Małach – „Bartek” [RECENZJA]

Nasz ocena

Nowy album Małacha zatytułowany „Bartek”, to czternaście nowych numerów, na których gościnnie pojawili się: Rufuz, KęKę, Paluch, Ero, Shellerini, Zbuku, Grizzlee. Poznajcie naszą recenzję tej płyty.

fot. okładka albumu

Recenzja płyty „Bartek” – Małach (Sony Music Poland, 2020)

Płyta Małacha „Bartek” miała swoją premierę w piątek 5 czerwca 2020 roku i jest swoistą kontynuacją „Proverbium”, czyli solowego krążka wydanego wiosną 2018 roku. Większość rzeczy się nie zmieniła. Nadal Małach prezentuje się ponadprzeciętnie w swoim wypracowanym stylu, kawałki są w większości trueschoolowe/oldschoolowe, a tematyka po prostu życiowa.

Zmieniła się jedynie wytwórnia, bo zamiast w Prosto Label, Małach wydał płytę za sprawą Sony Music Poland. Jest także ten muzyczny jeden poziom wyżej, na który artysta wskoczył.

Z albumu „Bartek” dostaliśmy singlowe utwory – „Wrrr”, „Z perspektywy taty”, „Wielkie Rzeczy” oraz „Idę”. Zapowiadało się więc obiecująco, gdyż każdy kolejny track różnił się od następnego, lecz nadał utrzymywał jeden niezmienny wysoki poziom. Bartkowi ciężko zarzucić monotoniczność, gdyż nawet jak pozostawał w swoim oldschoolu, to nadal robił to ciekawie. Widać, że nie zabrakło mu pomysłów, jak i chęci ich realizacji. Ma plan na siebie i swoją muzykę, a to najważniejsze.

Krążek to podróż przez ostatni rok/półtora z życia artysty. Jeśli tylko wsłuchacie się w słowa, to znajdziecie tutaj prawdziwe historie opowiedziane przez pierwszoosobowego narratora. Mowa tutaj o problemach, nowych doświadczeniach, zmianach, emocjach, czy życiu z perspektywy ojca. Dostajemy tutaj pełen wachlarz merytorycznej tematyki, lecz nie zabrakło miejsca na artyzm oraz ciekawe instrumentale.

Małach zdecydowanie stawia duży nacisk na słowa i wokal. To ona wystawione są na pierwszy plan i trzeba przyznać, że spełniają swoją rolę należycie. Całość jest absorbująca, dobrze wyważona i atrakcyjnie wyprodukowana. Jedyną rzeczą, którą bym zmienił w tym albumie, to wypełnienie podkładów muzycznych nieco bardziej niekonwencjonalnymi dźwiękami. Brakuje niestety elementu zaskoczenia.

Na tej płycie Małach wychodzi także naprzeciw coraz to mocniej powszechnemu newschoolowi. Dzieje się to w utworze „Trapy”, gdzie podkład muzyczny brzmi jak wyciągnięty z młodzieżowej rapgry, lecz nadal pozostaje w klimatach całego albumu. Co ważne, taka stylistyka i brzmienie nie kłóci się z wokalem artysty. Trzeba przyznać, że eksperyment się udał, gdyż słucha się tego naprawdę dobrze. Poza tym w tekście Bartek pokazuje swoją akceptację wobec popularyzacji newschoolu. Dla niego liczy się wyłącznie szczery tekst i muzyka, a jeśli jakiś utwór mu się podoba to go zapętla, nie patrzy na gatunek muzyczny. Takie podejście stawia go w gronie raperów z otwartą głową. I bardzo dobrze, takich ludzi/muzyków nam aktualnie potrzeba.

Gościnnie udzielili się: Shellerini, Rufuz, Zbuku, Mikołaj Grzywacz, Ero, Paluch, Kękę oraz Grizzlee. Jak widać skład naprawdę może być satysfakcjonujący. Poza tym wszyscy zaprezentowali się na w miarę równym, pomyślnym i estetycznym poziomie. Najbardziej z nich wszystkich intryguje jednak wokal M. Grzywacza. Zajmująca partia wokalna w utworze „Z perspektywy taty” to najlepsza gościnna część na tej płycie.

Album „Bartek” jest idealny dla fanów oldschoolowych/trueschoolowych bitów, niemniej słuchacze nowej szkoły również znajdą w tym miejscu coś dla siebie. Sympatycy Małacha będą zadowoleni. Płyta trzyma poziom i klasę poprzednich wydawnictw, jak solowe „Proverbium” czy „MetRyka” nagrana wspólnie z Rufuzem. Może brak tutaj innowacyjnych zabiegów, lecz Bartek nadrabia to wszystko swoimi walorami artystycznymi.

Mateusz Kiejnig

 

3 odpowiedzi na “Małach – „Bartek” [RECENZJA]”

Leave a Reply