„Podeszłam do wszystkiego bez planu i to po prostu zadziałało” – Zalia [WYWIAD]

„Kocham i tęsknię” to debiutancki album Zalii, który ukazał się pod koniec 2022 roku. Z tej okazji porozmawialiśmy z wokalistką o jej muzycznych poszukiwaniach, inspiracjach, wielu duetach i życiu pomiędzy Warszawą a Londynem. Zapraszamy na nasz wywiad z Zalią.

fot. Klaudia Piekarska

Z każdym nowym singlem docierasz do nowego grona słuchaczy, masz większy odbiór i jak się okazuje zdobywasz coraz większą popularność. Jak oceniasz to, co dzieje się obecnie wokół Ciebie?

Nie miałam planu na to, co teraz się dzieję. Ja po prostu tworzę i studiuję muzykę. Każda rzecz z tym związana jest wykonywana przeze mnie na 100 procent. Wszystko co nagram, wypuszczam w świat, a później nie mam już wpływu na to, co z tym się dalej wydarzy.

Nie nagrywam piosenek pod radio, tylko takie, które czuję całą sobą i które autentycznie mi się podobają. Są to utwory, których sama chciałabym słuchać, bo powstały na bazie moich inspiracji. Lubię polski rap i muzykę alternatywną. Często do nich sięgam, przetwarzam w sobie różne ich elementy i tak rodzą się moje piosenki. Bardzo mi miło, że później dociera to do słuchaczy, którzy chętnie sprawdzają moje propozycje. Podeszłam do wszystkiego bez planu i to po prostu zadziałało.

Czyli nie kalkulowałaś niczego pod kątem zapraszania poszczególnych gości, którzy pozwalają Ci dotrzeć do jeszcze większego grona słuchaczy? W końcu było ich już wielu.

Jedynie nad czym się zastanawiam, zapraszając różnych ludzi do współpracy, to czy będzie pasował do danej piosenki. Do utworu „Zaraz wracam” nie zaprosiłam Mroza, bo czułam, że to nie jest odpowiedni numer dla niego, a mogłabym to zrobić, bo ma ogromną liczbę odbiorców. Do tego numeru pasował mi ktoś inny – myślałam, że będzie to Meek oh Why? lub Vito Bambino. W końcu wszedł w to Meek oh Why?, z czego bardzo się cieszę. Nie był to przypadkowy artysta, bo znam się z nim także prywatnie. Zawsze do utworów zapraszałam ludzi, którzy byli mi z jakiegoś powodu bliscy. Nie mógł to być nikt przypadkowy, ani ktoś, kto miałby mi pomóc jedynie złapać zasięgi. Nie o to w tym wszystkim chodzi. Dlatego do utworu „Plany” zaprosiłam Lacklustera, bo czułam, że to właśnie on odnajdzie się w tym kawałku znakomicie. Zresztą Lackluster podesłał mi bit, a później ja dopisałam refren. Wszystko dalej samo popłynęło.

 

Zanim pojawiła się Twoja debiutancka płyta „kocham i tęsknię” wydałaś bardzo wiele singli. W takim razie, czy moment wydania pierwszego albumu był dla Ciebie w ogóle ekscytujący?

Faktycznie wydałam wiele utworów, wszystko działo się jakby po drodze kolejnych premier singli. Co ciekawe, miesiąc przed ukazaniem się albumu nie wiedziałam jeszcze do końca, na kiedy dokładnie planowana jest jego premiera. A samo wydanie płyty było dla mnie bardzo ekscytujące, właściwie można powiedzieć, że był to wybuch emocji. W dniu premiery byłam tak przytłoczona różnymi odczuciami, że właściwie przestałam czuć cokolwiek. Wiesz, kiedy sama nagrywałam pierwszy singiel „Sierpień” dla Agory, to nie wiedziałam, gdzie on mnie zaprowadzi. Po prostu cały czas nagrywałam, aż przyszedł ten moment związany z płytą. To były długie dwa lata, które przypieczętowałam albumem „kocham i tęsknię”.

Czy możesz powiedzieć, że miałaś dużo szczęścia, mogąc podpisać kontrakt na całą płytę z dużą wytwórnią?

