“Eksperyment człowiek” to tytuł trzeciego albumu rockowej grupy Andareda, który swoją premierą miał 10 września. To powrót zespołu po 12 latach, dlatego tym bardziej zachęcamy do zapoznania się z naszą recenzją tego wydarzenia.
fot. okładka albumu
Recenzja płyty „Eksperyment człowiek” – Andareda (2023)
Powrót to zacny, bo po 12 latach – tyle czasu minęło od krążka „W pobliżu rzeczywistości” – przypomniał o sobie jeden z ciekawszych zespołów rockowych (rock progresywny), od zawsze tworzących muzykę w zgodzie z własną ideą. Mowa tu o grupie Andareda, która powróciła w doskonałej formie, rozpisując własną twórczość w jeszcze dojrzalszy, a tym samym niezwykle poruszający sposób. Ich nowy album „Eksperyment człowiek” (pandemia przeszkodziła prace nad nim kilka lat temu), to propozycja dla wyrafinowanego słuchacza, który z lekkim sentymentem patrzy na muzykę gitarową lat 80. i 90.
Nie znaczy to, że powstał projekt archaiczny, raczej dostaliśmy kompozycje czerpiące z klasycznych odmian rocka, ale z własnym pomysłem na ukształtowanie całości w dzisiejszych czasach. Zresztą nie ma nic złego, że grupa pod dowodzeniem Piotra Skałki (wokalista, autor tekstów, instrumentalista) wciąż dostrzega wartość w muzyce, będącej nieustannie esencją wielu gatunków około rockowych. W ich twórczości nie znajdziemy jednak łomotu gitarowego, raczej dostaliśmy subtelne motywy utkane z precyzji wykonawczej i zawodowego rozpisania instrumentów, co może kojarzyć się z rockiem progresywnym (choć tutaj bywa bardziej powściągliwie).
Dlatego zwraca uwagę delikatna, wręcz poetycka suita „Nieżałość”, czy awangardowo rozwinięta, jakże rasowo brzmiąca – i także instrumentalna – „Nowa planeta”. Na płycie znajdziemy też kilka zaskakujących momentów, gdzie dużą rolę odgrywa siła instrumentów klawiszowych, które budują zdecydowanie wyrafinowany klimat („Sekrety gry”). Niektóre propozycje mają jasno określoną, pop-rockową melodykę („Fałszywy cel”), a ten piosenkowy wydźwięk nie jest niczym wątpliwym estetycznie, nawet jeśli bywa lżej, może nawet bardziej oszczędnie. Nie znaczy to oczywiście, że każdy utwór jest na jednakowym poziomie artystycznym („Cały mały świat”), dlatego lepiej wypadają numery alternatywne, podszyte czymś magnetycznie wytrawnym, choć opartym głównie na akustycznych dźwiękach („Pożeracz wnętrz”). Interesującym akcentem jest także tytułowy „Eksperyment człowiek„, który składa się z jakby z różnych motywów, gdzie mantryczna rytmika przemienia się w szerokie pejzaże progresywne. Ciekawostką jest także dodanie – piętnastominutowego! – kawałka „Książe emocji” (propozycja z 1997 roku).
To przenikanie się poszczególnych elementów tworzy głęboki nastrój, będący podstawą do przedstawienia tego, co niesie warstwa liryczna. I właściwie bez tego ten album nie miałby pełnej racji bytu. Tutaj pojawiają się tematy związane nie tylko z miłością, ale też z próbą umiejscowienia człowieka w teraźniejszości, którego wciąż dotykają cierpienia, rozterki, uniesienia, upadki („Wstydzę się Twoich łez, bo wiem, że przeze mnie / Tylko Ty tak patrzysz na mnie, jakbym nie był zły”). Dotyczy to czasem człowieka zagubionego, choć wciąż poszukującego swojego miejsca. A autor nie używa wyszukanych metafor do przekazania niektórych treści – bywa bezpośredni i to nawet jeśli chodzi o śmierć.
Sam artyzm został nierównomiernie rozpisany, choć dostaliśmy album, który dotyka podejściem do samej formy muzycznej, sprawnością poruszania się po gatunkowej różnorodności i wielu poziomach emocjonalnych związanych z samym przekazem. Do tego słychać, że jest to projekt solidny jeśli chodzi o wykonawstwo, ale też absolutnie przenikliwy, intensywny, przemyślany i spójny pod względem odgórnie przyjętej koncepcji. Poza tym „Eksperyment człowiek” zaczyna i kończy się na każdym z nas, dlatego w wielu momentach jest tak po ludzku ważny.
Łukasz Dębowski