28 lutego ukazał się nowy album Tomka Wachnowskiego. “Wysocki osobisty” to zbiór wybranych utworów rosyjskiego barda i pieśniarza Władimira Wysockiego. Przekładów na język polski podjął się poeta Adam Ochwanowski. Zachęcamy do zapoznania się z naszą recenzją tego wydarzenia.
Recenzja płyty „Wysocki osobisty” – Tomek Wachnowski (2022)
Porywanie się na pieśni rosyjskiego pieśniarza i poety Władimira Wysockiego może wydawać się zadaniem karkołomnym. Szczególnie niełatwym jeśli ktoś będzie próbował stawiać siebie w roli barda. Nie ukrywajmy, mogłoby to wyjść pastiszowo, nieco karykaturalnie, może nawet niewłaściwie. Tomek Wachnowski znalazł na to inny sposób. Pokazał duszę wybranych utworów bez walczenia w nich o uwagę słuchacza. Ta pojawia się sama, zaraz po włączeniu albumu „Wysocki osobisty”, gdzie oryginalne teksty przełożył drugi bohater tego wydarzenia – poeta Adam Ochwanowski.
Bez przesadnej ekspresji, energicznego zgrywania dźwięków i popisywania się, artysta poprzez interpretację i zrozumienie dotarł do sedna tych opowieści. A te wypełniły słowa odnoszące się do oryginalnych tekstów, które wydają się nie być czystym tłumaczeniem. Adam Ochwanowski wyciągnął z nich sens i nadał im jakby nowego, poetyckiego – w charakterystyce Wysockiego – wymiaru.
Okazuje się, że twórczość rosyjskiego muzyka jest wciąż niezwykle aktualna, może nawet w dzisiejszej niekiedy smutnej rzeczywistości jego utwory tną mocniej prozaiczną prawdą („Konie narowiste„). Zdarza się wręcz, że uniwersalizm tekstów wydaje się aż niemożliwie głęboki i autentyczny („(…) nie lubię chałtur prawdziwych artystów i szefów, którzy poganiają mnie / nie lubię świty i durnych statystów, umyślnych rysek w witrażowym szkle / nie lubię białych i czarnych rasistów i śmiesznych haseł w narodowym tle” („Nie lubię„).
I to co ważne, Wachnowski nie starał się za wszelką cenę uzewnętrzniać przy tych utworach, raczej delikatnie wskazał kierunek do ich zrozumienia. Jego obecność jest naturalna, bo przepuszczona przez czystą wrażliwość, której wokalista nam nie żałował. Czuć, że te pieśni siedzą w jego wnętrzu, choć nie próbował ich wyrzucać z siebie z niepotrzebną w tym przypadku nadpobudliwością. To swego rodzaju wycofanie nie ujmuje jednak poczucia obcowania z czymś osobliwie intymnym, a przez to zwyczajnie ważnym (stąd tytuł płyty – „Wysocki osobisty„).
Od strony muzycznej także nie znajdziemy przesady oraz jakiegoś patosu mogącego zasłonić przekaz, a także wyjątkowy koloryt tych propozycji. Tomek zaprosił do współpracy doskonałych muzyków, którzy przez proste brzmienie instrumentów oddali ich wewnętrzną siłę (akordeon Olega Dyyaka, kontrabas Wojciecha Fronta i wiolonczela Anny Dyyak). W tym przypadku ascetyzm muzyczny był uzasadniony i trafiony, bo taka oszczędność wyłuskuje słowo, które ma tutaj swoją większą moc. Choć nie da się ukryć, że dźwięk ma również swoje stosowne miejsce na tej płycie. Idzie w końcu za tym zawodowstwo, bez którego ten projekt nie mógłby się udać.
To nie jest aktorska kreacja Tomka Wachnowskiego, gdyż artysta nagrał te piosenki w sposób dla siebie indywidualny, a przez to właściwy. Nie starał się naśladować, ani tworzyć pomnika mistrza. Słychać jednak, że Wysocki nie jest mu obcy. Może dzięki wykonaniom Wachnowskiego ktoś trafi na twórczość, która od pół wieku wciąż jest bardzo żywa. Niegasnąco autentyczna. Może czasem nawet bolesna, albo zwyczajnie urokliwa. Nie da się ukryć, że to co się wydarzyło na tym albumie było potrzebne. Przynajmniej takie odnosimy wrażenie po wysłuchaniu całości. Brawo.
Łukasz Dębowski
Album “Wysocki osobisty” można zakupić pod linkiem: http://www.tomekwachnowski.com/plyty/
Jedna odpowiedź do “Tomek Wachnowski – „Wysocki osobisty” [RECENZJA]”