“Smugi” to debiutancki, długogrający album pochodzącego z Lublina zespołu B6. Najnowszym singlem promującym to wydarzenie został utwór „Błękit czy piach”. Poznajcie naszą recenzję tej płyty.
Zespół B6 to obiecujący skład z Lublina. Gitarowe brzmienia, futurystyczne synthy, głęboka, piaskowa barwa wokalu to pigułka B6.
Recenzja płyty „Smugi” – B6 (2021)
Lubelski zespół B6 zadebiutował albumem zatytułowanym „Smugi”, wyraźnie zaznaczając swoją obecność na polskiej scenie muzycznej. Własną wizję muzyczną grupa zamknęła w jedenastu różnorodnych, nie zawsze równych, ale w większości ciekawych kompozycjach, pogłębionych charakterystycznym wokalem Martyny Sabak.
Materiał na tym albumie prezentuje się dosyć różnorodnie, choć całość trzyma się pewnych założeń związanych z tymi utworami. I choć sama forma wydaje się często dosyć prosta, niewydumana, to poszczególne piosenki bronią się właśnie swego rodzaju urzekającą klimatycznością. Szczególnie przyciągają uwagę naładowane nastrojowym brzmieniem gitar i syntezatorów, spokojniejsze momenty („Błękit czy piach”).
Dobrym akcentem było rozpoczęcie albumu utworem „Cisza”, który wciąga hipnotycznymi, psychodelicznie zaszczepionymi dźwiękami (początek zaczyna się od trzasków płyty). Tutaj należy się ogromny szacunek za zawodowe podejście i umiejętność powściągliwego prezentowania swojej muzyki w tak niezwykle ciekawym kolorycie. Jest w tym pewien dramatyzm podszyty nieegzaltowaną emocjonalnością.
Równie interesująco, bardziej klasycznie w oszczędności brzmienia klawiszy, bez syntezatorowego tła wypada „Zastygłam” (koniec też został zwieńczony trzaskami winylowej płyty). Vintage’owych dźwięków znajdziemy tu jednak niewiele, choć sam klimat poszczególnych piosenek przenosi nas w czasie do końca lat 90. Jest w tym jakaś elegancja, lekkość, ale też naturalność.
Każdy utwór ma także swój przekaz. Zwraca uwagę zapętlająca się żywymi dźwiękami, eksplodująca w końcowej części „Mgła”. Świetne współgranie instrumentów z syntezatorami jest niewątpliwą siłą tego kawałka. Przy tym pop-rockowa konstrukcja nie jest napastliwa. Raczej nic nie ociera się o banał, choć żywsze piosenki, niosące w sobie elementy indie-popu nie zawsze są wystarczająco angażujące („Tysięce”). Przeciętnie wypada podbita funkującym rytmem piosenkowa jednostajność, wkradająca się na szczęście bardzo sporadycznie („Szkła”). Za to nieoczywisty staje charakter „burzliwego” w rockowych odniesieniach utworu „Cztery ściany”.
Słychać, że zespół B6 ma nie tylko pomysł na to, co i w jakiej formie chciałby zaprezentować. Band posiada też poziom zawodowstwa, pozwalający im funkcjonować w takiej przestrzeni muzycznej, jaką sobie wymyślili. A to wszystko dzieje się w obecności osobliwego wokalu Martyny Sabak, która niewątpliwie dodaje tym piosenkom miarodajnej jakości.
Łukasz Dębowski
fot. materiały prasowe