„Uważam swoje życie za udane i szczęśliwe. Cierpię bardziej, gdy patrzę na świat” – nasz wywiad z Colinem Clue

25 stycznia ukazał się album “You”, artysty występującego pod pseudonimem Colin Clue. To klimatyczna muzyka osadzona w brzmieniu lat 70., 80. i 90., ale z wyraźnie świeżym oddechem współczesności.

Z naszego wywiadu dowiecie się nie tylko jakie jest przesłanie płyty, co artysta ceni w muzyce, jakie są jego inspiracje, ale także tego, co łączy go… z muzykami zespołu Goya.

fot. okładka płyty

Gdzie należy doszukiwać się początków płyty „You”? Kiedy pojawiły się pierwsze pomysły, które zaczęły układać się w nowe piosenki?

Piosenki na płycie „You” powstawały na przestrzeni ponad 20 lat. Tyle lat mają najstarsze z nich: „Shine” i „Suffering and Pain”.

Napisałem je, gdy byłem studentem. Zmodyfikowałem nieco tylko ich teksty. Najmłodsze piosenki to „Hope” (2017) i „Chaos” (2019). Można więc powiedzieć, że album „You” wykluwał się stosunkowo długo, chociaż od decyzji o jego nagraniu do zamknięcia projektu minęło około jednego roku.

Skąd w ogóle wziął się Colin Clue i jakie były Twoje pierwsze poczynania artystyczne?

Wychowywałem się muzykalnej rodzinie. Nauczyłem się grać na gitarze z pomocą ojca w szkole podstawowej. Wtedy też zacząłem pisać pierwsze piosenki. Grałem je z amatorskimi zespołami najpierw w liceum, a potem na studiach. Gdy zacząłem pracę zawodową, pisałem piosenki do szuflady, śpiewając je podczas rodzinnych zjazdów razem z piosenkami ulubionych zespołów. Sam pseudonim powstał, gdy pomyślałem o publikacji pierwszych piosenek na Youtubie w lutym 2020 roku. Nie chciałem mieszać dwóch światów, w których zaczynam teraz funkcjonować równolegle, tj. mojej kariery biznesowej i muzycznej pasji. To zasadniczo inne branże. Niech sobie działają osobno.

Co było pretekstem do tego, żeby w końcu pokazać swoją muzykę, co w konsekwencji zaowocowało wydaniem płyty „You”?

Szczerze mówiąc kolejność była odwrotna. Miałem trochę wolnego czasu, by nagrać w końcu swoje piosenki więc nagrałem „You”, co w konsekwencji zaowocowało pokazaniem mojej muzyki.  Zrobiłem to raczej z myślą o realizacji swojej pasji, dla siebie samego i na pamiątkę dla mojej rodziny, która namawiała mnie też do tego aktywnie.

 

Piosenki z tego albumu spotkały się z bardzo dobrym przyjęciem. A co według Ciebie jest największą wartością tego materiału?

Bardzo dziękuję za taką ocenę. Chciałbym wierzyć, że to melodie i refleksje, które próbowałem przemycić w tekstach. Tak jak rozszyfrował to Łukasz pisząc o tym w recenzji, przedmiotem zainteresowania albumu „You” jest jednostka jako taka.

Kolejność piosenek na płycie nie jest przypadkowa. Teksty łączą się w pewną opowieść, która snuje się przez cały album. Jest to opowieść o dziwnej istocie jaką jest człowiek. Idziemy przez życie swoją własną drogą, dokonując życiowych wyborów („Alone”), szukamy prawdziwej miłości („Don’t let it out”), cierpimy, gdy nie możemy mieć tego, co chcemy lub tracimy coś, co mieliśmy (S&P). Z natury egocentryczni, słabo zauważamy, że nasz świat woła o pomoc („Shine”). Walczymy o swoją wolność („Free”), ale zdefiniowaliśmy ją w sposób, który już się chyba zdezaktualizował, również ze względu na to, jak zmieniamy świat wokół siebie („Chaos”). Wciąż mamy nadzieję, że będzie lepiej („Hope”), lecz rozwiązania powinniśmy szukać raczej w samych sobie, bo to my jesteśmy jedyną nadzieją dla siebie samych i dla świata („You”). Potrzeba nam trochę więcej miłości w nas samych („Care for love”). Nie schrzańmy tego („Dont screw it up”). To tak w skrócie…

Może wartością albumu jest to, że piosenki nie zostały napisane z myślą o komercyjnym sukcesie. Są po prostu moją refleksją na temat życia, reakcją na świat, wypływającą gdzieś z wnętrza, chyba dość wrażliwego człowieka.

