Oreada – „Mówili mi ludzie” [RECENZJA]

Nasz ocena

Łódzka grupa Oreada, która określa graną przez siebie muzykę jako „FolkOFF”, wydała debiutnacką płytę. Album „Mówili mi ludzie” trafił do sprzedaży na początku marca pod naszym patronatem medialnym. Poznajcie recenzję tego wydarzenia.

Płyta „Mówili mi ludzie” to zbiór jedenastu autorskich kompozycji, których teksty inspirowane są przyrodą, miłością i naturą człowieka. Twórczość OREADY to intensywne muzyczne podróże pełne zaskakujących opowieści o wydarzeniach minionych i na wskroś współczesnych oraz interpretacje faktów i legend. Zespół powstał w 2016 roku i zagrał blisko 100 koncertów – wystąpił m.in. na Festivalu v ulicich w czeskiej Ostrawie, Slot Art Festival w Lubiążu, Soundedit Festival w Łodzi czy Muzycznym Studiu Polskiego Radia im. Agnieszki Osieckiej.

Recenzja płyty „Mówili mi ludzie” – Oreada (2020)

Łódzka Oreada potrzebowała czterech lat, żeby wreszcie wydać swój debiutancki album. Płyta „Mówili mi ludzie” w pełni odzwierciedla poczynania zespołu, oddając ich charakterystykę i oryginalność.

Miesiące wypracowywania stylu i krystalizowania się stylu grupy nie poszły na marne. Te piosenki to kwintesencja ich żywiołu. Całość została nagrana bez żadnych zbytecznych wspomagaczy, czyli na tzw. „setkę”. Po prostu weszli do studia i zarejestrowali poszczególne kompozycje, które podkreślają ich naturalność i swobodę w zgrywaniu poszczególnych dźwięków.

Ponoć ich muzyka jest „folkoffowa”. W pewnym sensie takie pojęcie odzwierciedla poczynania zespołu, który z dużą umiejętnością porusza się w organicznych brzmieniach muzyki około-folkowej, ale z wyraźnym sznytem rockowej energii. Stąd nie należy bać się tej płyty, bo Oreada zdecydowanie wykracza poza oczywistą konwencję. Tej naturalności dodają użyte instrumenty (mandolina, akordeon, skrzypce, gitary, a nawet dęciaki).

Dodatkowym, a właściwie głównym atutem jest wokal Kasi Biesagi, zahaczający o niewspółczesne zaśpiewy, ale bez przerysowania interpretujący specyficzną lirykę. A teksty są bardzo ważną częścią całości, bo dotykają tematów bliskich przyrody, ale w dzisiejszej codzienności („Skacz sarenko”), czasami odwołują się też do podań ludowych („Kapliczkowe panny”).

Ich muzyka jest pełna żywego kolorytu i oprócz żywego brzmienia zbliżającego się do folkloru i rockowego przełamania stylu (końcowa część „Mówili mi ludzie”), dostajemy nawet elementy jazzujące („Złudzenia”). To potwierdza, że zespół oprócz rozrywkowej przystępności, wydobył z tych piosenek znacznie większą wartość. Taką szlachetną, potwierdzającą zawodowe podejście do tematu. Nawet jeśli pojawiają się skoczne momenty („Głos”), to są one nagrane ze smakiem. Nie znajdziemy tu żadnego chałturzenia.

Może czasem przydałby się większy rozmach i mocniejsze zaznaczenie refrenów, ale płyta „Mówili mi ludzie” i tak jest doskonałą odtrutką na popową nudę. To przyjemny alternatywny folk, który tak znacząco charakteryzuje ten album. Mamy już Mikromusic, Hash Cookie… teraz przyszedł czas na nieustępującą im Oreadę.

Łukasz Dębowski

 

3 odpowiedzi na “Oreada – „Mówili mi ludzie” [RECENZJA]”

  1. Byłem na koncercie w plenerze i zdobyli moje serce , Muzyka z pasją ….
    Odskocznią a od muzyki puszczanej w mediach ..

Leave a Reply