„Egzuwium” to pierwszy pełnowymiarowy album słupskiego artysty występującego jako Versus M.. To mieszanka eksperymentalnej elektroniki z wyraźnymi odniesieniami industrialnymi. Więcej dowiecie się z naszej recenzji tego wydarzenia.
Recenzja płyty „Egzuwium” – Versus M. (2022)
Versus M., to eksperymentalny projekt Michała Węgrzyna, który wciąż poszukuje w muzyce nowych rozwiązań, czego najlepszym przykładem jest jego pierwszy pełnowymiarowy album „Egzuwium” (po wcześniej wydanych 10 EPkach!). Artysta za każdym razem stara się stworzyć własny język wypowiedzi artystycznej, odcinając się w ten sposób od tego, co obecnie modne w podobnych gatunkach muzyki elektronicznej lub alternatywnej. I jak się okazuje jego eksploatowanie wytrawnych brzmień przynosi niezwykle ciekawe efekty.
Egzuwium to zewnętrzna część powłoki ciała zwierząt zrzucana przy linieniu. W jaki więc sposób przenieść tytuł płyty do muzyki, którą tworzy Versus M.? Można rozumieć to na kilka sposobów, odnosząc samo znaczenie do twórczości artysty, który powraca z projektem hermetycznym, ale niemającym bezpośrednich nawiązań do wcześniejszych mini albumów. W jego dokonaniach czuć nieustanny progres, choć nowe kompozycje ściślej łączą się z historycznymi eksperymentami prekursorów elektroniki. Sam muzyk przywołuje nazwisko Eugeniusza Rudnika – inżyniera dźwięku i pioniera muzyki elektroakustycznej w Polsce (warto poczytać więcej na temat jego działań).
Jest w kompozycjach Versusa M. coś niezwykle ciekawego – właściwie można powiedzieć, że każda z nich bazuje na surowej strukturze pojedynczych dźwięków. Artysta nadaje im oszczędną, nieco zmechanizowaną formę, kształtując w ten sposób muzykę, wymykającą się typowej melodyce. Poszczególne ślady, które wydawać się mogą znajome, przybierają zaskakujący wygląd, co również można odnieść do tytułu płyty (pozbycie się trywialnych naleciałości).
Te utwory, to jakby matematyczny układ różnych dźwięków, na końcu tworzących niezwyczajne kombinacje foniczne. Właściwie artysta dokonuje pewnej dekonstrukcji brzmień, za którymi kryją się mniej linearne motywy muzyczne, zbliżające się w okolice awangardowego industrialu („Śluza„). Artysta nie opiera się na typowych założeniach względem wspomnianej linii melodycznej, choć taka też się tutaj pojawia. Znajdziemy nawet elementy bardziej przejrzyste, ujmujące głębokim klimatem („Drzewo smoczej krwi„). Owszem, eksperymentalna forma bywa czasem dysfunkcyjna, ale taka „niedoskonałość” stanowi istotę poszczególnych kompozycji („Mechanizmy„). Znów industrialny charakter nakreśla jedynie muzyczne współrzędne, nie stając się w ten sposób nadmiernie zintensyfikowaną zasadą na tym albumie („Wybrzeże szkieletowe„).
Ciekawostką jest, że całość powstała przy użyciu wyłącznie fizycznego sprzętu, co w dzisiejszych czasach samo w sobie stanowi wyzwanie. Dzięki temu, bez podkoloryzowania całości komputerowym syntetyzmem, Versus M. zbudował projekt niezwykle oryginalny, oparty na materii, która nie jest łatwa do przekształcenia w interesujące ilustracje muzyczne. Muzyk stworzył więc własną konsolidację dźwięków, będącą czymś więcej niż tylko muzyką tła, przeistaczając poszczególne kompozycje w niełatwy do rozszyfrowania system nieoczywistych brzmień. Może czasem zbyt trudny, choć przy odpowiednim skupieniu i zaangażowaniu jesteśmy w stanie rozgryźć tak konstruktywnie określoną wizję artystyczną.
Łukasz Dębowski
fot. materiały prasowe