„Ślady miłości” to czwarta solowa i najbardziej osobista płyta Olgi Bończyk. 12 piosenek, przepełnionych miłością, czułością i nadzieją, do których muzykę skomponowali Aleksander Woźniak, Filip Siejka, Adam Abramek i Paweł Sot, a teksty w większości napisała sama wokalistka. Poznajcie naszą recenzję tego wydarzenia.
Recenzja płyty „Ślady miłości” – Olga Bończyk (2021)
„Ślady miłości” to nowa płyta Olgi Bończyk, nagrana 7 lat po poprzednim albumie „Piąta rano”. Jeżeli ktoś zna poprzednie muzyczne dokonania artystki, ten nie będzie rozczarowany. Wciąż nie trudno odnaleźć przywiązanie wokalistki do trochę już niewspółczesnej formy piosenkowej, ale właśnie przez to połyskującej szlachetnością na tle otaczającego nas bezmiaru muzyki.
Zwraca uwagę wyważenie każdego słowa, bo trzeba zauważyć, że jakość tego wydarzenia stanowią także teksty. To opowieści pochodzące głównie od samej Olgi, chociaż wokalistkę wsparli także: Anna Ignaszewska, Katarzyna Jamróz, Igor Jaszczuk i Jacek Bończyk. A o czym są te piosenki? Właściwie w tytule płyty zawarty jest ich przekaz. To miłość w różnych jej kolorytach, a także emocjach, które towarzyszą temu wciąż nie do końca odgadnionemu uczuciu. „Ślady miłości” nosi w końcu każdy z nas, ale nie każdy posiada umiejętność, by mówić o niej w sposób wywarzony, dogłębny, może czasem analityczny, ale zawsze pełen wdzięku. W lekkości tych utworów znajdziemy opisowe sytuacje, trochę wręcz obrazkowe, ale zawsze sumiennie odnoszące się do ludzkiej wrażliwości.
Poza tym artystka prezentuje każdy utwór z klasą, ale bez przesadnej wzniosłości. Owszem nie wszędzie udało się uniknąć patosu od strony muzycznej („Ślad miłości”), jednak słowo ma tu swoją nieprzejaskrawioną ważność.
Kompozycje pochodzą od kilku twórców. Najważniejszym z nich jest Aleksander Woźniak (twórca zespołu PIN), który dostarczył artystce najwięcej muzyki. Obok niego pojawił się Filip Sojka, a także Adam Abramek (raz w towarzystwie Pawła Sota). Gdyby jednak oceniać istotę każdego utworu, to trudno wybrać ten najlepszy czy też taki, który wyróżniałby się szczególnie na tle pozostałych. To raczej kwestia tego, co się komu może spodobać.
Obok lekkich, niezwykle melodyjnych („Więcej niż kochanek” – jak ten numer jest wspaniale zagrany!), znalazły się bardziej energetyczne kompozycje, które wpuszczają więcej światła na ten album („A gdyby tak”). Pokazują też różnorodność pod względem wykorzystania instrumentarium. I choć całość mieści się w popowej konwencji, to bogactwo brzmień bywa imponujące. Stąd elementy ciepłej bossanovy („Więcej niż kochanek”), walca („Nasz walc”), a nawet improwizacji jazzowej („Miasto nocą”). Zresztą ten ostatni wspomniany numer to jeden z ciekawszych momentów na płycie. Niebanalny, gustowny, a przy tym pięknie rozpisany pod względem harmonii. Na końcu albumu znajdziemy też mały, ale jakże ważny kawałek. „Zdrowia patrol” został nagrany przy okazji Hot16Challenge2 i wypadł… co najmniej przekonująco.
Choć nie pasuje klimatem do całości (dlatego jest bonusem), to posiada elementy świadczące o niezwykłej muzykalności Olgi Bończyk, która włożyła w nagranie tego krążka niemałą część siebie – własnej wrażliwości, szacunku do piosenki, istoty interpretacji i śpiewania. Bez bratania się z czymś wymyślnie innym i prześcigania się ze współczesnymi twórcami popowymi, artystka nagrała to, co gra w jej duszy, a raczej to, co w jej sercu zajmuje ważne miejsce. A poprzez czyste, kobiece, czy też zwyczajnie ludzkie emocje, „Ślady miłości” mogą stać się bliskie każdemu z nas. Oczywiście jeśli będziemy w stanie zaakceptować trochę niedzisiejszą, choć świetnie zrealizowaną formułę piosenki, mieszczącą się na granicy poetyckości i popu z wyraźnie szlachetnymi naleciałościami.
Łukasz Dębowski