18 września 2020 roku ukazała się – pod naszym patronatem medialnym – płyta „To tylko muzyka” Sławomira Grzymka i Lekko Pijanych. Dziś prezentujemy naszą recenzję tego wydarzenia.
fot. okładka płyty
Recenzja płyty „To tylko muzyka” – Sławomir Grzymek i Lekko Pijani (Soliton, 2020)
Sławomir Grzymek to artysta, który tworzy poza komercyjnym blichtrem, stawiając na muzykę autentycznie wynikającą z jego zainteresowań. Wraz z zespołem Lekko Pijani nagrał album „To tylko muzyka”, przepełniony rasowym brzmieniem bluesa i piosenki ulicznej, w którym skrada się charakterystyczna poetyka słowa.
Sławomir Grzymek szerszej publiczności może być znany z serialu „ZNAKI”, gdzie znalazły się dwie piosenki z tej płyty.
Pomijając jednak całą filmową otoczkę, ten album zasługuje na szersze zauważenie z innego powodu. Piosenki Grzymka i Lekko Pijanych to w dzisiejszej rzeczywistości muzycznej dosyć unikatowy materiał. Czerpanie ze źródeł muzyki rockowej, a przede wszystkim bluesowej stanowi nadrzędną jego wartość. Tym bardziej, że całość została osadzona w zacisznym anturażu, gdzie panuje nocny, nieco przygaszony klimat. Wystarczy wyobrazić sobie zaciszną, niewielką knajpkę, gdzie w tle iskrzą dźwięki wydobyte z brzmienia gitary i przeplatają się one z przypowiastkami stałych bywalców takiego miejsca.
Rasowego wydźwięku całości nadaje też zdarty, silnie napiętnowany upływem czasu, a przez to zupełnie niepodrabialny głos samego artysty. Dzięki jego interpretacjom tekstów opisujących przeżycia prostych ludzi, ten projekt jest tak do bólu prawdziwy. Czyste emocje przeplatają się tu z wytrawnym głosem wokalisty i z na pozór „uliczną” zwyczajnością. Grzymek potrafi ubierać w słowa proste historie i nadawać im poetyckiego wymiaru. Najtrudniej opisywać w czytelny, a przy tym niebanalny sposób codzienne życiowe sytuacje. Jeżeli ktoś zna twórczość Grzesiuka, ten wie z czym mamy do czynienia.
To umiejętne sięganie do tradycji, ale jednak całość została świetnie zrealizowana, przez co, dobrze odnajduje się w realiach współczesności. Do tego mamy do czynienia z zespołem profesjonalistów, dzięki czemu „To tylko muzyka” w żaden sposób nie trąci amatorszczyzną i niedomaganiem. Dodatkowo każdy utwór posiada lekkość, ale nie skrojoną pod komercyjne rozgłośnie radiowe, lecz wynikającą z niewymuszonej swobody tworzenia, jakby te piosenki płynęły im we krwi.
Jest w tym ludzki pierwiastek, tak czytelny nie tylko w słodko-gorzkim „Tangu w maju”, ale też w zaprezentowanym jeszcze oszczędniej „Kowadle”. Zespół nie boi się jednak zaszczepiać brzmień klawiszowych, które tworzą klimatyczne tło niektórych propozycji („Tysiąc imion”). Warto też dodać, że całość nie jest ponura i raczej nie ma tu szarych odcieni. Po prostu te piosenki zostały umiejscowione w zacisznym klimacie niewspółczesności, ale ze świeżym spojrzeniem produkcyjnym.
Przy tak oryginalnej formie i charyzmatycznym wokaliście, ten projekt nie mógł się nie udać. W tych blues rockowo-knajpianych piosenkach jest więcej wigoru niż w niejednym pop-alternatywnym, bardziej medialnym przedsięwzięciu. Tutaj udało się ustawić ważność każdego dźwięku we wszystkich piosenkach, które oprócz słuchania jeszcze się przeżywa. I niech to będzie wskazaniem największej wartości tej płyty. Propozycja skierowana do dojrzałego słuchacza, który choć nie odnajdzie w tych utworach niczego nowego, z nostalgią i zainteresowaniem powinien dotrzeć do sedna albumu „To tylko muzyka”.
Łukasz Dębowski
Jedna odpowiedź do “Sławomir Grzymek i Lekko Pijani – „To tylko muzyka” [RECENZJA]”