Wspominamy jedną z najlepszych polskich płyt 2017 roku. Krążek „Tu” zespołu Lemon zajął drugie miejsce w naszym podsumowaniu albumów z zeszłego roku.
Recenzja płyty „Tu” – Lemon (Warner Music Poland, 2017)
Ciężko jest nagrywać kolejną płytę, jeśli poprzednie dwie były zewsząd bardzo chwalone i docenione. Czego więc możemy spodziewać się po kolejnym albumie zespołu Lemon, skoro tak wiele wartościowej muzyki dostaliśmy już wcześniej?
Okazuje się, że bez powielania własnych pomysłów można stworzyć coś równie (a może nawet bardziej) istotnego niż wcześniejsze dokonania. Nowa płyta pt. „Tu” przygniata ogromem emocji i doznań. W tym całym rozkwicie artystycznym, dostarcza jednocześnie świetnych kompozycji, pogłębionych dodatkowo słowem i osobowością wokalisty.
Tak duża dojrzałość jest imponująca. I co najważniejsze można wejść do studia i po prostu zagrać tę całość „na setkę”, nie tracąc przy tym wiarygodności oraz profesjonalizmu. Ich nowe piosenki są przeszywające i samoistnie skupiające na sobie uwagę.
Tak dzieje się już w otwierającym krążek, tytułowym utworze „Tu”. Nie idąc na łatwiznę dostaliśmy kompozycję wymagającą koncentracji i zaangażowania. To pójście pod prąd oczekiwań w stosunku do Lemona. Lekko snująca się jazzowa melodia na dźwiękach fortepianu nie pozwala o sobie zapomnieć. Podobnie jest z wyciszoną „Kalką”.
Jednak większym zaskoczeniem są momenty mocniejsze, zadziwiające silnym uderzeniem. Nie tylko dobitne ze względów muzycznych, ale także dzięki istocie słowa i niepokojącemu głosowi wokalisty. Dlatego warto zwrócić uwagę na „Tak nie nie”, „Papier” i „Full Moon”. Taka drapieżność nie była dotąd cechą charakterystyczną zespołu. Tym razem szarpią wyraźnie słyszalne, przybrudzone gitary i rozkrzyczany głos Igora. Trzeba przyznać, że robi to duże wrażenie, pozostając w głowie długo po wybrzmieniu wszystkich kompozycji.
No i ta poezja tekstów. Bez silenia się na składnie i rym powstały bardzo intymne, osobiste, wyrwane głęboko z trzewi historie. Można to nazwać niepohamowaną wylewnością literacką.
Piosenka, muzyczny nerw, symbolika słowa, nieprzewidywalna kołysanka emocji… to wszystko tu jest i tworzy we własnym artyzmie coś nieobliczalnie potężnego. Do tego zdecydowanie ważnego. Za kilka lat będzie można wracać do tej płyty z równie intensywnymi wypiekami na twarzy. A do tego wszystko jest takie ludzkie, nieodwracalnie prawdziwe. Czapki z głów. Piękny kawałek muzycznej podróży z Lemonem.
Łukasz Dębowski