„Na wszystko jest miejsce przy stole zwanym sztuką” – Koniec Listopada [WYWIAD]

„Wycieczka poza symulację” to tytuł nowego albumu grupy Koniec Listopada. To doskonała propozycja dla fanów gitarowych riffów i potężnej, rockowej ekspresji. O ich nowej twórczości, ale także o miejscu muzyki rockowej w mediach porozmawialiśmy z wokalistą zespołu – Pawłem Ulitą.

fot. Adam Mikołajczuk

Jaki był początek związany z albumem „Wycieczka poza symulację”? I czym ta płyta jest dla Was w odniesieniu do wcześniejszych albumów?

Pomysł na płytę wykiełkował zaraz po premierze jej poprzedniczki, czyli „Neocoachingu”. Jakoś tak zawsze miałem, że ciągle myślałem na zaś jeżeli chodzi o plany wydawnicze (tak, myślę już o następnej powoli). Staramy się na każdej płycie podnieść nieco poprzeczkę lub przekroczyć własne granice, jeżeli chodzi o formę. Ugryźć to pod innym kątem brzmieniowym i stylistycznym, ale pozostać przy tym wiernym swojemu charakterystycznemu, energicznemu stylowi wyrażania emocji i spostrzeżeń, czy to poprzez muzykę czy poprzez tekst. Miesiąc po premierze, śmiało możemy stwierdzić że nam się udało. Stworzyliśmy coś nowego, jednak słuchacze, którzy nas znają nie mieliby trudu z odgadnięciem wykonawcy, gdyby puścić im pierwszy odsłuch na ślepo.

Jesteście wierni rockowej stylistyce. Czy to znaczy, że taką muzykę macie we krwi i wciąż wierzycie, że jest miejsce dla takiej twórczości, nieco wypieranej ostatnio przez inne gatunki?

Rockowa stylistyka, warczące gitary i rozkrzyczany wokal, to forma ekspresji którą świadomie przyjęliśmy, żeby wyrażać siebie poprzez naszą twórczość. Na wszystko jest miejsce przy stole zwanym sztuką i mamy nadzieję, że to co szczere, autentyczne i prawdziwe znów kiedyś będzie trendem, jeżeli chodzi o muzykę.

Co według Was jest największą wartością albumu „Wycieczka poza symulację”? Czy jest coś, za co szczególnie lubicie nowe piosenki? I czy biorąc pod uwagę gorzką warstwę liryczną można je w ogóle polubić?

Na pewno to, że każdy tu znajdzie coś dla siebie. Jest szybko, skocznie, melodyjnie, ale też melancholijnie i ciężko. Są ludzie, którzy nie kupują naszego eklektyzmu, ale nawet oni mogą odłowić z tej płyty kąski smakujące tylko im. Jeżeli chodzi o warstwę liryczną, cieszę się za każdym razem, gdy słyszę interpretację jakiegoś tekstu zgoła odmienną od mojej. To pokazuje, że udało mi się stworzyć coś uniwersalnego i każdy może czerpać z tego na podstawie własnego sita informacyjnego i własnych doświadczeń. Ponadto, niektórym sporo frajdy może sprawiać odkrywanie drugiego dna, szczególnie jeżeli trochę „pogooglują” tytuły utworów, okazuje się, że otwiera się wtedy nowa perspektywa jeśli chodzi o interpretację.

 

Jak wiele czasu poświęciliście tej płycie, żeby spełniała Wasze oczekiwania? Czy proces tworzenia w Waszym przypadku zawsze wygląda podobnie?

Płyta powstawała dość długo, ukazała się 4 lata po poprzedniej. Z jednej strony wynika to z dość złożonych kompozycji utworów, a z drugiej strony złożyły się na to nasze prywatne perypetie oraz aktywność koncertowa. Chcieliśmy być też w stu procentach pewni, że wypuszczamy coś, w co włożyliśmy całą siłę zanim przyjmie ostateczny kształt. Jeżeli chodzi o proces tworzenia, większą część utworów zrobiliśmy na obozach kompozycyjnych, tj. zamknęliśmy się w domu na peryferiach podczas weekendu i uruchamialiśmy pokłady kreatywności. Bardzo ciekawa forma pracy i na pewno będziemy ją kultywować w przyszłości.

W jaki sposób zdefiniowalibyście to, co można usłyszeć na albumie „Wycieczka poza symulację”?

