Ubiegłej soboty, tj. 22 sierpnia 2020 w Krotoszynie, odbył się coroczny, miejski festiwal „Więc Wiec”. Wszystkie koncerty odbyły się na rynku. Tak jak w zeszłym roku, tak i obecnie, forma była ta sama.
Trzy zespoły/wokaliści, od mniej znanego i młodego, ale posiadającego potencjał, krotoszyńskiego zespołu Prosac, przez tegorocznego członka Męskiego Grania, czyli Króla, aż po gwiazdę wieczoru, jedną z najpopularniejszych wokalistek w kraju, Darię Zawiałow, która również w tym roku uczestniczyła w Męskim Graniu.
fot. Adrian Kaczmarek dla PP / PM
Początkowo festiwal nie zapowiadał się ciekawie. Warunki atmosferyczne, mówiąc delikatnie, nie sprzyjały, momentami ulewny deszcz, zachmurzenie, do tego wiatr popsuły w jakimś stopniu nastrój. Jednak muzyka miejscowego zespołu idealnie pasowała do pogody. Mocne, momentami wręcz przypominające o muzyce Archive brzmienia, wraz z charyzmatycznym wokalem Ryby (wokalista Prosac), umiliły zgromadzonym, jak i mi czas w tę szarówkę. Jak sam lider grupy wspominał, na koncercie mogliśmy usłyszeć w większości premierowe utwory. Najbardziej w pamięci utkwił mi numer o tytule „Jedna Noc”, opowiadający o obecnych czasach. Co prawda, niektóre utwory nie przypadły mi do gustu (przez tematykę tekstów), jednak całościowo wywołali na mnie pozytywne wrażenie, przez co zacznę śledzić ich poczynania. Zachęcam do sprawdzenia ich twórczości. Możliwe, że za parę lat będzie o nich głośno.
Czekając na koncert Błażeja Króla, pogoda poprawiła się, przez chmury przebijało się słońce, jednak wiatr nie dał o sobie zapomnieć. Wszyscy Ci, którzy śledzą tego wyjątkowego artystę, wiedzą, iż na swoich wystąpieniach „przenosi się” do swojego świata, zarażając tym uczestników imprezy. Nie inaczej było w tym przypadku. Widać było, że Król czuł się komfortowo przed krotoszyńską publiką, na scenie było go pełno, co przy (moim zdaniem) wspaniałej muzyce sprawiło, że zapomniałem o spadających kroplach deszczu i wietrze.
Ważne to, co było przede mną, Błażej Król i zespół. Mimo, iż w głównej mierze wykonywałem zdjęcia, dałem się „porwać” magii Króla. Muzyka grana? W odrobinę większej połowie, to ubiegłoroczny materiał, choćby „Głodne dusze” czy „W dole miasta”. Dobrze, że nie zabrakło miejsca dla starszych utworów („Szczenię”) i singla, od którego tak właściwie rozpoczęła się moja przygoda z twórczością laureat nagrody im. Grzegorza Ciechowskiego, czyli „z Tobą / DO DOMU”, tj. spokojnego, jednostajnego utworu, o prostym tekście, który jak żaden inny chwyta mnie za serce. Czy czegoś zabrakło? Absolutnie nie, co prawda liczyłem po cichu na zagranie wyżej wspomnianej piosenki w wersji zbliżonej do tej z albumu, jednak Król zdążył przyzwyczaić, iż występy na żywo nie są odsłuchem płyty 1:1, co się ceni. Po koncercie, muzyk dał swój czas fanom, robiąc sobie z nimi zdjęcia, podpisując płyty i po prostu rozmawiając.
Chwilę po 21, na scenie pojawiła się gwiazda wieczoru, Daria Zawiałow. Było czuć, iż widok tak licznej publiczności, której uczestniczy byli prawdziwym przekrojem pod względem wieku, delikatnie onieśmielił i ucieszył artystkę. Podczas jej części festiwalu, oprócz znanych singli takich jak „Nie dobiję się do Ciebie”, czy „Hej! Hej!”, uczestnicy zostali uraczeni także numerami ze starszej płyty, między innymi „Kundel Bury”. Niewątpliwie klimatyczny moment zrodził się podczas wykonywania utworu „Płynne Szczęście”, kiedy kilka osób z tłumu włączyło w swoich smartfonach latarki, machając nimi, jak zapalniczkami na koncertach jeszcze kilkanaście lat temu. Po chwili tę inicjatywę podłapały kolejne osoby, uzupełniając „spektakl” elementem, który jest wręcz obowiązkowym, dla tego typu utworów. Po zakończeniu przez Darię koncertu a także bisu, nastał czas powrotu do codzienności, zapisując jednak w pamięci ten niewątpliwie miły wieczór.
Krotoszyński Ośrodek Kultury, jak i pod względem organizacji, tak i doboru artystów, spisał się na medal, dając okolicznej publiczności wspaniałe widowisko, które jest miłym powiewem świeżego powietrza od czasu lockdownu i wprowadzenia tych mocno ograniczających wiele branż (między innymi muzyczną). Może był to właśnie dobry powiew powrotu do normalnego życia?
Adrian Kaczmarek