15 czerwca ukazała się nowa płyta Krzysztofa Kiljańskiego pt. „Więcej”. Mieliśmy okazję porozmawiać z wokalistą o jego premierowym albumie, ale też powspominaliśmy to, co działo się na początku jego muzycznej drogi. Zapraszamy do lektury.
Z naszej recenzji płyty „Więcej”:
„Ten album mógłby wpaść w pułapkę nadinterpretacji i nadmiaru patosu. Udało się od tego uciec, tworząc całkiem szlachetną, opartą na lekkości formę. Swobodny przepływ tych kompozycji dodaje pewnej elegancji, która wynika też z osobowości samego Krzysztofa Kiljańskiego. Tych piosenek naprawdę słucha się niezobowiązująco dobrze”. Cała recenzja:
Od kiedy można powiedzieć, że Krzysztof Kiljański uprawia zawód wokalisty?
Uprawiam ten zawód od września 1990 roku, kiedy to podpisałem pierwszą umowę. W kontrakcie widniał zapis, że pracuję na etacie – „śpiewak – solista”. Brzmiało to dość poważnie (i jednocześnie trochę zabawnie), chociaż nie była to praca w operze. Zespół Śląskiej Estrady Wojskowej zatrudnił mnie wtedy na sześć lat. Nie graliśmy tylko dla wojska, były to komercyjne programy kierowane również do „cywilnej” publiczności. Występowaliśmy wtedy na największych scenach polskich – amfiteatry, teatry muzyczne… a nawet ring bokserski. To była niezła szkoła i fantastyczne doświadczenie pracy na scenie.
Ale już wcześniej, bo w latach 80 miałeś do czynienia z muzyką?
To był znakomity etap. W czasach liceum stworzyliśmy dziesięcioosobową „paczkę”. Sami tworzyliśmy. Graliśmy autorskie piosenki we wszystkich miejscach, gdzie można było się pokazać. To nam dawało wielkiego „kopa”, wiele radości i satysfakcji. To była dla nas wielka wartość, biorąc pod uwagę, że żyliśmy jednak w PRL. Chcę też zaznaczyć, że z Ewą Andrzejewską, która wówczas pisała dla nas teksty piosenek wciąż współpracuję, jak choćby w przypadku nowej płyty „Więcej”.
Czy te rzeczy z tamtego okresu można gdzieś znaleźć zarejestrowane, czy nie dbaliście wtedy o to?
Zapisane na taśmach gdzieś pewnie spoczywają w archiwach radiowych. W domu posiadam pudło z kasetami, które zawierają nagrania z dawnych lat. Obiecuję sobie od dłuższego czasu, że zrobię z tym porządek. Mam zamiar odrestaurować i zdigitalizować kilka nagrań z lat 80.
Czy masz jakies muzyczne wspomnienia z lat 90., które do dziś budzą Twój uśmiech?
Jednym z niezapomnianych przeżyć był mój wyjazd na Tajwan. Pracowałem tam przez pół roku. Zwrócił moją uwagę fakt, że oni bardzo żyją muzyką, traktując ją jako rozrywkę. Potrafią bawić się nią, a karaoke jest ich ulubioną możliwością spędzania czasu. Byłem totalnie zaskoczony widząc taką scenkę: autobus stojący na parkingu, przerwa w podróży. Kierowca otwiera luki bagażowe a tam… podłączony telewizor, sprzęt nagłośnieniowy i podpięte mikrofony. Ludzie wychodzą z autobusu, biorą w ręce mikrofony i … śpiewają karaoke. Po jakimś czasie ruszają w dalszą podróż. To był dopiero „czad” 😉
A z takich muzycznych przygód w Polsce?
W połowie lat 90’ wytwórnia Zic Zac organizowała w Warszawie w klubie Ground Zero cykl koncertów pod nazwą „Wrota Sławy”. Młodzi, nieznani wykonawcy mogli zaprezentować się z własną twórczością, jak gdyby suppotując gwiazdy formatu Lady Pank, czy Urszula. Wraz z przyjaciółmi zostałem zaproszony do udziału w koncercie, którego gwiazdą był… Closterkeller.
Choć nasza muzyka niewiele miała wspólnego z rockiem gotyckim, to przyznaję jednak, że wówczas w Ground Zero wokół sceny i garderób krążyły te same fluidy 😉
Takie były początki Twojego działania w tej branży muzycznej. A jakie są początki powstawania płyty? Kiedy rodzi się pierwszy pomysł, że teraz nagrasz taką płytę? Bo trzeba podkreślić, że pomimo poruszania się w piosence refleksyjnej, nagrywałeś różne albumy (piosenki Kofty, Przybory, duety).
