„Najbardziej interesują mnie te rzeczy, których jeszcze nie robiłem” – wywiad z Wojciechem Ciurajem

19 sierpnia, w setną rocznicę wybuchu II Powstania Śląskiego, ukazał się kolejny solowy album Wojciecha Ciuraja, zatytułowany „Dwa Żywioły”.

Gośćmi specjalnymi na tej płycie są między innymi ceniony polski trębacz jazzowy – Piotr Schmidt, a także legenda polskiej sceny hip-hopowej – Abradab (Kaliber 44). Z tej okazji mogliśmy zadać artyście kilka pytań.

fot. materiały promocyjne

 

Na solowych albumach pokazujesz szersze zainteresowania muzyczne, ale nie uciekasz od tego, co nagrywałeś z zespołem Walfad. Dlaczego Twoje solowe płyty, w tym najnowsza „Dwa Żywioły”, nie mogły zostać nagrane pod marką Walfad?

WC: Powołując do życia solowy projekt miałem z tyłu głowy myśl, że istnieje pułapka dublowania moich muzycznych poszukiwań. Dlatego już od mojego debiutu – „Ballady bez Romansów” eksploruje zupełnie inne rejony niż macierzysty zespół. Walfad to kapela progrockowa z naciskiem na drugą część tego wyrazu. Pod własnym nazwiskiem chcę być artystą wymykającym się muzycznym szufladkom. Dzięki temu czerpię ogromną frajdę z obu projektów i nie robię zespołowi konkurencji swoimi solowymi poczynaniami.

W jaki sposób docierałeś do gości, którzy odcisnęli ważne piętno na płycie „Dwa Żywioły”? Skąd pomysł zaproszenia Piotra Schmidta i Abradaba?

WC: Jestem w branży na tyle długo, że zdobycie czyjegoś numeru telefonu nie jest wielkim problemem – zdecydowanie  większym jest namówienie tak wspaniałych artystów do współpracy. 😉 Jednak w obu przypadkach, panowie z wielką otwartością podeszli do mojej propozycji i jestem dumny, że zagrali na mojej płycie. Staram się współpracować z najlepszymi, a zarówno Marcin jak i Piotr to absolutna czołówka w swoich gatunkach. Wiele lat temu wymarzyłem sobie, że na moim tryptyku zagrają najlepsi śląscy muzycy i staram się konsekwentnie realizować ten plan.

 

 

Nie miałeś obaw, zapraszając Abradaba, czyli artystę z zupełnie innej niszy muzycznej, że zachwieje spójność i pewne proporcje na tym albumie?

WC: Bardzo mocno wierzyłem w sens tej współpracy, mimo pewnego ryzyka. Pisałem „Dwa Żywioły” z myślą o Abradabie i wiedziałem, że wniesie do kompozycji zupełnie inny rodzaj ekspresji. Marcin jest fantastycznym artystą i świetnie odnalazł się w realiach tego projektu pokazując niedowiarkom, że muzykę powinno się dzielić tylko na dobrą i złą.

W jaki sposób starałeś się utrzymać spójność całej płyty „Dwa Żywioły”, która sięga do tak rozległych gatunków muzycznych?

WC: Pracując nad moim tryptykiem śląskim nauczyłem się trochę innego spojrzenia na komponowanie muzyki. Oczywiście już na albumach Walfad starałem się pisać utwory z myślą o albumie jako całości, ale w przypadku „Iskier w Popiele” i „Dwóch Żywiołów” jeszcze mocniej wszedłem w ten tryb pracy. Wycieczki w świat innych gatunków muzycznych są tylko narzędziami to lepszego opowiedzenia tej historii i dzięki temu, że ani na moment nie zgubiłem sensu tej opowieści, całość brzmi spójnie, choć rzeczywiście album ma wiele barw.

Na płycie można też usłyszeć kobiece wokalizy Valyen Songbird, które dodają dodatkowej dramaturgii. To także nie był przypadek, że tę artystkę można usłyszeć w niektórych momentach na płycie?

WC: Valyen chciałem zaprosić już na pierwszą część tryptyku, czyli „Iskry w Popiele”. Układając płytę wiedziałem, że będę potrzebował dodatkowego kopa w finałowej części albumu – Valyen idealnie wpisała się w tę koncepcję.

Na czym polega oryginalność „śląskiego brzmienia”, jakim określa się album „Dwa Żywioły”?

