Lanberry prezentuje swoje kolejne muzyczne oblicze i nieustannie wymyka się prostym definicjom. Z artystką porozmawialiśmy m.in. o tym, co wydarzyło się na jej nowym albumie „Obecna” oraz o udziale w programie The Voice of Poland.
fot. Paula Patocka
Nowa płyta – „Obecna” – ukazała się dwa lata po poprzedniej. Można zauważyć, że jest zachowana pewna regularność w wydawaniu przez Ciebie płyt. Czy to przypadek, czy zamierzona strategia?
To bardziej przypadek, ale skoro już tak się wydarzyło, że mój kolejny krążek ukazał się dwa lata po poprzednim, to czemu nie zachować takiej regularności. Ta prawidłowość jest fajna i cieszę się, że tak się stało.
Nowa wytwórnia, inne brzmienie, tym razem nieco gitarowe. Czy Twoja płyta „Obecna”, to Twój nowy rozdział w życiu artystycznym?
Ta płyta jest wypadkową tego, co odkrywam na drodze, którą konsekwentnie podążam od samego początku. Pojawiają się na niej nowi ludzie, ale także wyjątkowe spotkania z tymi, których znam, a z którymi łączą mnie wspólne inspiracje. I to właśnie te inspiracje połączyły się tym razem z gitarowym brzmieniem. Jedną z tych osób był Kuba Krupski, będący także kierownikiem muzycznym mojego zespołu.
Nawet przy wcześniejszym, trochę bardziej elektronicznym repertuarze, to, co umieściłam na płytach, różniło się trochę od tego, co prezentowaliśmy na koncertach. Na żywo zawsze było trochę ostrzej. Gitara zajmuje więc wyjątkowe miejsce w moim sercu i chciałam ją wreszcie wysunąć na pierwszy plan, dając upust nowej energii.
Co jeszcze oprócz gitar wyróżnia Twój nowy album „Obecna”?
Na pewno mój wokal jest inny niż na poprzedniej płycie, bo chciałam z nim nieco poeksperymentować. Na tym albumie można znaleźć różne odcienie tego, jak posługuję się głosem. Wreszcie mogłam sobie na przykład pokrzyczeć.
W jaki sposób tworzysz koncepcję na kolejny album i jak to było w przypadku „Obecnej”?
Wszystko dzieje się organicznie, bardzo naturalnie, pod wpływem naszych inspiracji, którymi się otaczamy. Potem z takim bagażem przychodzimy do studia nagrań i rozpoczynamy pracę. To głównie jest zabawa, podczas której pojawiają się pierwsze pomysły. Jeśli pojawiał się jakiś fajny riff gitarowy, to szliśmy dalej w tym kierunku. Pewne rzeczy działy się więc same i to miało najlepsze przełożenie na piosenki.
Czy to znaczy, że wszystko dzieje się u Ciebie na bieżąco i nie masz szufladki, gdzie chowasz swoje jakieś pomysły, wracając do nich przy kolejnej płycie?
U mnie wszystko dzieje się spontanicznie i to wtedy ma dla mnie największą wartość. Muzyka jest żywą materią i wiele rzeczy musi pojawić się w danym momencie by zaistniała. To obraz tego, jaka jestem w danym momencie.
fot. materiały prasowe
Czy nagrywając każdą kolejną płytę, która różni się od poprzedniej, nie rodzą się w Tobie pewne obawy odnośnie słuchacza? Czy nie boisz się, że Twoi fani nie nadążą za tym, co im proponujesz?
Ja mam to szczęście, że mam fanów z otwartymi głowami, którzy podążają za moimi kolejnymi odsłonami i to jest absolutnie niesamowite. Ale mam też nadzieję, że moje muzyczne zmiany mogą przyciągnąć uwagę nowych słuchaczy. Co zresztą w jakimś stopniu już się dzieje, bo widzę chociażby w komentarzach na moich social mediach, że z nową płytą docieram do osób, którzy wcześniej nie sięgali po mają twórczość. To mnie bardzo cieszy i jestem wdzięczna wszystkim fanom, że są ze mną i próbują nadążać za tym, co aktualnie mam im do zaproponowania.
A czy wciąż musisz udowadniać, że jako wokalistka popowa nie jesteś gorsza niż inni artyści, którzy eksplorują inne gatunki muzyczne?
Myślę, że najwyższy czas by odczarować w Polsce pop. To nie jest w żaden sposób gorszy gatunek. Ale wszystko jest w rękach artystów, wykonawców i wytwórni. Warto nadawać mu więcej kolorów, odsłon, nie bać się eksperymentować. Trzeba pokazywać, że w popie możne się zmieścić bardzo dużo. Zredefiniujmy pojęcie popu w naszych głowach i edukujmy, bo tworzą ten gatunek świetni muzycy. To, co wydarzyło się w tej dziedzinie przez ostatnie 10 lat, to jest absolutna rewolucja. Nasi producenci niczym nie odstają od tych zagranicznych. Kiedyś ta różnica była wyczuwalna, teraz jest już zupełnie inaczej, o wiele lepiej.