W momencie kiedy podejmuję decyzję o nagraniu nie zakładam wtedy jeszcze jej ostatecznego brzmienia, czy też w jakim kierunku ona będzie podążać. Nie szufladkuję własnej twórczości. Nowa płyta „Więcej” to współpraca z Marcinem Kindlą. Marcin odcisnął swój ślad na tym albumie, jako producent, muzyk, wokalista, kompozytor, czy aranżer. To istotna postać w przypadku tej płyty.
Czyli to on zarzucił pierwszą ideę nagrania tego krążka?
Z Marcinem poznaliśmy się już współpracując przy albumie „Duety”. Potem dał mi sygnał, że bardzo chętnie zajmie się produkcją mojej kolejnej płyty. Pamiętam go z czasów, kiedy z bratem występowali pod szyldem Kindla. Podobało mi się ich brzmienie. Jest to człowiek wielu talentów. Byłem przekonany więc, że współpraca z nim przyniesie dobre efekty. Zajął się również logistyczną stroną nagrywania, co w pracy nad płytą dawało mi prawdziwy komfort. Współpraca z nim, to był bardzo dobry pomysł.
Jednak trzeba zauważyć, że na płycie pojawiają się także goście ze Stanów Zjednoczonych tj. Jud Friedman i Allan Rich? Jak to się stało, że na nich trafiłeś?
To Marcin Kindla poznał ich podczas jednego z campów na których spotykają się producenci, kompozytorzy, muzycy. Właśnie stamtąd przywiózł kilka szkiców kompozycji, które stworzył właśnie z nimi. Po przesłuchaniu ich moją uwagę zwrócił ten, który finalnie stał się drugim singlem – „Więcej”. Wcześniej jednak powstała wersja angielska jako „Did I Ever Mention”, która znalazła się na płycie jako bonus. I warto też zwrócić uwagę, że obie pozycje różnią się od siebie nie tylko tekstem, ale też instrumentarium, chórkami i generalnie brzmieniem.
Do tej piosenki powstał też bardzo malowniczy teledysk. Masz także wpływ na takie rzeczy jak klipy?
Mam w tej kwestii coś wspólnego z Markiem Knopflerem, który był daleki od idei ilustrowania singli, czy muzyki w ogóle teledyskami. Poszedł wówczas na kompromis z MTV, który polegał na tym, że klip do „Money For Nothing” będzie animowany, a tylko fragmentarycznie pojawiają się w nim przebitki koncertowe. Od tamtej pory jestem fanem klipów animowanych i mam nadzieję, że w przyszłości i ja się doczekam takowego 😉
Czy posiadasz takie piosenki, które nie znalazły się na płycie, bo z jakiegoś powodu nie pasowały do całości?
Kiedy pracowałem z Marcinem nad kompozycjami, to od początku stawiałem na te piosenki, które mnie interesują. Miała znaleźć się jedna więcej, napisana w języku angielskim, będąca również wspólnym efektem komponowania z Judem Friedmanem i Allanem Richem. Ona została skończona i być może do niej wrócę przy okazji kolejnego albumu. To jedyny utwór, który nie znalazł się na płycie „Więcej”.
Charakter nowych piosenek sprawia, że słuchać ich się będzie dobrze za kilka, może nawet kilkadzisiąt lat. Czy takie było Twoje założenie przy nagrywaniu tej płyty, żeby miała ponadczasowy i niemodny klimat?
Trzymam się raczej kanonu oldschoolowego jeśli chodzi o brzmienie, instrumentarium i aranżacje. Nie zamykam się jednak w tym względzie. Praca nad tą płytą nakręciła mnie na tyle, że w ciągu najbliższych kilku miesięcy chcę naszkicować kolejnych kilka utworów. Z przyjemnością zamknę się wtedy we własnym gabinecie, które służy też za studio i zrealizuję kolejne pomysły, które już mam w głowie.
A jakie jest Twoje podejście do warstwy tekstowej? Oddałeś je w ręce kogoś innego, choć są na płycie „Więcej” także Twoje słowa.