Nie nazwałabym tego do końca szczęściem. W końcu długo pracowałam na to, co później przełożyło się na możliwość wydania płyty. Wielu artystów czeka na to, że coś im w odpowiednim momencie spadnie z nieba. I to jest błąd. Przecież tworzenie piosenek, to jest wieczne próbowanie, ciągłe dążenie do czegoś, poszukiwanie… W międzyczasie próbowałam dostać się do różnych programów, ale bez skutku. Później podjęłam naukę w dwóch szkołach muzycznych i brałam udział w wielu konkursach wokalnych. Ciągle próbowałam i tym sposobem odkrywałam własną drogę, licząc na to, aż ktoś zainteresuje się moją muzyką.

Czy to, że nie dostawałaś się do różnych programów, nie podcinało Ci skrzydeł?

Z czasem doceniam, że gdzieś tam się nie dostałam (śmiech). Nie miałam wielkiego ciśnienia, żeby w nich zaistnieć. Żaden z programów nie był moim wielkim marzeniem. Nie jestem showmanką, dlatego aż tak bardzo nie zależało mi na tych programach, choć nie ukrywam, że startując, chciałam przejść do kolejnego etapu. Show lubię zrobić na własnym koncercie, w moim naturalnym otoczeniu, ale nie w telewizji. W ten sposób próbowałam po prostu, co działa, a co nie. Grałam też w musicalu, a nawet robiłam dubbing. Wszelkie moje doświadczenia były mi potrzebne, bo dzięki temu mogłam dotrzeć do miejsca, w którym jestem obecnie. Wiem już co lubię, a co nie jest dla mnie wartościowe.

Ważne są także miejsca, w których przebywasz, bo jak sama mówisz „czerpiesz z różnorodności wielkich miast”. Jak można to przenieść do tego, co znalazło się na Twojej debiutanckiej płycie? Które miasto – Londyn czy Warszawa – jest teraz Twoim ważniejszym miejscem?

To prawda. Obecnie mieszkam w Londynie, tam też się uczę. Tam czuję się swobodnie i niezależnie, ponieważ wynajmuję studio z przyjaciółką i za wiele rzeczy odpowiadam sama. W Warszawie, także mam swój kąt, ale mieszkam z rodziną, która odciąża mnie w różnych sprawach. Czasowo jestem pół na pół w każdym z tych miast. Cały czas jestem w podróży, co czasem bywa męczące. Dlatego różne miejsca w tych miastach i ludzie, z którymi współpracuję, są ważną częścią mojej muzyki.

 

Co daje Ci szkoła w Londynie? Czujesz, że pobyt tam, to dobrze wykorzystany przez Ciebie czas?

Tam studiuję wokal i kompozycję, i jest to coś zupełnie innego niż szkoła w Warszawie, w której też się uczę. Cieszę się, że poszłam na studia w Londynie, bo poznaję tam różnych ludzi, a szkoła sprawia, że jestem bardziej zorganizowana. W Londynie nauczyłam się produkcji muzycznej, stałam się świadoma w wielu kwestiach technicznych, bo gdy wchodzę do studia nagrań, wiem chociażby jaki chcę użyć mikrofon. Teraz uczę się podkładać instrumentale do filmów, co mnie bardzo kręci, bo kiedyś chciałabym zostać kompozytorem muzyki filmowej. W Londynie nauczyłam się pracy w studio – czym nagrywać poszczególne instrumenty, w jaki sposób układać wokale itd. To jest bardzo potrzebna wiedza pomagająca mi z łatwością porozumiewać się z muzykami. Potrafię wykorzystać zdobytą teorię w praktyce, co jest dla mnie bardzo ważne.

Czy to znaczy, że gdy nagrywałaś piosenki pod kątem albumu, miałaś wszystko dokładnie przygotowane?

