Minął zaledwie rok od premiery debiutanckiej płyty Oleny “W świetle gwiazd”, a wokalistka zaskakuje nas kolejnym krążkiem. “R O S E” ukazał się pod naszym patronatem medialnym, a jej recenzję można znaleźć poniżej.
fot. okładka płyty
Recenzja płyty „R O S E” – Olena (2021)
„R O S E” to drugi album, coraz bardziej świadomie idącej drogą własnych zapatrywań muzycznych – Oleny. Na pierwszej płycie wokalistka dopiero poszukiwała różnych rozwiązań muzycznych, które kształtowały jej wyraz artystyczny. Tym razem dostaliśmy mocniejszy i bardziej skonkretyzowany zestaw 9 piosenek, będący ciekawym rozwinięciem tego wszystkiego, co poprzednio dopiero kiełkowało.
Olena ma własny świat, ale chłonna jest tego wszystkiego, co mieści się w nurcie szeroko pojętego popu z domieszką klasycznego soulu i r’n’b. Całość stanowi mocną konstrukcję, stając się przekonującym zbiorem doskonale poprowadzonych, nieprzesadnie rozbuchanych kompozycji. Przy tym każdy dźwięk umiejętnie uzupełniony został ciepłym, ale jakże charakternym wokalem Oleny.
Jednolita forma wszystkich piosenek to znaczący progres, szczególnie gdy zestawimy ją ze swego rodzaju poszukiwaniami pewnej tożsamości muzycznej. Tym razem artystka odnalazła swój przekaz, a także czytelniej zaznaczyła, to co ją interesuje w solidnie skonsolidowanej z emocjami, dosyć współcześnie brzmiącej twórczości.
Nowoczesność nie odnosi się jednak do ścigania się z wykonawcami hip-hopowymi, choć namiastkę takiej muzyki można też odnaleźć w niekiedy mocniej zaznaczonym bicie („Noc”). Bardziej magnetyzujące są momenty jakby celowo spowolnione, ale wciąż odważnie ukazujące ideę artystki („Your Girl”). Do tego dochodzi niewątpliwa kobiecość, wręcz zmysłowość przefiltrowana przez emocje Oleny („Rose”). Rozkładanie tego albumu na czynniki pierwsze nie jest aż tak bardzo konieczne, bo całość tworzy dosyć spójną opowieść, choć w tekstach pojawiają się różne historie (relacje pomiędzy dwojgiem ludzi, samotność, szukanie własnego miejsca we współczesnym świecie itd.).
Pod względem muzycznym jest natomiast pewien zamysł, dzięki któremu kolejne kompozycje stają się uzupełnieniem poprzednich. To taki napędzający się zestaw bardzo udanych utworów. Nie bez znaczenia jest, że wokalistka współpracowała przy tych piosenkach Andrzejem „Fonai” Pieszak (specjalista od świeżych brzmień), Jakubem Wojciechowskim i SHDOW’em. To oni pomogli artystce zmaterializować wiele pomysłów, uzupełnionych skrzypcami (to już znak rozpoznawczy Oleny).
„R O S E” to płyta pełna ciepłych, pastelowych kolorów, ale też wyrazista, charakterna, mocniej pokazująca symbiozę artystki z muzyką. I choć nie znajdziemy na niej nowatorskich rozwiązań muzycznych, podążania za jakimiś trendami, to jest na niej wiele uroku, który sprawia, że chce się do tego albumu wracać. Z większą łatwością przychodzi też wokalistce opisywanie różnych historii, które niekiedy wydają się bardzo osobiste. To bardzo ważne w przypadku takiego projektu.
Łukasz Dębowski
Zamów album „R O S E” w Empiku: https://www.empik.com/r-o-s-e-olena,p1280405936,muzyka-p?fromSearchQuery=olena+rose
Jedna odpowiedź do “Olena – „R O S E” [RECENZJA]”