Cały album powstawał w studio nagraniowym Magdy Wójcik i Grzegorza Jędracha (zespół Goya). Jak to się stało, że na nich trafiłeś i co spowodowało, że zdecydowałeś się z nimi współpracować?

Do Magdy i Grzesia trafiłem zupełnie przypadkiem. Kolega polecił mi ich studio. To świetni muzycy, ale przede wszystkim bardzo sympatyczni ludzie. Błyskawicznie złapaliśmy dobry kontakt. Zaproponowali mi aranżację piosenki „On and on”. Spodobała mi się. To utwór na potencjalnie kolejną płytę. Pasuje tematycznie i klimatycznie do innej koncepcji, którą mam. Wypracowaliśmy formułę współpracy i zdecydowałem się na nagrywanie materiału albumu „You”.

Czy współpraca w studio nagraniowym z innymi artystami była dla Ciebie łatwa? Na ile byłeś otwarty na sugestie innych odnośnie nagrywania albumu „You”?

Poza Magdą i Grzegorzem pracowałem jeszcze z Rafałem Smoleniem. Współpraca z całą trójką układała się świetnie. Należę do ludzi, którzy starają się uczyć przez całe życie, a trudno uczyć się nie słuchając mądrych sugestii doświadczonych ludzi. Miałem też zasadniczo jasną wizję tego, co chcę osiągnąć. To chyba ułatwiało nam pracę. Doświadczenie nagrywania w studio było dla mnie zupełnie czymś nowym.

Jednym z singli promocyjnych, który znalazł uznanie regionalnych rozgłośni radiowych jest utwór „Hope”. W jakich okolicznościach on powstał? W jaki sposób starałeś się równoważyć osobiste emocje z bardziej uniwersalnym przekazem?

Piosenka „Hope” powstała w 2017 roku po ataku terrorystycznym w Barcelonie. Byłem mocno poruszony tym co się wówczas stało. Usiadłem do pianina i praktycznie napisałem ją z marszu w zasadniczej części. Utwór był początkowo bardziej rozbudowany. Musiałem go uprościć i ostatecznie zmienić też tekst, by uzyskać bardziej uniwersalny charakter. Ktoś zapytał mnie kiedyś, po wysłuchaniu tej piosenki, czy tak ciężko mi w życiu. Odpowiedziałem, że to nie jest piosenka o moich zakrętach życiowych. Nie rozczulam się nad sobą. Uważam swoje życie za udane i szczęśliwe. Cierpię bardziej gdy patrzę na świat.

 

Jakie utwory z płyty „You” są dla Ciebie szczególnie bliskie, ze względu chociażby na bardzo osobisty przekaz emocjonalny? Czy jest nim np. dotyczący miłości utwór „Care for Love”?

Temat miłości zawsze wiąże się z silnymi emocjami. Na płycie są dwie piosenki o miłości. Pierwsza, „Don’t let it out” opowiada o stanie zauroczenia, marzeniu o prawdziwej miłości, która gdy się pojawia, chciałoby się ją chwycić i zatrzymać na zawsze. Druga, „Care for Love” to raczej chłodna refleksja o naturze miłości. To właściwie zestaw pytań. Czym jest prawdziwa miłość? Czy istnieje? Czy to może przejściowy stan uniesienia? Wszyscy potrzebujemy przyjaźni, bliskości, uwagi i troski. Jeżeli to są fundamenty miłości, to wtedy ona rozkwita i jest ogromną siłą.

