Jan Bo – „Kawa i dym” [RECENZJA] [ODKURZAMY]

Nasz ocena

Dziś powracamy do jednej z ciekawszych płyt Jana Borysewicza (Jana Bo) pt. „Kawa i dym”. Album ukazał się w 2016 roku. Jednym z atutów tego krążka są goście, którzy pojawili się w niektórych propozycjach. Więcej w dzisiejszej recenzji.

Recenzja płyty „Kawa i dym” – Jan Bo (Agencja Muzyczna Polskiego Radia, 2016)

Jeżeli komuś wydaje się, że Jan Borysewicz najlepsze piosenki komponuje tylko dla zespołu Lady Pank, ten zmieni zdanie słuchając jego solowej płyty „Kawa i dym”. Ten album budzi najlepsze skojarzenia z twórczością, czy też niezwyczajną charakterystyką kompozytora, a przy tym prezentuje się bardzo ciekawie w dzisiejszej rzeczywistości muzycznej, która wciąż unosi jego niesłabnący indywidualizm. 

Dodatkową, bardzo istotną atrakcją tej płyty są goście, których muzyk zaprosił. Każdy z nich odcisnął własne piętno, pozostawiając fragment swojej wrażliwości, więc jest to krążek nie tylko dla miłośników kunsztu kompozytorskiego Borysewicza.

Mocno zaznaczył swoją obecność Piotr Rogucki. Dynamika kompozycji „Bananowy dżem” połączona z energią głównej postaci nieodżałowanej grupy Coma, przyniosła jeden z najlepszych numerów na płycie. Konkretniej zarysowane riffy gitarowe kształtują także „Zawsze można dalej„, gdzie Piotr Cugowski wpłynął na niewymuszoną oryginalność piosenki. Z należytą ostrożnością Borysewicz ukształtował za to „Jeśli tam nie ma nic„. Dzięki temu Igor Herbut mógł tutaj przebić się ze swoją znamienną emocjonalnością.

Fajnie prezentuje się układ poszczególnych kompozycji, bo każda z nich została przemyślana i ustawiona pod osobowość gościa (pojawiają się jeszcze Ruda z Red Lips i Damian Ukeje). Natomiast forma piosenki, w której występuje sam Jan Borysewicz jest jakby swobodniejsza i bywa bardziej zróżnicowana. W „Odczep się Kostucho” słychać wręcz starego, amerykańskiego rock’n’rolla, a „Znów od początku” to propozycja bliska twórczości zespołu Lady Pank.

Trzeba również wspomnieć, że całość uszlachetniono udziałem kwartetu smyczkowego, choć niemal każda z tych kompozycji to przede wszystkim zagęszczona mieszanka gitar. Czuć, że Jan Bo pozostawił powściągliwość w macierzystej formacji. Tutaj poszalał nieco bardziej i dzięki temu dostajemy solidną porcję rockowego (być może już trochę niemodnego) zacięcia. Same teksty nie są może mocną częścią całości, ale nie rażą też banałem.

Tak zaprezentowany kształt piosenek odzwierciedla kwintesencję dokonań Borysewicza. Całkiem dobra płyta. Bezkompromisowo dobra. Nawet jeśli ktoś nie jest wielbicielem wokalnych popisów muzyka, to warto mieć album „Kawa i dym” dla wszystkich gości, którzy tu się pojawili oraz dla soczystej charakterności tego wydarzenia.

Łukasz Dębowski

 

 

2 odpowiedzi na “Jan Bo – „Kawa i dym” [RECENZJA] [ODKURZAMY]”

  1. Wokal Borysewicza do zaakceptowania przy takim graniu itd., ale przynajmniej cześć tekstów jest naprawdę słaba… Aż się dziwię, że takie rzeczy trafiają na płyty takich muzyków. Skoro ja (i nie tylko ja) czuję zażenowanie, to nikt go nie czuł podczas tworzenia płyty?

    1. Ciężko się nie zgodzić z tymi tekstami. Wojtek Byrski pokazał już wielokrotnie, że jest świetnym autorem tekstów (Londyn 8:15 albo Ikar Iry) a tutaj coś ewidentnie poszło nie tak. Na szczęście płyta muzycznie jest świetnie a Borysewicz śpiewa na niezłym poziomie.

Leave a Reply