
„crying land” to intymny, dream-popowy utwór, będący niezależnym debiutem Elizy Pławeckiej. Do piosenki powstał bajkowy retro teledysk.
fot. materiały prasowe
Zaskakujący to debiut, bo wykracza poza piosenkową formułę, tworząc własną muzyczną przestrzeń, intensywnie pulsującą emocjami samej wokalistki. Chodzi o pierwszy, jakże subtelny singiel „crying land” – utwór Elizy Pławeckiej, dojrzale prezentującej swoją wizję artystyczną. To kompozycja, do której odsłuchu należy podejść z uwagą, ale gdy już poczujemy klimat, zostaniemy wchłonięci przez jej emocjonalną wymowę. I nie ma w tym przesady – całość hipnotyzuje od pierwszych dźwięków, tworząc nieco rozmyty, lecz poruszający nastrój.
Nic nie udałoby się jednak bez głosu samej artystki, który z pozoru może wydawać się nieco wycofany, ale właśnie interpretacyjna powściągliwość pogłębia tak określony zamysł. Owszem, można było dodać więcej elementów przyspieszających rytm tej propozycji, ale prawdopodobnie zagłuszyłyby one część rozpościerającego się uroku. Siła tego dream popowego numeru tkwi przecież w delikatności – stąd pewien smutek może przywoływać skojarzenia z twórczością Lany Del Rey.
Nieśpieszne tętno sprawia, że mamy czas, by odnaleźć się w przestrzennym charakterze utworu, mającego realny wpływ na naszą emocjonalność. Rodzące się w głowie obrazy tylko potwierdzają jego niebanalny koloryt. Bo to nie tylko krótka opowieść muzyczna, ale szersze spektrum wielu uczuć, tworzących swego rodzaju oryginalne wydarzenie na polskiej scenie alternatywnej. Szkoda, że Eliza śpiewa po angielsku – choć może właśnie to ma swój sens, dając nam większe możliwości docierania do przekazu, który w pewnych momentach może być jeszcze bardziej osobisty. Do tego dochodzi bajkowy teledysk i świetna produkcja, a więc koncept jest znaczący – z dopracowaniem całości w każdym calu.
„crying land” to utwór zasługujący na uwagę, a debiutantka – na to, by śledzić jej dalsze kroki. Cały album utrzymany wyłącznie w takim klimacie mógłby być męczący, choć wiele zależy od tego, jakimi środkami posłuży się Eliza Pławecka w kolejnych propozycjach. Można mieć nadzieję, że pomysłów na szerszy projekt jej nie zabraknie. A póki co – upajajmy się chwilami zapomnienia, które ta piosenka ze sobą niesie… Nawet jeśli jest to smutek – przecież czasem też go potrzebujemy. Początek naprawdę wart odnotowania.
[rec. Łukasz Dębowski]
*****
14 czerwca ukazał się debiutancki singiel pt. „crying land” Elizy Pławeckiej. To subtelny, dream-popowy utwór, który powstał z myślą o miejscach, istniejących tylko w nas – ukrytych przestrzeniach, do których wracamy w ciszy, gdy świat staje się zbyt głośny. Zrodził się z nadziei na to, że każda łza ma znaczenie. Że czasem trzeba się rozpaść, by coś mogło w nas zakwitnąć na nowo – delikatnie, powoli, ale prawdziwie. Całość jest inspirowana surrealistycznym kinem.
Symboliczny, retro teledysk — w całości wyreżyserowany i nakręcony przez Elizę — przedstawia melancholijny ogród wyobraźni, subtelne schronienie dla emocji, które często ukrywamy.
Opowieść przynosi nadzieję na to, że smutek ma sens – jest jak przestrzeń, w której może wzrastać piękno. Zarówno wizualnie, jak i emocjonalnie, inspiracją były tu nastrojowe kino i surrealistyczne ilustracje, łączące senny czar z autentyczną wrażliwością.
Za produkcję singla odpowiada producentka i kompozytorka Barbara Czaja / Tide Tunes Studio.
Dla fanów: Coals, Lana Del Rey, Aurora, Agnes Obel.
Motywy: smutek, nostalgia, ucieczka, światy wewnętrzne, filmowa atmosfera, surrealistyczna sztuka.
*****
Słuchaj singla „crying land” na platformie SPOTIFY.