Energia, ciężar, melancholia, krytyka społeczna, przemyślenia egzystencjalne.

Bardzo wymownym singlem promującym ten album, do którego powstał teledysk, został utwór „cZŁOwiek”. Czy można powiedzieć, że w zapisie tytułu, ale przede wszystkim w przekazie jest poniekąd zawarta wymowa nowego albumu?

Zdecydowanie tak, album stawia dość ponure tezy i zostawia słuchacza raczej z większym zasobem pytań niż odpowiedzi. Wspomniany singiel to rozczarowanie postawami ludzkimi i tym, jak bardzo zezwierzęceni jesteśmy, gdyby nas odrzeć z norm społecznych. Niby mało odkrywcze, ale my neurotycy tak mamy, że zdarza nam się dziwić brutalnymi oczywistościami.

 

Czy jako zespół rockowy spotykacie się z oporem mediów w prezentowaniu Waszej twórczości? Jakie macie w tym przypadku doświadczenia?

Główną przyczyną wszelkiego rodzaju odmów publikacji o nas artykułu, tudzież puszczenia naszej muzyki w radiu jest ciężar gatunkowy – to raczej jest jasne i nie podlega dyskusji. Smutnym jest fakt, że niekiedy stacje radiowe, podające się jako alternatywne i rockowe, uprawiają ghosting wobec naszego kwartetu. Ale to też jesteśmy w stanie zrozumieć ogromną podażą zespołów na rynku.

Ważną częścią twórczości zespołu są teksty, które tym razem są gorzkie, może nawet smutne. Z czego wynika takie spojrzenie na otaczającą nas rzeczywistość? I jak na dzień dzisiejszy czujesz się jako autor tekstów?

Moje teksty zawsze poniekąd będą wziernikiem do mojego wnętrza. A że życie mnie ostatnio nie rozpieszczało, stąd ponure nastroje podmiotów lirycznych w piosenkach na płycie. Zawsze patrzymy na otaczający nas świat przez jakieś szkiełko, ja niestety swoje różowe odłożyłem na chwilę, pisząc teksty na „Wycieczkę poza symulację”. Ale taki był też plan. Mieliśmy ochotę na ostrą i ciężką płytę po ambiwalentnym „Neocoachingu”.

Przez kogo chcielibyście, żeby został zauważony album „Wycieczka poza symulację”? Kim jest Wasz potencjalny odbiorca i do kogo adresujecie swoją muzykę?

Myślę, że każdy znajdzie coś dla siebie. Osoby nieprzykładające zbyt wielkiej wagi do warstwy lirycznej potupią nóżką, a oczytani intelektualiści mogą godzinami zastanawiać się nad tym „co autor miał na myśli”. Staram się czasem zamieszczać jakieś easter eggi, czy to odwołania do poprzednich płyt czy też do literatury. Na pewno szeroko rozumiana społeczność ceniąca sobie rockową, gitarową muzykę doceni ten album.

Jak na dzień dzisiejszy czujecie się jako zespół koncertowy? Czy granie koncertów jest wciąż Waszym głównym powodem, dla którego tworzycie nową muzykę?

Tak, granie koncertów to jeden z głównych powodów, dla których robimy muzykę. Nic nie daje takiego zastrzyku dopaminy jak dobrze zagrany koncert. Poza tym artysta bez odbiorcy nie istnieje, a koncerty to najlepszy sposób, żeby z tym odbiorcą złapać i pielęgnować więź. Koniec Listopada to zespół stricte koncertowy, a na scenie czujemy się jak ryby w wodzie.

 

Jedna odpowiedź do “„Na wszystko jest miejsce przy stole zwanym sztuką” – Koniec Listopada [WYWIAD]”

  1. Powodzenia! Słucham bardzo różnorodnej muzyki, Wasze granie „coś robi”. Teraz b. subiektywnie – to co słyszę, jeśli chodzi o wokal Pawła (z nagrań, nie byłem na koncercie), jest oględnie mówiąc „niestrawne”, nie chodzi o tekst (może trochę momentami grafomaniaczy). Może przegadajcie to z kimś „godnym/poważanym” + wewnętrznie. Dla mnie to na tyle „niestrawne”, że no nie… Może nie tylko ja tak mam? Tak czy siak Powodzenia!

Leave a Reply