Anchey Nocon znany był dotychczas ze współpracy z zespołem blunt razor. Teraz artysta powraca w solowej odsłonie, z niezwykle intrygującym albumem “Now The Grass Grows Through My Skin“. Poznajcie naszą recenzję tego wydarzenia.
Recenzja płyty “Now The Grass Grows Through My Skin” – Anchey Nocon (2022)
Anchey Nocon z albumem “Now The Grass Grows Through My Skin” pojawił się niespodziewanie, szybko zwracając uwagę jako artysta solowy, który poza działalnością w zespole blunt razor także ma całkiem dużo do powiedzenia. Można pokusić się nawet o stwierdzenie, że zaprezentował tu znacznie więcej niż w macierzystej formacji, budując bardziej zindywidualizowaną koncepcję na własną twórczość.
Przy okazji pokazał, że jedynym celem muzyki alternatywnej nie jest tylko bycie w kontrze do nurtu komercyjnego. Taka twórczość powinna posiadać głębszy przekaz i bardziej znaczącą formę. I to się Noconiowi udało. Artysta stworzył czytelny scenariusz zapisany w projekcjach muzycznych, które intrygują poprzez emocjonalne tąpnięcie i wieloznaczność kompozytorską.
Cały album został stworzony wedle pewnych założeń i przekazu, który kryje się za poszczególnymi utworami. Zrozumienie głównej idei pozwala nam z większą łatwością zaprzyjaźnić się ze wszystkimi propozycjami. Dostaliśmy więc opowieści o powstaniu świata, pojawieniu się człowieka, próbie ujarzmienia żywiołów, zagładzie i przywróceniu równowagi świata bez człowieka. Stąd kolejność wszystkich utworów nie jest przypadkowa. Ta wiedza jednak nie obliguje nas do tego, żeby odbierać jednoznacznie muzykę, którą stworzył Anchey.
Przecież mamy do czynienia z określonym środowiskiem muzycznym, dosyć intymnym, starannie określonym przez artyzm samego twórcy. Całość opiera się na wytrawnym urozmaiceniu elektronicznych brzmień niekiedy czymś orientalnym („Move”) lub kosmicznie przestrzennym („See You Soon”). Zdarzają się także akcenty, które wypływają z mocniej zaznaczonej melodyki („Swine”). Płyta zaczyna się jednak „daft punkowo” od wprowadzającego w klimat, będącego symbolicznym rozpoczęciem tej podróży utworu „Journey”. Inspiracje nie są oczywiste, bo artysta potrafi tworzyć kolaże muzyczne, składające się z wielu odniesień, nie tylko tych nawiązujących do lat 80. Porównania z bardziej popularnymi projektami (Kavinsky), także nie oddają ducha poszczególnych kompozycji, bo jednak Anchey’owi udało się dorzucić niemałą szczyptę oryginalności.
Warto samemu poszukać tych momentów, które wywracają do góry nogami wszystko to, co dotychczas było dla nas oczywiste. Choć tu należy się podpowiedź – długi utwór „20000 Year Old Nuclear Power Plant” zaczynający się dźwiękami pianina, a potem płynący na dźwiękach rozciągniętego, nieszablonowego elektropopu, to majstersztyk.
Ornamentem całej muzyki w takiej przestrzeni staje się wysoki głos Noconia. Właściwie jest on instrumentem, który przemieszcza się wraz z poszczególnymi dźwięki, opowiadając historię, ale bez podawania jej bezpośrednio poprzez chociażby nadmierną ekspresję. Tylko w jednym momencie wydaje się on nadmiernie przejaskrawiony, ale może to pojawiające się jednocześnie chóry intensyfikują jego głos („Ute”). W tym przypadku warto docenić jednak „mantryczną” formę tej propozycji.
Jeśli chodzi o teksty to wymagają one skupienia, by dostrzec ich przekaz oparty na wcześniej wskazanych założeniach. W singlowym, jakże pozytywnym „Swine” opowiadającym, m.in. o powstaniu języka usłyszymy najstarsze zapisane po polsku zdanie („Daj, ać ja pobruszę, a ty poczywaj”), co ma swoje oczywiste uzasadnienie.
“Now The Grass Grows Through My Skin” to album naszpikowany pomysłami, odłamkami brzmień, które rekonstruują formę samej piosenki. Właściwie Anchey Nocon zbudował od podstaw założenia względem kompozycji, która nie musi opierać się na sprawdzonych patentach mających tani potencjał przebojowości. Tutaj nie ma nawet grama czegoś komercyjnego, bo też nie o to w tym wszystkim chodzi.
Ta płyta oddziałuje całościowo, ale przez poszczególne kompozycje, które tworzą większą, bardziej istotną formę. Nie należy więc oceniać płyty na podstawie jej fragmentów. To jest ciąg opowieści muzycznie osadzonych w kreatywnie rozbudowanej przestrzeni, którą należy odbierać kompleksowo, żeby zrozumieć jego istotę. Owszem w dzisiejszych czasach, gdzie krótkotrwale rządzą pojedyncze utwory, to może być trudne. Tym bardziej, że album jest dosyć długi. Jednak warto dać się wchłonąć tym historiom, które zostały umiejętne sprzężone z poszczególnymi kompozycjami. A to wszystko dzieje się w lekkim odrealnieniu na różnych rejestrach ludzkiej wrażliwości. Hałas został przykryty alternatywną śmiałością. I to jest na swój sposób piękne.
Łukasz Dębowski
Jedna odpowiedź do “Anchey Nocon – “Now The Grass Grows Through My Skin” [RECENZJA]”