Na płycie „Maria Magdalena, All Is One” znajdziemy 12 kompozycji Justyny Steczkowskiej i Jakuba Rene Kosika, które są rzadko spotykanym połączeniem muzyki klubowej z wielką orkiestrą smyczkową. Zachęcamy do zapoznania się z naszą recenzją.
Recenzja płyty „Maria Magdalena. All Is One” – Justyna Steczkowska (Royal Concert, 2019)
Jakiś czas temu Justyna Steczkowska zrezygnowała z nagrywania typowych piosenek. Postanowiła poszukać czegoś więcej w głębszej alternatywie, electro, ambiencie, muzyce chilloutowej, a nawet orientalnej. Efektem tych poszukiwań była już „Anima”, która ukazała się w 2014 roku. Jej nowa płyta „Maria Magdalena. All Is One” także nosi znamiona tamtej muzycznej wędrówki. Po raz kolejny pojawiła się też orkiestra smyczkowa Silesian Art Colective.
Warto jednak na początku uściślić pewne rzeczy. To nie jest premierowy album, a to dlatego, że wokalistka udostępniła ten materiał w 2015 roku. Już wtedy można było ściągnąć go za darmo ze strony Justyny. Nie należy też nabierać się na górnolotne słowa o współpracy z producentem Lany Del Rey. A to dlatego, że Daniel Heath wyprodukował jedynie nową wersję utworu „Ave (No Control)”, która ukryta jest jako bonus na tej płycie. Owszem można to uznać za sukces, ale podpieranie promocji tym nazwiskiem, to nie do końca fortunne posunięcie. Całość została zarejestrowana pod czujnym okiem, niemniej zdolnego J.Rene Kosika.
Przeplatanie muzyki orkiestrowej z nowoczesną formą, która została oparta na współczesnym brzmieniu syntezatorów i samplerów, prezentuje się znakomicie. Być może już nie tak świeżo jak 4 lata temu, jednak trzeba przyznać, że klimat wciąż jest niezwykle wciągający.
Na uwagę zasługuje pogłębiający się mistycyzm połączony z wokalizami Justyny Steczkowskiej („Crystal Children”), zmieniający się chwilami w obrazy instrumentalne („Female”). Przepięknie prezentują się orientalne ozdobniki („Zen”) i zmysłowa pulsacja dźwięków („Where Are You, Sophie?”).
Uduchowione oblicze kompozycji wymaga skupienia i zaangażowania. Inaczej ciężko będzie nam dotrzeć do przekazu tych piosenek. Tym bardziej, że strona liryczna nie jest najważniejszą i najlepszą częścią tego albumu. Gdyby rozłożyć teksty na czynniki pierwsze i oderwać od muzyki, to tracą na jakimkolwiek znaczeniu. Poetyckie staje się otoczenie muzyczne i modelowanie słów przez głos wokalistki. Dopiero jako całość wszystko zaczyna mieć sens.
Cieszy fakt, że Justyna tworzy muzykę na własnych zasadach. Z dala od jakiegokolwiek mainstreamu powstał całkiem udany zestaw piosenek, może już nie tak bardzo intrygujący i nowoczesny jak kilka lat temu, ale wciąż bardzo przyjemny. Trzeba jak najbardziej docenić i pogratulować odwagi w tworzeniu sytuacji niekomercyjnych. Umiejętność aranżowania takich projektów świadczy o tym, że równie dobrze wokalistka potrafiłaby nagrać płytę piosenkową, może nawet radiową, a jednak tego nie zrobiła.
Dodatkowy plus za konsekwencję i oderwanie się od bałkańskiej, nieco przaśnej przebojowości krążka „I na co mi to było?”, bo mniej więcej w tamtych właśnie czasach powstała „Maria Magdalena. All Is One”. Nie należy także utożsamiać Marii Magdaleny z religijnością. Raczej chodzi tu o wymiar bardziej duchowy. A poza tym Maria to drugie, a Magdalena trzecie imię wokalistki.
Łukasz Dębowski
Piękna muzyka ale smutna jakaśśś