5 października ukazała się nowa płyta Anny Jurksztowicz pt. „O miłości, ptakach i złych chłopakach”. Jak wokalistka prezentuje się z piosenkowym albumem w dzisiejszej rzeczywistości muzycznej? Przyjrzeliśmy się bliżej temu wydarzeniu.
Recenzja płyty „O miłości, ptakach i złych chłopakach” (My Music, 2018)
Choć niektórzy zatrzymali się na etapie „Diamentowego kolczyka” i „Stanu pogody”, to trzeba nadmienić, że od tamtego czasu wiele się wydarzyło. Anna Jurksztowicz wciąż nieźle sobie radzi. Jej piosenki nie straciły wigoru i błyskotliwego słowa.
Łatwo wyłapać w tych utworach charakterystyczny dystans w opisywaniu historii damsko-męskich, pomimo, że słowa tym razem napisał Michał Zabłocki, a nie jak to bywało wcześniej – Jacek Cygan. Taka jest premierowa płyta wokalistki pt. „O miłości, ptakach i złych chłopakach”, która ukazała się bez większych zapowiedzi i oczekiwań.
Całość prezentuje się bardzo gustownie. Piosenka popularna została otoczona żywym graniem, a przyczynił się do tego świetny zespół, skompletowany na potrzeby tego wydarzenia. Udało się wytworzyć energię, czasem niesioną jazzowym polotem, tworzącej obraz muzyki „pod nóżkę”, ale bez nowoczesnych, czy też dancingowych form muzycznych.
Niebezpieczeństwo w tego typu produkcjach polega na tym, że łatwo wpaść w pretensjonalność i pastisz. Udało się od tego uchronić, zaszczepiając ton elegancji i polotu. „Kogo zechcę tego mam” wprowadza w lekko frywolny, ale jakże wyrafinowany klimat. Kolejny utwór „Popieprzona” to już bardziej funkująco-jazzowe nafaszerowanie muzycznymi pomysłami.
Każda kolejna piosenka różni się od pozostałych. I każdą z nich można by w inny sposób rozkładać na czynniki pierwsze. Z przebojową zagrywką gitary basowej i fortepianu prezentuje się singlowy „Mój książę”. Spokojniej, może zbyt patetycznie, ale równie melodyjnie płynie „Nigdy w życiu nic na siłę”. Czytelnie odzwierciedlają ten album – „Sto papug” i „Titanic”.
Z poczuciem humoru, odpowiednią dawką luzu, a przede wszystkim ze smakiem można zdziałać bardzo dużo. Potwierdza to album „O miłości, ptakach i złych chłopakach”, który wraz z jasnością przekazu staje się nową wizytówką Anny Jurksztowicz. Trafiony zestaw lekkich, ale jakże udanych, a do tego niegłupich kompozycji. Ten album rozchmurzy niejedno niebo tej jesieni, choć muzycznie nie jest odkrywczy, ale za to rewelacyjnie zagrany.
Łukasz Dębowski
Super