30 listopada ukazał się debiutancki album duetu Rozbój w biały dzień. Płyta “Trip” pojawiła się fizycznie, ale dostępna jest też we wszystkich serwisach cyfrowych. Czy mamy do czynienia z jednym z ciekawszych debiutów 2021 roku? O tym dowiecie się z naszej recenzji ich pierwszego albumu.
Recenzja płyty „Trip” – Rozbój w biały dzień (2021)
Muzyka tego zespołu prezentuje się równie nietypowo, co ich nazwa. Mowa tu o duecie Rozbój w biały dzień, który stworzył konceptualną całość, opartą na szeroko rozumianej muzyce elektronicznej. Łatwo wyczuć w niej nastrój chwili i przeszywającą melancholię. To wędrówka do undergroundu, podsyconego mrocznym syntetyzmem sięgającym do lat 80-tych. A wszystko to udało im się zawrzeć w dwunastu propozycjach, składających się na intrygujący album zatytułowany „Trip”.
Nie mamy tutaj do czynienia z nabrzmiałymi od dźwięków kompozycjami, które za wszelką cenę próbują przebić się do mainstreamu. Choć każdy utwór opiera się na prostych założeniach, to nie trąci bylejakością i łatwością odbioru. W uproszczonym rozumieniu blisko jest im do synthwave’u, choć nie brakuje też house’owych zapędów w stronę wrażliwości Kavinsky’ego („Na czas„) i Justice (energetyczny utwór „Lęk„). Usystematyzowany, niekiedy motoryczny, ale zawsze niezwykle emocjonalny system brzmień nie igra jednak z czymś pretensjonalnym.
Taka forma nadaje im wręcz charakterystyki wyróżniającej twórczość duetu spośród innych projektów elektropopowych. Pomiędzy swoimi utworami wyznaczają narkotyczny w nastrojowości szlak (nawiązanie do tytułu „Trip„), który buduje wspomnianą odrębność dokonań zespołu. Może nie wszystko jest podszyte wielkim rozmachem, ale właśnie za wyczuwalną konfesyjnością ich kompozycji kryje się coś znacząco wartościowego.
Mgliste odcienie ich muzyki wyraźniej mienią się po zmroku, dotykając nas niejednokrotnie soczystą nostalgią („Kwiat„). Rozbój w biały dzień nie boi się jednak piosenki jako czystej formy muzycznej („Tak, jak ja„), choć za każdym razem duet przełamuje melodyjne momenty czymś kompleksowo specyficznym. Często jest to po prostu wyszukany elektroniczny rytm („Coś w zamian„). Warto odnaleźć również części wspólne tekstów wokalistki Małgorzaty Ostoi-Domaradzkiej, w których kryje się lęk, niepewność, tęsknota. W utworze „Zimbardo” pojawiają się słowa czytane, które są fragmentem książki („Efekt Lucyfera. Dlaczego dobrzy ludzie czynią zło?”) amerykańskiego psychologa włoskiego pochodzenia – Philipa Zimbardo (m.in. „większość z nas kryje się za egocentryczną skłonnością do tworzenia iluzji własnej wyjątkowości”). Na szczęście iluzoryczna nie staje się twórczość duetu.
Rozbój w biały dzień zaliczył mocne wejście na polski rynek muzyczny. Przebicie się z taką muzyką wymaga od nich niemało wysiłku, jednak już teraz należy im się docenienie za to, co udało im się stworzyć na płycie „Trip”. Niejednoznacznie, bezkompromisowo, ale też skutecznie urzeczywistnili pomysły na swoje utwory. Jest w tym coś uzależniającego, co sprawia, że chce się wracać do ich muzyki. Choć taka implikacja wymaga odpowiedniego momentu, żeby móc w pełni zespolić się ze śmiałym wyrazem artystycznym zespołu. To wszystko sprawia, że mamy do czynienia z ważniejszym debiutem tego roku.
Łukasz Dębowski