Zespół MØW to miks osobowości z odważnymi marzeniami. Jakiś czas temu ukazał się ich drugi album – “W jednym pokoju”, którego recenzję można znaleźć w naszym portalu.
fot. okładka albumu
Recenzja płyty „W jednym pokoju” – MØW (2021)
„W jednym pokoju” to znacznie dojrzalszy materiał, jeżeli zestawimy go z pierwszym albumem zespołu MØW. W nowych propozycjach łatwo zauważyć szeroki wachlarz muzyczny, także jazz stanowi większe źródło inspiracji, znacząco uszlachetniający ich obraz. Wytrawniejszy charakter nie przesłania jednak popowej lekkości, bo warto dodać, że wiele z tych kompozycji wciąż ma tkankę piosenkową.
Pomimo mocniejszego nasilenia artystycznego, łatwo dostrzec zabawę konwencją, co daje możliwość większego zasymilowania się z poszczególnymi utworami. Pomaga w tym komunikatywny – choć nasycony niemałą ilością treści – język wokalistki Ani Bratek, która śpiewa wyłącznie w języku polskim. Stąd słowiańska wrażliwość mocno przebija się na pierwszy plan i sprawia, że jasność przekazu staje się jeszcze bardziej wymowna.
Na pewno uplastycznienie całości pod względem słów nie było łatwe, czasem to słychać, choć ostatecznie bronią się one, bo opisują to, co ludzkie w sposób bliski każdemu z nas. Same kompozycje są umiejętnie rozbudowane, a więc pojawiają się ciekawie rozwinięte harmonie, co powoduje, że ich wydźwięk ucieka od banału i przewidywalności. Warto dodać, że płyta została nagrana „na setkę”, przez co każdy utwór ma organiczną strukturę. Zespół w pewien sposób rzeźbił ich formę, dodając do całości indywidualnego kolorytu.
Łatwo wyczuć także osobliwą wymianę energii pomiędzy poszczególnymi muzykami. A skład grupy jest niezwykle interesujący – Aga Derlak (wybitna pianistka, tutaj – fortepian i organy Hammonda), Mateusz Szewczyk (bas) oraz Adam Wajdzik (perkusja). Wśród gości usłyszymy jednego z najbardziej wziętych producentów – Tomasza „Harry” Waldowskiego, który (uwaga!) zaśpiewał i to w towarzystwie Cypriana Baszyńskiego (znakomity trębacz młodszego pokolenia jazzowego). Właściwie utwór „Dziennik” to jedna z najciekawszych propozycji – niepokojąca, powoli rozrastająca się w szerszą formę muzyczną, nabierająca nieprzesadnego rozmachu, a jednocześnie emocjonalnie intensywna.
Niespodzianką jest również zamykająca album – „Etiuda o samotności (piano version)”, gdzie wokal Ani Bratek staje się ujmująco klarowny, a jednocześnie z kunsztem łapiący subtelności, które ta propozycja kryje. A wszystko dzieje się jedynie w towarzystwie Bogdana Hołowni, który zasiadł za fortepianem. To taka „kropka nad i” całości, chociaż mamy też inną – rozpisaną na organy Hammonda – wersję tej piosenki.
Mówiąc o gościach nie można pominąć Basi Derlak, cudownej wokalistki z zespołu Chłopcy Kontra Basia, posiadającej warunki do tego, by odnajdywać się w różnych sytuacjach muzycznych. Stąd jej melodeklamowany fragment nie jest aż tak bardzo zaskakujący, choć dodaje niewątpliwej ważności „Szerokiemu sercu” (świetny tekst).
Ania Bratek pokazała spore spektrum własnych możliwości wokalnych, przy jednoczesnym zachowaniu dużej czujności. W takiej przestrzeni muzycznej można przesadzić z ilością ozdobników, ale na szczęście artystka z łatwością przemieszcza się po skalach, nie przerysowując nadmiernie żadnego z utworów. W tej materii też słychać znaczący progres względem pierwszej płyty bandu.
Być może nie każda z piosenek ma taką samą siłę rażenia. Rozmaitość kompozycyjna nie pozwoliła jednak nadmiernie przeciążyć całości, dlatego możemy złapać oddech przy okazji luźniejszych momentów („Radosna piosenka”). W ogólnych rozrachunku, to barwy album, zachwycający rzeczowym podejściem do profilu artystycznego. Dlatego „W jednym pokoju” daje możliwość odnajdywania w nim wielu kolorów, które różnorodnie mienią się w zależności od zmian naszego stanu emocjonalnego. Do tego pewne uporządkowanie nie ugrzeczniło tego materiału, a nadało mu wręcz stylu i znaczącego charakteru.
Łukasz Dębowski