Kinga Miśkiewicz powinna być znana wszystkim wielbicielom miękkiej elektroniki i przyjemnych synthpopowych brzmień. Właśnie ukazała się nacechowana kobiecością debiutancka EPka wokalistki pt. „To mi nie”.
Jeżeli kojarzycie zespół Furia Futrzaków, to właśnie wcześniej Kinga była częścią tego duetu. Poznajcie recenzję pierwszej, solowej płyty, którą możecie kupić chociażby na stronie Empiku.
Recenzja płyty „To mi nie” – Kinga Miśkiewicz (PRIMEDIO production, 2017)*
Po wysłuchaniu debiutanckiej EPki Kingi Miśkiewicz pt. „To mi nie” nieomylnym staje się wrażenie, że wokalistka nie uciekła daleko od zespołu Furia Futrzaków, z którym siedem lat temu wydała bardzo przyzwoity krążek. Zresztą te cztery piosenki powstały przy pomocy Andrzeja „Fonai” Pieszaka, będącego częścią tamtego zespołu.
Muzycznie jest więc bez zaskoczeń, ale za to z wyrazistym, bardzo promiennym brzmieniem syntezatorów. Nie zawodzi także melodyjność tych kompozycji, a zabarwienie elektroniczne nie staje się jedynym wyznacznikiem tej płyty. Jest w nich odurzająca porcja przyjemnej rytmiki. Ze znamiennym wokalem Kingi, całość nabiera charakteru stanowiącego podstawę tego wydarzenia.
Należy wspomnieć, że w „Nie lubię kobiet” na perkusji pojawił się Michał Gołyźniak (Natalia Nykiel, Sorry Boys). Pomimo zgrabności kompozycyjnej nie giną teksty, które przy tego typu produkcjach bywają czasem niezauważalne.
Wokalistka wie, co chce powiedzieć i czasem w nieco gorzki sposób dotyka czegoś istotnego. Wystarczy posłuchać „Nie lubię kobiet” i „Pchlego targu”, żeby przekonać się o istotności słów w twórczości Kingi Miśkiewicz.
Ta EPka to zachęta na coś więcej i w momencie, gdy łapiemy klimat tego albumu, okazuje się, że już się skończył. Cieszy fakt, że posługiwanie się popem nie staje się celebrowaniem trywialności. Z tych kilku piosenek niejedna mainstreamowa wokalistka mogłaby znaleźć wiele pomysłów na całą płytę. Czekamy na więcej.
Łukasz Dębowski