“Vena Amoris”. To druga solowa płyta Anity Lipnickiej nagrana po sukcesach z Johnem Porterem. Album ukazał się w październiku 2013 roku.
Nawet wielu fanów niekoniecznie pamięta ten album. A przecież to jedna z ciekawszych propozycji Anity Lipnickiej. Mniej komercyjna, ale jakże urokliwa. „Chciałam nagrać coś, co nie będzie przypominało żadnych moich wcześniejszych dokonań, ani kojarzyło się z niczym co można usłyszeć na naszym rodzimym rynku muzycznym” – zdradza Anita. „Postawiłam na niekonwencjonalny zestaw kolorów i vintage’owe brzmienia, instrumenty takie jak pedal steel, banjo, wibrafon czy Wurlitzer”. Nagrań dokonano w 8 dni „na żywo”.
Recenzja płyty „Vena Amoris” – Anita Lipnicka (2013)
Anita Lipnicka na swoim kolejnym solowym krążku „Vena Amoris” czaruje bogactwem pięknych melodii. Bo to one wysuwają się na pierwszy plan, dopiero później dotyka nas dojrzałość osadzona w klarownej alternatywie, nasączona dużą porcją vintage’owych dźwięków.
Niemodne brzmienia instrumentów (od banjo po wibrafon) oparte na przejrzystości twórczej stanowią trzon tej muzyki. To one nadają większej konkretności twórczej, poniekąd uzupełniając poprzedni album Anity „Hard Land of Wonder”.
Nowy zbiór piosenek nie kojarzy się z niezapomnianym projektem stworzonym przed lat z Johnem Porterem. Choć tamten trop muzyczny wyznaczył dalsze poszukiwania artystki, która tym razem pojawiła się z niezwykle intymnymi historiami. Na „Venie Amoris” Anita pokazała po prostu wszystko to, co gra głęboko w jej duszy, uciekając w ten sposób od komercyjnych, nadmiernie wyświechtanych motywów, które miałyby zaprowadzić te utwory na listy przebojów. Jest za to bardzo kobieco, a przy okazji kameralnie.
Szczególnie ładnie w melancholijnym tonie jawi się nie do końca spokojny charakter ballady zatytułowanej „Sen Laury„. Ciekawie wypadają również stonowane, ale też oszczędne w warstwie muzycznej kompozycje „Trzecia zima” i „Za dużo aniołów„. W tej drugiej szczególnie mocno czuć inspiracje folkiem, bluesem i country. Ten, jakby mogło się wydawać odległy biegun muzyczny, niepodparty naleciałościami pseudo-muzycznymi odnosi się do prawdziwej tradycji i w twórczości artystki nie trąci banałem i sztucznością.
Esencja muzyki z pewnych regionów, dalekich od słowiańskich elementów, nadaje dużej autentyczności, a do tego świetna realizacja powoduje, że bez kompleksów można odtwarzać ten album wielokrotnie. Do tego udane polskie teksty powodują, że zasłuchiwanie się w tych piosenkach sprawia ogromną przyjemność. Uderzając w sedno wytrawnej muzyki i niewyświechtanego słowa powstał jeden z najciekawszych krążków Anity Lipnickiej.
Łukasz Dębowski