“Wszyscy (nie)moi mężczyźni” to tytuł konceptualnego minialbumu Moniki Susłyk i towarzyszącego jej bandu. Płyta ukazała się pod naszym patronatem medialnym, a poniżej można znaleźć wywiad z debiutującym zespołem.
fot. Izabela Smigiel
„Wszyscy (nie)moi mężczyźni”, to Wasz debiutancki album. Jaka jest geneza jego powstania, bo przecież nie od razu po założeniu zespołu w 2018 roku, myśleliście pod kątem tworzenia własnych piosenek?
Monika: Przede wszystkim nasza znajomość zaczęła się od lokalnego projektu gospel, który organizowałam w 2018 roku. Zaproszeni przeze mnie wówczas muzycy w trakcie realizacji tego wydarzenia zrezygnowali i chyba tak los chciał, bo wtedy za sprawą Pawła poznałam Nikodem i Filipa. Niby przypadek, ale podobno nie ma przypadków.
Filip: Po tym projekcie mówiąc kolokwialnie „zażarło”. Zaczęliśmy dla frajdy spotykać się na próbach i grać materiał coverowy. Mimo to, jestem zwolennikiem tworzenia i grania własnych piosenek. Starałem się więc namówić Monię do pokazania tego co pisze.
Monika: Ja od dawna pisałam piosenki do szuflady, ale nigdy nie myślałam o tym, że kiedyś niektóre z nich „wyjdą na wierzch” i ujrzą światło dzienne. W czasie pandemii, by zapewnić sobie trochę rozrywki zaczęliśmy pracować nad kilkoma moimi utworami, nie myśląc jeszcze o tym, że powstanie nasza płyta. Pod koniec 2021 roku chłopaki wyszli z inicjatywą nagrania kilku utworów i sprawdzenia się w nowej sytuacji i roli. Na początku miałam opory, ale w sumie… raz się żyje prawda? I tak w lutym 2022 machina ruszyła i już nie chciałam jej zatrzymywać 😊
Od strony tekstowej jest to album konceptualny, natomiast pod względem stylistyki muzycznej dostaliśmy dosyć eklektyczny materiał. Czy zależało Wam na tym, żeby muzyka była różnorodna, a może stało się to zupełnie przypadkowo?
Monika: Pomimo tego, że nie wierzę w przypadki, to był przypadek (śmiech). Zanim poznałam chłopaków, w swojej twórczości byłam bardzo romantyczna i balladowa. To znajomość z chłopakami otworzyła mnie na inne gatunki i formy. Chłopaki uwielbiają groove, szybsze tempo, skomplikowane pochody akordowe. Musieliśmy się w tym odnaleźć i pójść na jakiś kompromis. 😊 Piosenek mieliśmy nieco więcej niż znajduje się na płycie, ale nie zostały zamieszczone na albumie, bo nie pasowały mi do historii, a pomysł konceptualnego albumu nie mógł wyjść mi z głowy. Te siedem piosenek, w moim odbiorze, stanowi pełną historię miłosną, zarówno w tekście, jak i w muzyce – różnym emocjom zawartym w tekście odpowiadają różne mieszanki muzyczne.
Nikodem: Wypuszczając ten album chcieliśmy także zobaczyć, co bardziej przemówi do słuchacza.
Paweł: Poza tym, nie chcemy zamykać się na jeden styl muzyczny. Lubimy eksperymentować i próbować nowych rzeczy. Może z czasem jakoś się określimy muzycznie.
Monika: Myślę, że już się to klaruje, bo kolejne piosenki są dużo bardziej spójne stylistycznie.
W utworze „Miami” usłyszeć można wyraźniej zaznaczone instrumenty klawiszowe, a w „Dwoje troje” pojawia się nawet lekkie bujanie reggae. Czy ta zabawa konwencją określa w jakimś stopniu Wasze inspiracje muzyczne?
Monia: Ja tworzę taką muzykę, jakiej bym chciała słuchać. Chłopaki mi w tym pomagają. Gdy tworzę, nie mam nigdy konkretnej inspiracji w swojej głowie, po prostu strumień świadomości spływa na kartkę i klawiaturę. Dopiero gdy chcę wyjaśnić kolegom, jak to ma mniej więcej brzmień w mojej głowie pojawiają się konkretne tytuły piosenek, często takich, których już kilka lat nie słuchałam!
Filip: Gramy to co lubimy, ale też gramy w taki sposób, aby skutecznie nadać kształt tym utworom z naszym instrumentarium. Każdy z nas ma swoje muzyczne nawyki, ulubione rozwiązania harmoniczne itd., a to co z naszych połączonych muzycznych pasji wychodzi przejawia się w utworach. Monika przynosząc piosenkę na próbę ma na nią zazwyczaj dość konkretny pomysł. Potem często go razem naginamy, a czasem trochę psujemy, tak, żeby zagrał razem z nami.