A jak patrzysz na pop lat 90. W Polsce? Czy to jest dla Ciebie jeszcze inna bajka?
To była trochę partyzantka, ale pop z tamtego okresu w Polsce miał swój urok, bo wiele rzeczy działo się naturalnie i bez nadęcia. Właściwie powstawało wtedy więcej projektów pop-rockowych, które wygrywały szczerością. W pierwszej dekadzie lat 2000. wydarzyło się coś dziwnego, bo nagle pojawiło się w tych produkcjach wiele sztuczności. To zaczęła być pogoń za tym, co światowe, ale w sposób nieumiejętny. W latach 90. możemy odnaleźć więc wiele fajnej prawdy.
W dzisiejszych czasach nie tylko Twoje płyty zmieniają oblicze popu, ale też projekty, w których brałaś udział. Jednym z nich jest najnowszy album Dawida Kwiatkowskiego.
Faktycznie dołożyłam na ten album kilka pomysłów od siebie. Dawid miał świetną wizję i to, w jaki sposób się rozwija, robi na mnie ogromne wrażenie. Jestem bardzo ciekawa, jaka będzie jego kolejna odsłona.
A jaka będzie kolejna odsłona Lanberry? Czy masz już pomysły na swoje kolejne projekty?
Ja mam tak, że żyję tym, co tu i teraz. Nie myślałam jeszcze o tym, co może wydarzyć się w przyszłości. Założę się jednak, że za kilka tygodni zaczną we mnie kiełkować nowe pomysły. Bardziej skupiam się teraz na kolejnym roku, który stanie się dla mnie bardzo przyjemny pod względem koncertowym, bo będę mogła pokazać na nich pełen koloryt albumu „Obecna”.
Na pewno usłyszymy na nich jeden z utworów z tej płyty, czyli „Debiutuję”. Ta piosenka wydaje się bardzo osobista. Jak ją odbierasz i czy to ważny dla Ciebie z jakiegoś powodu utwór?
To historia opowiedziana wprost. Piosenka powstała w momencie, gdy musiałam na chwilę zniknąć. Było to też związane z przejściem z jednej wytwórni do drugiej, więc niczego nie wydawałam. I to był trudny moment, bo wszyscy się pytali: gdzie ty teraz jesteś, co się z tobą dzieje? Przecież powinnaś być wszędzie, więc dlaczego cię nie ma? O tym jest ta propozycja, ale też o tym, że artysta z każdym nowym projektem debiutuje na nowo. Dlatego album „Obecna” tratuję jak mój kolejny początek, a więc jest moim następnym debiutem.
Nie należy tego utworu wiązać z Twoim życiem prywatnym?
Na albumie jest bardzo wiele osobistych emocji i wiele na nim zawarłam z życia prywatnego. W piosence „Debiutuję” mniej, bo głównie jest ona o życiu zawodowym, ale „Post Scriptum” to osobista opowieść o tym, co działo się w mojej sferze prywatnej. To taki utwór, który do bólu o tym mówi. Zawsze najwięcej informacji o mnie i o tym, co dzieje się w moim życiu, znajduje się w piosenkach. Taka forma wypowiedzi na różne tematy jest dla mnie komfortowa i bezpieczna. Nie czuję potrzeby robienia sobie miliona zdjęć z ukochanym i wrzucania ich do social mediów. Chcę się dzielić wszystkim, ale wyłącznie poprzez muzykę.
fot. okładka płyty
A co odpowiadasz tym, którzy zarzucają Ci, że łapiesz zbyt wiele srok za ogon? Każda Twoja płyta jest inna, a przecież jeszcze tworzysz dla innych?
Pisanie dla innych trochę ograniczyłam, bo skupiam się teraz głównie na swojej muzyce. Nie wiem, czy działam na tak wielu przestrzeniach muzycznych, bo wciąż poruszam się w popie. Teraz sięgnęłam po brzmienia gitarowe, ale wciąż nie uciekłam gdzieś daleko, jeśli chodzi o tworzenie piosenek. Uważam więc, że moje projekty zachowują pewną spójność.
W jaki sposób w ogóle odbierasz niesprawiedliwe opinie na swój temat?
Jestem człowiekiem i nic bezemocjonalnie po mnie nie spływa. Mam swój zestaw narzędzi ratunkowych, ale przede wszystkim nikomu na siłę nie zamierzam udowadniać, że nie jestem wielbłądem. Czasami reaguję na zaczepki w zabawny sposób, życząc komuś miłego dnia. Ta zasada działa, więc warto być życzliwym nawet dla tych, którzy nie są przyjemni, wypisując jakieś niepochlebne rzeczy na mój temat. Działa również metoda niereagowania na zaczepki. Wszystko zależy od kontekstu, którą formę wybiorę.
Nawiązując do wcześniejszej Twojej wypowiedzi odnośnie piosenki „Debiutuję”, zadebiutowałaś także jako trenerka w programie The Voice of Poland. Czy po programie jesteś w stanie inaczej spojrzeć na siebie jako na uczestniczkę, która kilka lat temu próbowała wziąć w nim udział?
