Pod koniec kwietnia ukazała się płyta „Opowieści” Kamili Dauksz. Album pojawił się pod naszym patronatem medialnym. Warto posłuchać. Poznajcie naszą recenzję tego wydarzenia.
Kamila Dauksz pochodząca z Opola, w swoich energicznych, a zarazem przesiąkniętych kobiecą wrażliwością piosenkach zabiera słuchaczy w wyjątkową podróż.
Recenzja płyty „Opowieści” – Kamila Dauksz (wydanie własne, 2020)
Album „Opowieści” to debiut Kamili Dauksz, za którym stoją jej mąż Tomek Boruch (gitara, chórki) oraz jej tata Dariusz Dauksz (gitara). Te piosenki, to coś więcej niż tylko kilka ładnie poprowadzonych melodii, zamkniętych w nietypowej konwencji muzycznej.
Bez archaicznych odniesień można stworzyć album sięgający do korzeni klasycznej piosenki, która tak naturalnie łączy się ze współczesną melodyką. Nie zabrakło nawet rockowej energii („Z biegiem lat”), chociaż ważniejsze stają się motywy pojawiającej się wiolonczeli, które uzupełniają się ze niezwykle szlachetnym i charakterystycznym głosem Kamili Dauksz (grającej właśnie na wiolonczeli).
Zresztą ten instrument jest bardzo ważny, bo dodaje oryginalnego wydźwięku, wprowadzając gdzieniegdzie odrobinę mroku („Dwa światy”). W kilku miejscach łatwo odnaleźć klimat piosenki okołopoetyckiej („Miłość”). Teksty także stają się niebanalną częścią tych barwnych „Opowieści”. Kiedy artystka śpiewa – „miłość swe humory ma, lecz zawsze razy dwa”, brzmi to jak najlepsza, wysmakowana w każdym słowie poezja.
Szczyptę własnej indywidualności dodał Mateusz Krautwurst, który został współproducentem całości. Najważniejsze jednak w tych piosenkach jest to, że każda z nich nie została przeforsowana muzycznie. Wiele tu artystycznej przestrzeni. Pewne niedomknięte momenty dodają poszczególnym kompozycjom niejednoznaczności, przez co historie wciągają od samego początku.
Nie podpierając się syntetycznymi zabiegami, powstały zjawiskowe utwory, co w dzisiejszych czasach nie jest tak oczywiste. Łatwo w tego typu projektach popaść w rutynę i naśladownictwo. Kamili udało się uniknąć nudy, oddając wartość kilku istotnych utworów. Dopełnieniem jest oprawa wizualna tego wydarzenia (piękne zdjęcia).
Takie połączenie brzmienia wiolonczeli i popowo-poetyckiej ekspresji w żaden sposób nie uderza w patos. Szkoda, że tylko sześć piosenek znalazło się na tym albumie. Kreatywność pozwalałaby na jeszcze ciekawsze rozwinięcie paru motywów zawartych na płycie „Opowieści”. Tym bardziej, że różnorodność zostaje pewną niewiadomą, w którym kierunku artystka podąży w przyszłości. Kilka prostych, a jakże urokliwych piosenek. To czasem znaczy tak wiele.
Łukasz Dębowski
2 odpowiedzi na “Kamila Dauksz – „Opowieści” [RECENZJA]”