Pola Rise – „Anywhere But Here”

Nasz ocena

Pola Rise konsekwentnie od kilku lat buduje własną pozycję na polskim rynku muzycznym. Jej debiutancka płyta zbiera kompozycje powstałe na przestrzeni kilku lat.

Ciągłe podróże, gromadzenie własnych muzycznych inspiracji i koncertowanie także poza Polską, doprowadziły ją do wydania tego albumu. A jaki on jest? O tym w dzisiejszej recenzji.

Recenzja płyty „Anywhere But Here” – Pola Rise (Warner Music Poland, 2017)

Debiutancki album Poli Rise pt. „Anywhere But Here” powstawał na przestrzeni trzech lat. Dosyć długi czas tworzenia tej płyty wokalistka wykorzystywała na realizację własnych pomysłów, podróżowaniu i koncertowaniu. Dzięki temu otrzymaliśmy krążek na którym udało się wyważyć ważność elektronicznych brzmień z akustyką żywych instrumentów.

To rzadka umiejętność w zalewie podobnych produkcji. Tutaj żadna z powyższych form nie została przesadzona. Przez co powiodło się całkowite oddanie klimatu oraz odsłonięcie pięknych melodii, które Pola zaszczepiła w tych kompozycjach.

I choć nie znajdziemy tu śladów czegoś odkrywczego, to słucha się tych piosenek z ogromną przyjemnością. Bo trzeba zaznaczyć, że podobną ścieżką kroczyły już kilka lat temu Pati Yang i KARI. A porównania do Björk można uznać za zasadne jedynie w umiejętnym potęgowaniu wrażeń i obnażaniu własnej wrażliwości.

Nie jest to muzyka stworzona pod duże rozgłośnie radiowe, które już dawno przestały się liczyć w promowaniu nowej jakości na polskim rynku fonograficznym. Nie znajdziemy tu też typowego przeboju, który można śpiewać po pierwszym przesłuchaniu i to nie tylko dlatego, że całość została napisana w języku angielskim.

A szkoda, bo przecież polskie słowa nie są ujmą, czego najlepszym przykładem jest zespół The Dumplings, który równoważąc angielskie i polskie teksty, napisał kilka wartych uwagi piosenek w rodzimym języku.

Duży wkład w ten album miał MANOID, z którym Pola Rise koncertowała jeszcze w 2014 roku. I tutaj trzeba wspomnieć o zbudowanym na marszowym rytmie „No More” (producent i współkompozytor MANOID), gdzie gościnnie pojawił się islandzki band Slowsteps.

Zresztą takich skandynawskich naleciałości (włącznie z sesją zdjęciową zrobioną na Islandii) znajdziemy tu więcej. Porywa nostalgiczny charakter ładnie rozwijającej się kompozycji pt. „Highway”. Ten śpiewny refren pozostaje w pamięci na dłużej.

Jakiś nietutejszy urok posiada też zamykająca całość piosenka ze starannie wplecionym pianinem pt. „The Greatest”. Piękny, wypełniony moment, który skłania do ponownego włączenia tej płyty.
No i ten przepełniony chłodem i niepokojem, z mniejszą ilością elektroniki utwór „Blackstar”. To jeden z najlepszych momentów na tym krążku.

Warto przekonać się samemu jak dobry i wartościowy jest album „Anywhere But Here”. Bez długotrwałej konsekwencji w działaniu, wytyczaniu własnych kierunków twórczych i jasności przekazu, to nie mogłoby się aż tak udać.

Malowniczy charakter piosenek odsłania ambicje do istnienia ważnego rozdziału w muzyce popowej. Kolejnym etapem tego wydarzenia będą koncerty i festiwale.
Jeden z nich to potwierdzony występ Poli Rise w sierpniu na Olsztyn Green Festival.

Łukasz Dębowski

2 odpowiedzi na “Pola Rise – „Anywhere But Here””

Leave a Reply