Walorem jeśli chodzi o warstwę literacką są teksty Ewy Andrzejewskiej, z którą znam się już bardzo długo. I mimo, że na co dzień zajmuje się teatrem, zgodziła się napisać kilka piosenek. Dzięki temu, że nasza znajomość zaczęła się na początku lat 80 potrafiła ubrać w słowa te opowieści tak, by dobrze odzwierciedlały to, co sam chcę przekazać. Jej teksty momentami bywają poetyckie. Bardzo mnie to cieszy, że po latach wciąż możemy współtworzyć fajne rzeczy. Trzy teksty napisałem sam, ale ciągle rozwijam się w tej materii. Warsztat literacki trzeba pielęgnować, jak każdy inny. Będę więc pisał częściej niż raz na 3 lata 😉
A czy w dzisiejszych czasach można powiedzieć o kimś, że jest poetą na miarę Wojciecha Młynarskiego, czy Agnieszki Osieckiej?
Nie można odnosić jeden do jednego dzisiejszych wykonawców do tych wielkich nazwisk. Pewne postaci są niezastąpione. Mamy wielu młodych autorów, którzy , świetnie piszą. Trzeba po prostu do nich dotrzeć, odkryć, pomóc w promocji. Nie brakuje nam też fantastycznych „tekściarzy” tworzących od lat. Warto o nich pamiętać.
Biorąc pod uwagę bardzo dużą popularność Twojej pierwszej płyty „In The Room” dostawałeś propozycje, które wydawały Ci się dziwne lub niepotrzebne? A może masz sposób jak wrócić lub podsumować własną działalność artystyczną?
Na szczęście nikt mi wtedy nie proponował tworzenia remiksów. Teraz niemal wszyscy nagrywają płyty symfoniczne. Być może dobrym pomysłem byłoby nagranie albumu „Kiljański Symfonicznie” (śmiech). Światowej klasy zespoły wracają do tej formy nagrywania swoich piosenek. Nawet takie zespoły jak Deep Purple, czy Foreigner nie mają z tym problemu. I były to świetnie przygotowane projekty, które zdecydowanie miały sens. Podobnie było w Polsce. Najwięksi jak Lady Pank, Perfect, Dźem mają w dorobku takie płyty. Ja jednak nie przymierzam się do takiego projektu.
Czy masz we własnym dorobku piosenki, które darzysz większym sentymentem niż inne? Pewnie ciężko jest wyróżniać kompozycje z najnowszego albumu, bo do nich jeszcze nie nabrałeś dystansu i z pewnością wszystkie w Tobie wciąż mocno żyją, ale gdyby spojrzeć wstecz, co byś wyróżnił?
Istnieje wiele piosenek, które nagrywałem w różnych okolicznościach i kiedy myślę o nich wciąż robią na mnie dobre wrażenie. Jedną z nich jest „Posiedzimy sobie razem w kuchni”, do nagrania której zaprosiła mnie Elżbieta Adamiak. Ten utwór ma wiele wdzięku. Osobowość Eli, charakter i brzmienie kompozycji, tekst, no i… akordeon 😉 Śpiewałem ją z Elą na żywo w Łodzi i w Studiu im. Agnieszki Osieckiej w Trójce. Tych piosenek jest na pewno wiele. Choćby „Poranna nostalgia” Roberta Chojnackiego, która znalazła się na jego płycie „Saxophonic” lub „Podaruj mi” duet z Veronique Le Berre, gdzie w ostatnim refrenie Ona śpiewa po portugalsku, ja w tym samym miejscu – po polsku i ma to wiele wdzięku.
Czy ciągle ludzie patrzą na Ciebie przez pryzmat wielkiego przeboju nagranego wspólnie z Kayah pt. „Prócz Ciebie nic”?
„Ten od Kayah”. Są tacy, co szybko mnie identyfikują według tego klucza 😉 Niedawno kierowca taksówki skojarzył mnie i próbował sobie przypomnieć ten utwór. Nie znał lub nie pamiętał jednak tytułu. Zanuciłem mu krótki fragment i już „był w domu ;-). Mam do tej kompozycji duży sentyment i cieszę się, że „Prócz Ciebie nic” wciąż żyje po tych 13 latach. Pracę z Kayah wspominam wyjątkowo dobrze. To jakby moja siostra, starsza ode mnie o około 2 godziny 😉
Rozmawiał: Łukasz Dębowski
Nie wiem dlaczego, ale najnowsza płyta brzmi bardzo pesymistycznie, nie mniej podoba mi się.