Szczególnie bliskie są dla mnie piosenki, które umieściłem na początku i na końcu płyty. Spinają one jak gdyby całą opowieść klamrą. Piosenka „Alone”, którą chciałem rozpocząć odrobiną magii, jaka towarzyszy samemu aktowi narodzin dziecka, które dorasta, kształtuje swoje wartości życiowe, a potem podąża swoją własną drogą. Piosenka „You”, która poprzez aranżację, trochę jak z bajki Walta Disneya, odmienna od pozostałych piosenek, ma dodawać otuchy na tej czasem trudnej i krętej drodze. Oba te utwory uosabiają moją wiarę w człowieka, który z rozmysłem szlifuje swój charakter jak diament i robi to przez całe życie, bez względu na zewnętrzne okoliczności. W poszukiwaniu mądrości i lepszego siebie. Po prostu dla siebie samego i dla innych.

Piosenki na tym albumie posiadają głęboki klimat, ale też indywidualną tożsamość. W jaki sposób starałeś się zachować spójność wszystkich utworów? Jak przy tak wielu inspiracjach tworzy się pewną całość?

Dziękuję. Miło mi słyszeć taką ocenę. Odpowiem znowu trochę filozoficznie. To chyba trochę tak jak w życiu. Jeżeli chce się je dobrze przeżyć warto myśleć o całości, ale zagłębiać się w każdą jego chwilę z proporcjonalnie odpowiednią uwagą. Miałem wyraźną wizję tego, co chcę osiągnąć w sensie całości i pochylałem się nad każdym utworem z osobna, świetnie wspierany przez doświadczonych artystów, o których wspominaliśmy. Ostatecznie charakterystyczne dla mnie harmonie i mój głos spinały wszystko w miarę chyba spójną całość. Chociaż utwory powstawały przecież w długim okresie czasu i mają bardzo różne aranżacje od bardzo oszczędnych („Care for love”) do bardzo rozbudowanych („You”).

Wiele osób w Twojej twórczości słyszy The Beatles, Pink Floyd, a nawet Stinga. Kto tak naprawdę stanowi dla Ciebie największą inspirację jeśli chodzi o muzykę?

Dużo czasu spędziłem z muzyką The Beatles. Grałem ich piosenki z zespołem licealnym, wcielając się w Paula McCartney’a. To mój ulubiony Beatles. Paul chyba się we mnie gdzieś zagnieździł. Wciąż jestem pod silnym wpływem prostych i pięknych harmonii. Potem sympatyzowałem też z innymi zespołami i wykonawcami takimi jak Gilbert O’Sullivan, Queen, Smokie, The Police, ELO, The Alan Parsons Project, Sting, U2, Coldplay. Jednak poza The Beatles najmocniejszy wpływ wywarł na mnie zespół Pink Floyd. Przesiąkłem tym klimatem na wylot na studiach. W tym czasie powstała między innymi piosenka „Shine”. To niesamowite, że pierwotny tekst nie zmienił się aż tak bardzo. Wtedy dotyczył zagrożenia widmem wojny nuklearnej, teraz widmem klęski ekologicznej. Przy czym główne źródło zagrożenia pozostaje wciąż to samo. Jest nim sam człowiek i jego działanie. Na płycie „You” zdecydowałem się nagrać tę piosenkę w wersji akustycznej. Pierwotnie była tam wyrazista sekcja rytmiczna i ciężkie gitary, z mocnym dynamicznym zakończeniem. Muzyka Pink Floyd z pewnością mnie ukształtowała. Jest we mnie gdzieś w podświadomości i słychać ją pewnie w moich aranżacjach utworów napisanych względnie niedawno jak „Hope” czy „Alone”. Na pewno są to moi mistrzowie, włączając Stinga, więc jest mi bardzo miło, że słyszę takie porównania. Może na kolejnych płytach, jeśli się ich podejmę będę ewaluował w kierunku bardziej oryginalnego Colinowego brzmienia. Wołałbym nie być niczyim nawet podświadomym naśladowcą tylko oryginałem.

Twoja płyta nie wpisuje się do końca we współczesne nurty muzyczne. Czy uważasz, że najbardziej wartościowy czas dla muzyki już minął? Co nie podoba Ci się we współczesnej muzyce?

Tak. Moja płyta to taki przebudzony „muzyczny hibernatus”.

