Komety, uznawane za jeden z najważniejszych zespołów alternatywnych XXl wieku, to warszawski zespół uformowany przez Lesława (gitara, wokal, muzyka, słowa) w roku 2002. Grupa nagrała siedem płyt studyjnych i dwie koncertowe. Poniżej prezentujemy recenzję ich najnowszego albumu „Alfa Centauri”.
Recenzja płyty „Alfa Centauri” – Komety (Thin Man Records, 2020)
Po sześciu latach od wydania ostatniej płyty i licznych zmianach składu, zespół Komety powrócił ze swoim nowym wydawnictwem zatytułowanym „Alfa Centauri”. Krążek zawiera 10 nagrań, które w sumie dają nam jedynie niewiele ponad dwadzieścia minut nowych kompozycji.
„Na płycie <<Alfa Centauri>> chcieliśmy uchwycić esencję Komet, ale podczas pracy nad nią niechcący odkryliśmy parę nowych tropów. Zawsze chciałem nagrać płytę idealną i wreszcie mi się to udało.” – tak o albumie wypowiedział się wokalista i autor tekstów, Lesław. Jego słowa brzmią mocno zachęcająco, jednak najnowsze Komety nie porwały mnie aż do gwiazd.
Przyznam szczerze, że „Alfa Centauri” było moim pierwszym zetknięciem z Kometami. Instrumentalne intro albumu bardzo dokładnie zarysowuje jego klimat. Rockandrollowe brzmienie gitar przeplata się w nim z echami kosmosu, co wspaniale potwierdza słowa Lesława, o tym, że chciał stworzyć płytę, która mogłaby powstać podczas lotu statkiem kosmicznym. Komety zachowują jednak balans między niebem a ziemią, opowiadając w swych utworach historie bohaterów wyciętych wprost z naszej codzienności. Znajdujemy wśród nich zadumaną Dominikę, zakochanego w polskim morzu turystę, krótki komentarz na temat macierzyństwa w XXI wieku, a nawet przytłoczoną sławą gwiazdę (ta ostatnia to ponoć Amy Winehouse).
Wyśpiewane w specyficzny sposób liryki Lesława to proste, acz niepozbawione metaforyki teksty. Jednakże moje osobiste wyczulenie na warstwę słowną nie puściło mimo uszu niefortunnych „nóg jak u manekina”, czy dość płaskiego refrenu o Trójmieście. Te drobne zgrzyty sprawiły, że lirycznie Komety niekoniecznie mi odpowiadają.
Mimo to na wyróżnienie zasługują „Rezonans” i „Horyzont”, oba te utwory skłoniły moją nogę do bezwiednego, rytmicznego podrygiwania. Bogata warstwa muzyczna albumu jest jego niekwestionowanym atutem. Oprócz tradycyjnych gitar czy perkusji możemy usłyszeć na nim puzon, wibrafon, a nawet ksylofon! Choć może w porównaniu do innych reprezentantów polskiej rockowej alternatywy Komety mogą nie brzmieć zbyt odkrywczo, to skoczność ich utworów skłoniłaby zapewne wielu podpierających ściany do wstąpienia na parkiet.
Ten dancingowy kosmos, który fundują nam na tym albumie Komety, stanowi bardzo interesujący miks. Muzycy w niepowtarzalny sposób transportują retro brzmienia do naszych czasów, wcześniej przepuszczając je przez własne współczesne upodobania. „Alfa Centauri” to zapewne wspaniała propozycja dla stęsknionych fanów, ale i ciekawostka dla poszukiwaczy nietuzinkowych muzycznych rozwiązań.
Daria Trojanowska
Tracklista:
1. Alfa Centauri
2. Dominika się waha
3. Na sprzedaż
4. Gdańsk Sopot Gdynia
5. Nigdy
6. Rezonans
7. Szyfry
8. Upiory w szuwarach
9. Walka z instynktem
10. Horyzont
Jedna odpowiedź do “Komety i dancingowy kosmos – recenzja albumu „Alfa Centauri””