To nie do końca tak, bo jestem bardzo otwarta na współpracę z muzykami. Poza tym nie jestem multinstrumentalistką – potrafię grać głównie na fortepianie. Dlatego wiem, że sugestie gitarzystów będą ciekawsze od moich, bo oni poświęcają temu mnóstwo czasu i potrafią przełożyć to na muzykę. Zdarzyło się tak, że przyniosłam utwór „Bezsensownie” i wiedziałam, co i jak dokładnie ma w nim wyglądać. Wymyśliłam akordy, melodię, tekst oraz pomysł na gitarę basową. Powiedziałam także w jakim to ma być konkretnie klimacie. Producent Leon Krześniak zrobił więc wszystko, tak jak sobie wymyśliłam. Zupełnie inaczej wyglądała natomiast praca nad „Grawitacją”. Z gitarzystą Brianem, który uwielbia jazzowe harmonie, szukaliśmy wspólnie pomysłów na ten numer. Sama miałam bardziej klasyczny pomysł na ten numer, ale we współpracy z Brianem znaleźliśmy świetny jazzowo-alternatywny kompromis i finalnie wyszło to naprawdę dobrze.

W jaki sposób zbierasz własne pomysły na piosenki? Miewasz sytuacje, że coś Ci nagle wpada do głowy i musisz to szybko jakoś zarejestrować?

Wiesz co, ja już chyba tak nie mam, że coś mi wpada spontanicznie, bo zwyczajnie nie mam na to czasu. Na dzień dzisiejszy muszę mieć zaplanowany czas na tworzenie i tak się dzieje, bo umawiam się z moimi producentami i wtedy szukamy pomysłów. Wcześniej zbieram różne inspiracje, słucham dużo muzyki i wiem, że jak wejdę do studia, to zrodzą się nowe piosenki. Lubię taki system pracy, bo ten checkpoint sprawia, że powstaje coś nowego. Potrafię całkowicie wykorzystać czas zaplanowany na pracę w studiu nagrań. Przyswoiłam taki system pracy, kiedy jeszcze uczyłam się grać na pianinie. Codziennie musiałam przy nim usiąść i w ten sposób nagrałam mnóstwo demówek. Mam wrażenie, że wyczerpałam możliwości pracy samej jedynie z tym instrumentem, dlatego też uwielbiam pracę z innymi instrumentalistami i producentami. Oni otwierają mi głowę na nowe.

 

 

fot. Klaudia Piekarska

Jesteś bardzo twórcza, więc wiele pomysłów nie zmieściłaś na swojej pierwszej płycie. Czy dokonywałaś ostrej selekcji i dlatego nie znalazł się na niej chociażby utwór „Odpływam”, który miał być kiedyś jej zapowiedzią?

To właśnie pokazuje moją drogę muzyczną. Przez to, że nie miałam określonego planu, próbowałam sobie różnych rzeczy. „Odpływam” jest świetnym numerem koncertowym, a stworzyłam go bardzo szybko. Tekst napisałam w 20 minut. Patrząc jednak, w którą stronę później poszłam – bo powstały utwory „Bezsensownie” i „Plany” – to ten kawałek przestał pasować do całości. Poszłam w stronę indie popową, lo-fi, więc mocniejszy wydźwięk ,,odpływam’’ przestał się komponować z całością. Chciałam nagrać spójną płytę, na której znajdzie się jedna myśl muzyczna. Szukałam sensu i spójności w tym albumie, więc wedle zasady mniej znaczy więcej musiałam zrezygnować z tego numeru.

Warto wspomnieć, że wszystkie Twoje utwory inaczej wybrzmiewają na koncertach. Czy zależało Ci na tym, żeby te piosenki inaczej prezentowały się na żywo?

Uważam, że koncerty weryfikują artystów. Ja całe życie występowałam, dopiero z czasem uczyłam się produkcji i wszystkiego, co jest związane z nagrywaniem. Myślę, że mój głos także inaczej prezentuje się na żywo. Staram się, żeby w nagraniach było słychać możliwie dużo mojego „dołu”, co jest trudno oddać w studiu nagrań. Dlatego podczas występów mój wokal jest pełniejszy. Kocham koncertować, kocham kontakt z moimi słuchaczami, a co za tym idzie dobrze czuję się na scenie. Zależy mi na tym, żeby na koncertach dawać z siebie jak najwięcej, a tego nie da się usłyszeć w serwisach streamingowych. Sama uwielbiam być w ten sposób zaskakiwana podczas występów moich ulubionych artystów. Tak miałam chociażby z Metronomy – czekałam na ich kolejny występ, bo podczas nich dawali z siebie znacznie więcej niż w nagraniach, które można posłuchać w Internecie. Dlatego zależy mi, żeby na koncertach poszaleć z moim zespołem Zalia Band i dobrze vibe’ować z publicznością.