Myślę, że każde pokolenie ma swoją muzykę i to głównie młodsze pokolenia decydują, czego się aktualnie słucha i co się sprzedaje. W głosy te wsłuchują się wytwórnie muzyczne, komercyjnie działające rozgłośnie radiowe, co przekłada się na liczbę odsłuchań w streamingu i odsłon na Youtubie itd. Jest to dla mnie bardzo czytelne. Tak działa biznes muzyczny i tak ewoluuje świat muzyki. Trudno się na to obrażać. Nie będę ukrywał, że odczuwam dużą nostalgię za muzyką z poprzednich lat. Lubię rocka, pop, metal, jazz, muzykę poważną. Jak widać dość szeroko. Uwielbiam wiele kompozycji z tzw. muzyki filmowej. Wyraźnie rezonuję na muzykę pokolenia moich rodziców i mojego pokolenia. Trochę tkwię muzycznie w przeszłości, ale nie przeszkadza mi to aż tak bardzo.

Czego nie lubię we współczesnej muzyce? Dajmy spokój. Długo by wyliczać, a to dla nikogo nie ma żadnego znaczenia. Nie słucham po prostu tego, czego nie lubię.

Jakie będą dalsze poczynania Colina Clue? Czy masz jeszcze wiele materiału w szufladzie, który być może także ujrzy światło dzienne?

Coż, Colin jak już wydał płytę, to powinien znaleźć teraz swoich odbiorców. To raczej będzie mozolna praca pomimo dobrych recenzji. Niezależnie od tego, kompletuję materiał na dwa kolejne albumy koncepcyjne. Będzie tylko pytanie jak znaleźć czas na nagrywanie. Mam trochę piosenek z poprzednich lat i tworzę też na bieżąco. Relatywnie łatwo przychodzą mi melodie, bardziej blokują mnie teksty. Może dlatego, że zadaję sobie dwa pytania: czy mam coś wartościowego do powiedzenia? Czy potrafię to dobrze zrobić? Blokada puszcza rzadko, bo przy twierdzących odpowiedziach na oba pytania. Chyba będę musiał poluzować ten gorset, bo nie ruszę z miejsca… haha. Na koniec zdradzę tylko, że główne wątki kolejnych albumów to: miłość i mądrość.

Czy jesteś przygotowany na skonfrontowanie swojej muzyki z publicznością na koncertach? Czy zależy Ci na prezentowaniu własnej twórczości w formie „na żywo”?

Nie mam z tym problemu. Pozostaje to wciąż kwestią otwartą i zależy w dużej mierze od skali zainteresowania moją muzyką i opracowania wystarczająco obszernego materiału na koncert. Dziś jak wiemy nie ma też sprzyjających warunków do koncertowania. Myślę, że wszystko się wyjaśni w ciągu najbliższego roku.

Bardzo dziękuję platformie Polska Płyta / Polska Muzyka za tak wspaniałą recenzję mojej płyty. Nie ma nic lepszego niż taki doping na początku drogi debiutanta, o którym mało kto coś słyszał. Tak dobra energia przyda się w promowaniu Colina Clue, który jak napisaliście pojawił się nagle, trochę niepostrzeżenie i w zasadzie niewiele o nim wiadomo.

Dzięki serdeczne za ciekawe pytania i wywiad.

Pozdrowienia dla całego zespołu portalu Polska Płyta / Polska Muzyka i jego miłośników.

 

Colin Clue – “You” [RECENZJA]

 

Jedna odpowiedź do “„Uważam swoje życie za udane i szczęśliwe. Cierpię bardziej, gdy patrzę na świat” – nasz wywiad z Colinem Clue”

  1. O wow… płyta mnie zachwyciła…a wywiad z Colinem postawił kropkę nad i 🙂 i teraz będę wielką fanką. Niewiele jest w dzisiejszych czasach mądrych tekstów z piękną muzyką, tutaj mamy wszystko. Mam nadzieję, ze odbiorcy tej muzyki po wsłuchaniu się w teksty staną się bardziej uważni na siebie i świat , tak jak ja. Dziękuję Ci Colin, życzę Ci wielkich sukcesów i trzymam mocno kciuki. Serdecznie pozdrawiam

Leave a Reply