WC: Myślę, że śląskie brzmienie to bardzo szerokie pojęcie. Dla mnie,  jest to pewien rodzaj grania opartego na bluesowym rdzeniu – nieważne jak bardzo przetrawionym. Jako instrumentalista i kompozytor nieważne jak daleko zabrnę w swoich poszukiwaniach i tak blues jest dla mnie punktem wyjścia. To taki nasz sekretny składnik. 😉

 

fot. materiały promocyjne

 

Nagranie takiej płyty wymaga dużej dojrzałości, ale też odwagi w podejmowaniu niełatwych tematów. Skąd w Tobie tak silny lokalny patriotyzm, który zrodził potrzebę nagrania powstańczego albumu związanego ze Śląskiem?

WC: Jako Ślązak, muzyk i historyk dość naturalnie odnalazłem w sobie potrzebę takiej wypowiedzi. Uważam, że ten temat jest bardzo słabo przerobiony i zasługuje na szerszy oddźwięk. Muzyka rockowa, a szczególnie ta progresywna, aspirująca do rangi sztuki powinna podejmować trudne i ważne tematy – jeśli tego nie robi, to wcale nie jest ambitna.

Czy dużo czasu musiałeś poświęcić na zgłębienie historii Twojego regionu, co później przełożyło się na opowieści, które znalazły się w tych utworach?

WC: Bardzo dużo! Choć zdecydowanie więcej czasu zajęła mi praca nad „Iskrami w Popiele”. Pokrzepiony sukcesem pierwszej płyty miałem więcej zaufania do samego siebie. Przygotowując się do pracy nad albumami najpierw czytam i robię notatki. Potem znajduję te fragmenty powstańczej historii, które będą najważniejsze w mojej muzycznej opowieści i scalam poszczególne elementy.

Bardzo ciekawym momentem jest zamykająca album niemal 25 minutowa „Suita Czterech Rzek”. Jak wiele w niej improwizacji, a ile zaplanowanych motywów muzycznych posiada ten utwór?

WC: Wszystko co się dzieje w „Suicie Czterech Rzek” to rezultat dziesiątek godzin moich twórczych seansów. Pisałem tę kompozycję na 3 różnych instrumentach (mandolina, klawisz, gitara), wędrowałem śladami śląskich rzek w poszukiwaniu inspiracji, wplatałem w narracje zarówno fakty historyczne jak i emocje, które moim zdaniem mogli odczuwać Ślązacy 100 lat temu. Długo przygotowywałem się do napisania tej suity, a gdy już zacząłem, pracowałem jak w transie – cieszę się, że wielu słuchaczy docenia kunszt tej kompozycji, to zdecydowanie najważniejszy utwór w mojej karierze.

Jaki był punkt wyjścia przy takich złożonych kompozycjach? Od czego rodziły się pierwsze muzyczne pomysły, związane z poszczególnymi utworami?

WC: Od czasów „Iskier w Popiele” staram się komponować na różnych instrumentach. Nie jestem multiinstrumentalistą – moje umiejętności gry na poszczególnych instrumentach są raczej szczątkowe. 😉 Jednak wystarcza to, by realizować moje twórcze odjazdy. Czasem wymyślając jakiś riff wiem już czego będę potrzebował dalej. Nie ma reguły, staram się ciągle modyfikować swój sposób pracy.

Z jakim odzewem spotkałeś się dotychczas odnośnie płyty „Dwa Żywioły”? I czy masz już jakieś opinie na jej temat z zagranicy, gdzie poprzedni album też zyskał uznanie?

WC: Pierwsze reakcje są bardzo entuzjastyczne. Jest wprawdzie jeszcze  wcześnie, ale wydaje mi się, że „Dwa Żywioły” będą największym krokiem naprzód w mojej dotychczasowej działalności. Japończycy zamówili płyty już w dniu premiery, więc spodziewam się, że druga część tryptyku przebije sukces pierwszej w tym kraju. 😉

Czy możesz zdradzić już coś na temat kolejnej płyty, zamykającej cykl tryptyku?

WC: Mogę zdradzić, że będzie inaczej. Nie przewiduję żadnych powtórek i ponownie słuchacze mogą być zaskoczeni doborem gości. Najbardziej interesują mnie te rzeczy, których jeszcze nie robiłem i jestem bardzo podekscytowany ostatnim aktem tej opowieści!

 

 

Leave a Reply