Monika: Oj, a jak czasami przy tym się denerwuję! (śmiech) Najczęściej jestem pewna swoich pomysłów, ale lubię także różne eksperymenty. Często też zagrany na próbie jakiś fragment w innym stylu „do śmiechu” staje się inspiracją do totalnego wywrócenia i tempa i stylistyki, tworząc wtedy nową jakościowo opowieść.
Czy ten materiał stanowił dla Ciebie jakieś wyzwanie od strony wokalnej? Czy pisząc własne piosenki myśli się od razu, jak zostaną one zaśpiewane?
Monika: Jest to bardzo ciekawe pytanie. Myślę, że każdy materiał stanowi wyzwanie, w coverach jest się porównywanym z innym artystą, zwłaszcza jeśli są to evergreeny. W autorskich piosenkach trzeba umiejętnie pokazać emocje, treść i wiele innych aspektów. Z reguły wychodzi tak, że jak piszę piosenki dla kogoś – bo tym też się zajmuje – są one dużo łatwiejsze niż te które piszę sobie. I nie robię tego celowo (śmiech). Gdy piszę własne piosenki zawsze jestem w emocjach i nie zwracam uwagi na aspekty techniczne, tylko „czucie”, współgranie tekstu i melodii, emocje. A potem, gdy już piosenka zostaje zaakceptowana przez chłopaków i zaczynamy nad nią pracować, marudzę na próbach, że znów napisałam sobie trudny numer (śmiech). Na szczęście ćwiczenie własnych piosenek sprawia mi dużo frajdy.
Pierwszy singiel „Co przyniesie jutro” zdecydowaliście się wydać pod koniec 2022 roku. Co to jest dla Was za utwór i czy faktycznie był pierwszą propozycją, która powstała z myślą o debiutanckiej płycie?
Filip: Tak to jest pierwsza piosenka, która „dobrze” nam zagrała na próbach i zrobiła apetyt na więcej, trochę też pokazała że jest sens się starać i pracować. Piosenka jednak nie określiła stylu zespołu i nie pozostaliśmy na stałe w klimacie dance’owym.
Monia: Dodam, że powstała ona w tramwaju, zarówno tekst, jak i linia melodyczna z akordami tworzonymi na pianinku z aplikacji w telefonie. Nie mogłam się doczekać, aż pokażę ją chłopakom i czułam, że to nam „siądzie”. Dwa zdania wstępu na próbie, i klimat zrobił się sam.
Co według Was jest największą wartością albumu „Wszyscy (nie)moi mężczyźni”? Czy można powiedzieć, że za coś szczególnie lubicie te piosenki?
Monia: To jest dopiero trudne pytanie… Wypowiem się za siebie. Zdaję sobie sprawę, że bardzo mało ludzi w ten sposób słucha muzyki – mam na myśli analizowanie tekstu i muzyki, ich połączenia, dlaczego taki akord przypada akurat na ten fragment tekstu, dlaczego właśnie w tym miejscu jest bridge. Ja często jak piszę to stosuję takie zabiegi, które w mojej głowie spajają piosenkę w całą historię – nie, że muzyka sobie, tekst sobie. I wydaje mi się, że to jest właśnie największą wartością tej płyty.
Paweł: Dla mnie właśnie ta różnorodność stanowi o wyjątkowości.
Monia: Dodałabym do tego jeszcze ten kobiecy pierwiastek, że wszystkie te emocje, które chciałam przekazać głównie – z tego co słyszę oczywiście – trafiają do kobiet.
Czy ten album należy uznać za zamknięty projekt? A może wręcz odwrotnie, jego forma jest na tyle otwarta, że moglibyście dopisać do niego kolejne części?
Monia: Na luty 2022 ta płyta była dla mnie zamkniętym projektem, nie chciałam nic dodawać, żeby też nie przegadać tematu nieszczęśliwego związku. Dziś byłabym otwarta na kolejne rozdziały tej historii – niektóre piosenki powstały 8 lat temu, więc przez ten czas ukształtowałam w sobie własne poglądy na temat relacji damsko-męskich.
Nikodem: A ja uważam, że nowe piosenki są już nieco inne, spójne stylistycznie i treściowo, więc po co dokładać do poprzedniego wydania, jak można stworzyć coś świeżego, nowego.
Monia: Jak zawsze u nas, zdania podzielone (śmiech). To prawda, podążamy stylistycznie już w nieco innym kierunku, ale nadal jest to Monika Susłyk Band.
Czy historie zebrane na ten album, których łączy koncepcja – są zbiorem przemyśleń zebranych z własnego doświadczenia? A może z obserwacji innych osób, ich relacji, zachowań, które ukształtowały poszczególne teksty?
Monia: Tajemnicze połączenie własnych przeżyć i przeżyć bliskich mi osób, ale obiecałam sobie i innym, że nie zdradzę, która piosenka opowiada o czyich emocjach.
Czy tworząc własne piosenki staraliście się w jakiś sposób wyróżnić, żeby można było śmiało powiedzieć, że to, co tworzycie jest charakterystyczne tylko dla Was? Czy w ogóle myśli się o takich rzeczach, gdy dopiero zaczyna się tworzyć własną markę?