Siłą rzeczy musiałam na to spojrzeć z innej strony, bo to piękna historia i fajnie to wszystko zatoczyło koło. Zasiadając w fotelu, wiedziałam, co przeżywają uczestnicy po tej drugiej stronie. Ta empatia, którą mam w sobie działa, ale doświadczenie sprzed wielu lat dało mi pełniejszy obraz. Wiem, z jakim stresem mierzą się uczestnicy startujący w takim programie. Przecież przez dwie minuty muszą nam się w pełni zaprezentować, co jest bardzo trudne. My, jako trenerzy, nie wiemy nic o uczestnikach, a poprzez ich umiejętności, barwę głosu, interpretację, ale też wybór piosenki, musimy ich bardzo szybko ocenić.
Czego więc, jako trenerka, szukałaś w tym programie? Jacy uczestnicy przykuwali Twoją uwagę?
Szukałam czegoś innego i oryginalnego w głosie. Jeśli ktoś wychodził poza linijkę, a robił to w ciekawy i umiejętny sposób, to przykuwał moją uwagę. I to nie musi być monumentalny głos diwy, ale ktoś, kto ma jakieś właściwości, czy też umiejętności wyrażania się poprzez własną interpretację. Nie interesował mnie perfekcjonizm formatu Whitney Houston. Najważniejsze było, żebym usłyszała uczestnika, a nie kopię kogoś, kim nie jest. Dlatego mój team w programie był tak bardzo różnorodny.
A jak patrzysz na siebie i swój występ w programie The Voice of Poland sprzed wielu lat?
To jest tak odległe i tyle się już od tego momentu zdarzyło, że nie ma sensu do tego jakoś specjalnie wracać i analizować. Nie pielęgnuję w sobie pewnych wspomnień, choć jestem sobie wdzięczna, że tam poszłam w 2013 roku. I to, że nikt się wtedy nie odwrócił, sprawiło, że jeszcze bardziej chciałam to robić. Potrzebne są w życiu różne doświadczenia, bo one z czasem nam pomagają iść dalej. Staram się nie wypierać z siebie złych emocji – daję temu przepłynąć ze świadomość, że to minie.
Bez tych doświadczeń nie byłoby Ciebie dzisiaj z kolejnym albumem – „Obecną”. Jak Ty go oceniasz na tle pozostałych pod względem emocjonalnym i za co go lubisz?
To jest moja emanacja tego, kim jestem dzisiaj. Uwielbiam go za gitary, ale też za to, że mogłam się na nim wykrzyczeć, ale również coś wyszeptać. Lubię go za to, że mogłam poeksperymentować ze swoim wokalem. Dałam sobie na nim szansę na bardzo wiele i to jest jego cenna wartość. Cieszę się, że mogłam nagrać utwór „Post Scriptum”, podczas którego musiałam robić sobie przerwy, bo mnie rozkładał emocjonalnie na łopatki. Bywało ciężko i przez to ma mocny wydźwięk. Przeszywająca ballada.
Co chciałabyś, żeby zostało po albumie „Obecna” w Twojej pamięci – ale też w pamięci Twoich fanów – za kilka lat?
Chciałabym, żeby pozostała ta świadomość, że można eksperymentować w muzyce pop, że można się tym gatunkiem bawić. Jeśli taka myśl zrodzi się na nowo po przesłuchaniu mojej płyty za kilka lat, to będzie mi bardzo miło.
W jaki sposób zachowujesz czujność, jeśli chodzi o muzykę pop, żeby nie powielać pewnych schematów i być zawsze na czasie?
Robię cotygodniowy update tego, co się dzieje w Polsce i na świecie. To pozwala mi zachować czujność i sprawdzać, czy w danym momencie są nawiązania do jakichś dekad, albo powrotu do niektórych środków artystycznych. Przecież ostatnie dwa lata to był powrót emo, co potwierdza odrodzenie się Avril Lavigne ze swoim starym wizerunkiem. Powrócili Travis Barker, Blink 182… Cały album Willow Smith to jest ukłon w stronę tamtej muzyki, co pokazuje wyraźne nawiązania do tego, co było. Sama wracam poniekąd do emo w żywiołowej piosence „Taniec z ogniem”.
Z okazji zbliżających się świąt warto też wspomnieć, że swego czasu nagrałaś dwa utwory okolicznościowe. Czy będziesz kontynuować tworzenie w tym kierunku? Może wydasz za jakiś czas całą płytę świąteczną?
Tak, nagrałam dwie bardzo bliskie mi piosenki świąteczne, a były to „Happy Xmas War Is Over” Johna Lennona i „Dzień jeden” w roku Czerwonych Gitar. Z tymi utworami bardzo się utożsamiam, bo ich uniwersalny wymiar jest dla mnie bardzo ważny. Przesłanie pokoju jest mi bliskie, a święta powinny skłaniać do refleksji, szczególnie jeśli weźmiemy po uwagę to, co dzieje się za naszą wschodnią granicą. Polecam posłuchać. Gdybym miała nagrać album świąteczny, to na pewno połączyłabym na nim kilka tradycji.
Rozmawiał: Łukasz Dębowski