pandemii, kiedy byliśmy zamknięci w naszych domach i nagle przyszła wiosna. Przytłoczona tym wszystkim wyjechałam za miasto, zdjęłam maseczkę i okazało się, że jestem w stanie poczuć zapach kwiatów jak nigdy wcześniej. To uderzyło w moje zmysły i nie mogłam się tym nacieszyć. Doceniajmy te małe rzeczy, bo w nich jest siła i sens naszego życia.

A jak to się stało, że piosenka „Mniej znaczy więcej” trafiła do filmu?

To było moje wielkie marzenie od dziecka! Pragnęłam, żeby moja piosenka trafiła do kinowej ekranizacji. Przecież usłyszeć swój numer w trakcie filmu lub na jego końcu, to coś wspaniałego. Duże głośniki na sali kinowej sprawiają, że ta muzyka żyje jeszcze bardziej. Zresztą warto zauważyć, że wiele wspaniałych piosenek trafiło do kina. A teraz „Mniej znaczy więcej” zostało nagrane z myślą o filmie „Detektyw Bruno”, którego premiera odbędzie się w maju. Nie ukrywam, że jestem bardzo szczęśliwa z tego powodu.

 

Jakimi kryteriami kierujesz się wybierając singiel z płyty, który bardzo często w Twoim przypadku staje się też przebojem?

Wiele czynników biorę pod uwagę, na przykład to, czy mamy jakiś pomysł na teledysk. Testuję też swoje piosenki na najbliższych mi osobach i patrzę, jak reagują. Nigdy nie zapomnę, gdy puściłam pierwszy raz „Łowców gwiazd” mojej ekipie koncertowej, bo później za każdym razem, gdy razem jeździliśmy słyszałam – „puszczaj łowców gwiazd!”. Także sprawdzam reakcję moich bliskich i gdy widzę, że nie bardzo działa na nich nowy numer, bo błądzą gdzieś wzrokiem i przestają słuchać w połowie, to znaczy, że przeboju z tego nie będzie. Mój bus koncertowy jest świetnym testerem (śmiech). Najmniej obiektywnie oceniają mnie rodzice, bo im się wszystko podoba. Chociaż też potrafię wyczuć, co bardziej do nich trafia.

A dlaczego na Twojej nowej płycie „VinyLOVA” jest tak mało ballad? Czy większość z nich nie przeszła próby czasu?

Faktycznie niewiele jest ballad. Za to na płycie znalazła się spokojniejsza piosenka „Obejmij”, która jest taką balladą, jaką zawsze chciałam nagrać. To jest soulowy klimat, tak bliski mi od dziecka. Ale nie da się ukryć, że rzadziej piszę smutne piosenki – może wynika to z mojego pozytywnego usposobienia. I co ciekawe, im bardziej mi ciężko, tym czuję większą potrzebę tworzenia weselszych piosenek. Bez tej równowagi nie jestem w stanie dobrze funkcjonować. Dlatego „VinyLOVA” jest pozytywna, ciepła i myślę, że staje się ona lekarstwem na trudne czasy dla nas wszystkich. Muzyka powinna być ucieczką przed tym, co nas otacza.

Dlatego w piosence „Poplątanie” nawiązujesz nawet do muzyki disco?

Właśnie tak, a ten utwór kojarzy mi się z czasami, kiedy moi rodzice bawili się przy takiej muzyce. Disco wtedy rządziło, miało swoje miejsce i charakterystyczne brzmienie. Moja mama z koleżankami chodziła na dyskoteki i tańczyła w rytm takich piosenek. Chciałam taką namiastkę tego klimatu zawrzeć na nowej płycie. A „Poplątanie” – jeśli chodzi o tekst – mówi o skomplikowanym umyśle kobiety, przez co nie zawsze łatwo nas zrozumieć.

Tej płyty nie byłoby też bez wyjątkowych gości, czyli Maryli Rodowicz i Dawida Kwiatkowskiego.

Tak, to bardzo bliscy mi ludzie i cieszę się, że mieli na płycie „VinyLOVA” swój duży wkład. Wydaje mi się, że czuć między nami energię, co się przełożyło na piosenki, które razem nagraliśmy. „Bratnie duże” z Dawidem miały bardzo dobry odbiór, a dzięki dwóm utworom nagranym z Marylą mogłam pokazać mojej młodszej publiczności, że ona wciąż jest wielką artystką.

Co dla Ciebie byłoby miarą sukcesu, jeśli chodzi o album „VinyLOVA”?

Najważniejsze jest dla mnie, żeby nowe piosenki trafiły do jak największej ilości serc. Zasięgi tylko w tym pomagają, ale nie są celem samym w sobie. Przede wszystkim muzyka musi trafić do ludzi, którzy odnajdą w nich podobne emocje. A gdy podczas koncertu publiczność zaczyna śpiewać razem ze mną piosenki, to już jest największe szczęście. Dlatego chciałabym te utwory z płyty „VinyLOVA” pośpiewać razem z ludźmi. To będzie dla mnie największy sukces.

Rozmawiał: Łukasz Dębowski

 

fot. materiały prasowe

Jedna odpowiedź do “„Muzyka powinna być ucieczką przed tym, co nas otacza” – CLEO [WYWIAD]”

Leave a Reply