Monia: Wiesz co? Jeśli naszym celem od samego początku byłoby wydawanie piosenek, a nie testowanie siebie i swoich granic, to myślę, że szukalibyśmy uważniej takiego wyróżnika. Tak jak już wspominałam, wydanie płyty to efekt uboczny naszych spotkań w sali prób (śmiech). Nie planowaliśmy tego. Teraz zwracam już dużo bardziej uwagę na produkcję, tworzenie marki i wiele innych aspektów, które tworzą artystę jako spójną całość. Wiele też się nauczyłam podczas wakacyjnych kursów np. Summercamp Tak Brzmi Miasto, czy też na tegorocznych showcase’ach. Oczywiście łatwiej by było, gdyby każdy zaczynający artysta miał A&R, czyli osobę, która instruuje Cię co masz zrobić, dba na każdym poziomie o rozwój twojej kariery począwszy od procesu powstawania piosenek, skończywszy na negocjowaniu umów, czy kręceniu teledysków. Mimo to, jestem wdzięczna sobie za to, w jakim punkcie obecnie się znajduję i za to, że metodą prób i błędów sama do tego doszłam. Nikt nie uczył mnie jak przygotować się do studia, jak promować muzykę, na co zwrócić uwagę przy tłoczeniu – do wszystkiego doszłam sama i śmiało mogłabym wydać poradnik „Jakich błędów nie popełniać w procesie wydania singli i płyty?” (śmiech).
fot. okładka płyty
Co dla Was, jako debiutantów jest dla Was najtrudniejsze w działalności artystycznej? Czy spotkaliście się z oporem pokazania szerzej Waszej twórczości, np. w rozgłośniach radiowych? A może macie pod tym względem zupełnie inne doświadczenia?
Monia: Przeciwności jest więcej niż sprzyjających okoliczności (śmiech). Ale ja lubię przeciwności, bo jestem typem osoby co jeśli nie wejdzie drzwiami, oknem to kominem – ale wejdzie (śmiech). Mówiąc poważnie, sam proces powstawania muzyki, czyli komponowanie, aranżowanie, nagrywanie, tworzenie teledysków – jest najpiękniejszym dla mnie procesem. Wszystko co dzieje się potem, czyli umowy, promocja, marketing dla osoby DIY jaką jestem, często „zabija” we mnie pasję do grania i tego pierwszego procesu, przez co zapominam, co tak naprawdę sprawia mi największą frajdę w mojej pasji. Poza tym, pasja muzyka na tę skalę na którą my się chcemy wdrapać, to bardzo drogie hobby i nie próbujcie tego w domu (śmiech).
Paweł: Według mnie, największym problem jest zorganizowanie koncertów, zarówno plenerów, jak i koncertów w klubach lokalach. Mam wrażenie, że organizatorzy boją się zaryzykować i zaprosić kogoś nowego ze swoim świeżym, autorskim materiałem.
Monia: Dokładnie tak! A szkoda, bo takie wsparcie dla debiutujących artystów ze strony klubów, domów kultury czy innych instytucji jest bardzo potrzebne. Ja uważam, że gdy tylko się chce, można dla każdej ze stron wynegocjować korzystne warunki współpracy, i nie chodzi tutaj o wielkie pieniądze.
Nikodem: Rozgłośnie radiowe też nie zawsze chcą współpracować, bo nie mamy jeszcze „nazwiska”.
Monia: Ale na tym polu jest zdecydowanie większe rozluźnienie i większa chęć zaprezentowania twórczości szerszej publiczności. Troszkę tego wymieniliśmy, ale trzeba być cierpliwym, robić swoje i się nie zniechęcać. Choć właśnie to jest chyba najtrudniejsze.
Co będzie dla Was najważniejsze, jeśli chodzi o koncerty? Całkowite oddacie charakter tych piosenek na koncertach, a może pozwolicie sobie na odrobinę szaleństwa i pokażecie się z jeszcze innej strony?
Monia: Udaje nam się zabookować od kilku do kilkunastu koncertów w roku, najczęściej są to miejsca skrajnie od siebie różne, więc nie wiemy czego możemy się spodziewać od publiczności, od techniki, atmosfery itd. Jesteśmy zatem bardzo elastyczni, na każdym koncercie chłopaków ponosi na nieznane wody, zmieniając formę utworu tak, że wychodzi takie nasze małe jam session (śmiech). Na bis improwizujemy zawsze jakiś cover podany przez publiczność, więc też umiemy wyjść ze strefy komfortu i dobrze się bawić na scenie. Jeśli chodzi o piosenki z płyty, chcemy je przekazać wiernie, w takich aranżacjach, jakie można usłyszeć na płycie – słuchacze dopiero poznają naszą muzykę, więc nie chcemy dawać im w tym zakresie dezorientacji idąc w myśl za zasadą, że najbardziej podobają się nam utwory, które już kiedyś słyszeliśmy.