Jak wyglądają Twoje koncerty po premierze płyty? Czy starasz się zmieniać piosenki podczas występów na żywo?

To jest ciekawe, bo my podczas każdego koncertu staramy się grać trochę inną setlistę. Zagraliśmy 30 koncertów, podczas każdego z nich coś zmieniając. Nie pamiętam zatem setlisty, bo ona cały czas się zmienia. Koncert to jest bardzo żywa formuła i to mnie cieszy. Nigdy nie przygotowuję się także, co powiem na scenie. Nie mam żadnych formułek, które powtarzam. Czasem gadam, co mi ślina na język przyniesie. Ale tak ma być, ja to bardzo lubię.

Lubisz pilnować wszystkiego, co jest związane z Twoją działalnością muzyczną. Na ile miałaś wpływ na to, co dzieje się w teledyskach? Czy to również w jakiś sposób Cię interesuje?

Absolutnie tak. W ogóle wychodzę z założenia, że muszę czuwać nad wszystkim, co jest związane z moją muzyką, bo jeśli ja czegoś nie dopilnuję, to na pewno wszystko się posypie. Dlatego często siedzę nad całym konceptem teledysku i wymyślam pojedyncze sceny. Jestem fanką reżysera, aktora i scenarzysty – Wesa Andersona. Dlatego uwielbiam pracę z kolorami, myślę o poszczególnych kadrach, zdjęciach… lubię być w to zaangażowana. Czasem mnie męczy, że jestem w każdym procesie, ale nie wyobrażam sobie odpuścić, bo chcę, żeby wszystko wyglądało tak, jak sobie to wymyśliłam.

Chciałbym jeszcze powrócić do duetów, których jak na debiutantkę nagrałaś całe mnóstwo – Sarius, Przyłu, Michał Szczygieł, Meek Oh Why?, Lackluster… Jak to się stało, że Ci wszyscy ludzie znaleźli się na Twojej drodze?

To jest seria przypadków. Dla mnie to były wspaniałe okazje, żeby poznać świetnych ludzi, a do tego wspólnie coś nagrać. Traktowałam to jako wyzwania, bo w każdym takim utworze mogłam pokazać inną część siebie, zostawić własne odbicie artystyczne. To jest super sprawa. Co ciekawe, często taka możliwość stworzenia czegoś razem wychodziła od nich samych. Kiedy spotkałam się w studiu z Czarnym HIFI, zaproponował mi współpracę przy numerze „Wino” z Sariusem, jak mogłabym się na to nie zgodzić? Miałam obawy, oczywiście! Ale mam tak, że lubię się sprawdzać, podejmować ryzyko. Tak było na Openerze z BadBadNotGood. Kocham ten zespół, więc kiedy dowiedziałam się, że tam wystąpią, napisałam maila z zapytaniem, czy nie mogłabym do nich dołączyć. Co ciekawe oni odpisali – pewnie, wpadaj na backstage i zrobimy razem próbę. Wysłałam im swoją próbkę i się zgodzili. To było dla mnie mega przeżycie. Znów z Michałem Szczygłem poznałam się przez naszego wspólnego producenta, co zaowocowało współpracą i to on zdecydował się nagrać ze mną numer na swoją płytę. To też było dla mnie ważne, tym bardziej, że Michał traktował mnie na równi, pomimo, że byłam wtedy zupełnie początkującą wokalistką. Uwielbiam pracować z różnymi ludźmi, co z pewnością przełoży się na moje kolejne piosenki. Mam jeszcze wiele pomysłów, wierzę w moją muzykę, ale też w ludzi, których spotykam na swojej drodze.

Rozmawiał: Łukasz Dębowski

 

fot. Klaudia Piekarska

 

 

 

Leave a Reply